Czarne chmury nad bydgoskim futbolem

Bez powołania sportowej spółki akcyjnej w Bydgoszczy nie będzie futbolu na wysokim poziomie. Takie wnioski można wysunąć po opiniach działaczy Stowarzyszenia Piłkarskiego Zawisza, którzy we wtorek podali się do dymisji.

W tym artykule dowiesz się o:

Jeszcze kilka miesięcy temu sprawa wydawała się oczywista. Jednak w pewnym momencie temat powołania sportowej spółki akcyjnej ucichł. Nie było także jasnych sygnałów z miasta, które w nowym podmiocie miało zostać głównym akcjonariuszem. To zdenerwowało działaczy Stowarzyszenia, którzy we wtorek zrzekli się swoich funkcji. - Nie może być tak, że my o 7:00 prosimy się o spotkanie z wiceprezydentem Grześkowiakiem. Jeśli już jednak do niego dojdzie, to nic z niego nie wynika - tłumaczyli w niedzielę swoją decyzję szefowie Zawiszy.

To nie jedyne zarzuty kierowane w stronę urzędników. Reszta dotyczy podejścia miasta do tematu podziału prac w nowopowstałej komórce. - Należy sobie zadać pytanie, czy pan Grześkowiak zdaje sobie sprawę, kto zorganizuje piłkarzom przedsezonowy obóz? Kto będzie odpowiadał za podpisywanie kontraktów, organizację transportu i wiele innych rzeczy? - pytał ustępujący prezes klubu, Bogdan Pultyn. - To kilkanaście miesięcy temu Maciej Grześkowiak wystąpił z propozycją powołania sportowej spółki akcyjnej. Od tamtego czasu niewiele się zmieniło - przekonywał Pultyn.

Zdaniem działaczy Zawiszy w mieście jest zapotrzebowanie na wielki futbol. Świadczy chociażby o tym liczba sprzedanych biletów, a także brak zadłużenia w stosunku do piłkarzy, Urzędu Skarbowego i ZUS. - Pod względem frekwencji jesteśmy na osiemnastym miejscu w Polsce. To doskonały wynik, biorąc pod uwagę fakt, w jakich okolicznościach przychodzi nam pracować. Sam zysk ze sprzedaży wejściówek wyniósł 350 tysięcy złotych. A przecież to dopiero początek piłkarskiego boomu, bo za trzy lata w naszym kraju zostaną zorganizowane Mistrzostwa Europy. Nigdy też nie zalegaliśmy naszym piłkarzom i trenerom z wypłatami pensji. Wkład finansowy Ratusza w nasz budżet wyniósł zaledwie dwanaście procent. Reszta stanowiła wpływy od sponsorów, ze sprzedaży biletów oraz społecznych składek - kontynuował Marcin Jałocha.

To jednak kropla w morzu potrzeb. Sytuację miało zmienić powołanie sportowej spółki akcyjnej, bo dotychczas większość członków zarządu pracowała społecznie. - Wiecznie taka sytuacja trwać nie może - mówił Jałocha. - Czasu na decyzję jest bardzo mało. W zasadzie nowy sezon w II lidze rusza już 25 lipca, a my wciąż nie wiemy na czym stoimy. Zrezygnowaliśmy z przygotowywanego obozu w Gutowie pod Łodzią. Nie rozegramy też zaplanowanych sparingów z Arką Gdynia i GKS-em Bełchatów. Może nawet tak się zdarzyć, że nie przystąpimy do rozgrywek z powodu problemów technicznych - poinformował Pultyn.

W tej sytuacji pozostaje pytanie, jak dalej potoczą się losy bydgoskiego futbolu? Na razie trudno na nie znaleźć odpowiedź. Istnieje jednak pewne iskierka nadzei. - Być może uda się nam powołać spółkę, bez znaczącego udziału miasta. Wówczas pakiet większościowy zostanie przekazany lokalnemu biznesowi - stwierdził Jałocha. Włodarze Zawiszy wspomnieli także o tym, jakie wsparcie od miasta dostała Pogoń Szczecin i pobliska Olimpia Grudziądz. - My na tym wspaniałym obiekcie czujemy się niechciani. Musimy nawet prosić o wynajęcie sali konferencyjnej. Nie chcemy też, aby w całości nasz budżet opierał się na pieniądzach podatników. Jednak jeśli powie się jedno, to trzeba powiedzieć drugie - dodał Jacek Jankowski.

Decyzję w sprawie powołania sportowej spółki akcyjnej Konstanty Dombrowicz ma podjąć 16 czerwca. Jeśli odpowiedź będzie odmowna, wówczas Stowarzyszenie dostanie ponad 300 tysięcy złotych. - Niedawno dostałem od pana Grześkowiaka SMS-a, w którym napisał, że ta suma nie jest ustalona i może się zmienić. To jest nie poważne - zakończył Pultyn.

Źródło artykułu: