Premier League. Brighton and Hove Albion. Jak "zniszczyć" Manchester City

Getty Images / Clive Mason / Na zdjęciu: piłkarze Brighton and Hove Albion
Getty Images / Clive Mason / Na zdjęciu: piłkarze Brighton and Hove Albion

Jeden chce wygrać dla Juergena Kloppa, drugi, żeby pięknie zakończyć karierę. Trzeciemu za to grożą fani. Brighton ma wiele powodów, dla których chce wygrać z Manchesterem City. Ekipa Guardioli gra w sobotę o mistrzostwo.

- Zostaniemy zniszczeni, jeśli nie obronimy tytułu. Znam życie, w którym żyjemy. Wiem, że będziemy sądzeni. Musimy wygrać - mówił przed ostatnim meczem sezonu Premier League Pep Guardiola. Manchester City ma tylko punkt przewagi nad drugim Liverpoolem. Nie ma żadnego miejsca na błędy. - Wolę skupić się na tym, co mamy do zrobienia. Jeśli wygramy, nie musimy patrzeć na innych - przyznał Hiszpan.

Ostatnią przeszkodą mistrzów Anglii zostało Brighton and Hove Albion. Rywale Manchesteru spokojnie podchodzą do ostatniej kolejki. Za nimi już pętający nogi stres związany z walką o utrzymanie. Przed ostatnim spotkaniem sezonu mają pięć punktów przewagi nad strefą spadkową. Mewy odzyskały luz i - jak piszą brytyjscy dziennikarze - nie będą chciały wyjeżdżać na wakacje z kwaśnymi minami, które wywołałaby porażka na finiszu. Tym bardziej, że piłkarze mają wystarczająco osobistych motywacji przed starciem z potentatem.

Dla Kloppa

Niemcy kochają Kloppa i mocno trzymają kciuki za jego Liverpool. Niektórzy wciąż mają wysokie tętno po niesamowitym odrobieniu strat z Barceloną. W ciemno wzięliby scenariusz, w którym w podobny sposób zostają mistrzami Anglii. Tak się składa, że w Brighton gra dwóch zawodników z niemieckim paszportem.

ZOBACZ WIDEO Aston Villa o krok od gry w Premier League! Powrót z piekła [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Jeden z nich to Pascal Gross. Pomocnik podkreśla, że w finałowym meczu bez względu na rywala, dałby z siebie wszystko. Ale fakt, że może pomóc swojemu rodakowi dodaje mu jeszcze więcej sił. - Reprezentuje Niemcy na najwyższym poziomie i robi to w dobry sposób - opowiadał Gross w rozmowie z "The Sun".

Sprawdź też: Liverpool walczy o mistrzostwo Anglii. Kiedy ostatni raz świętowali, nie było stron WWW

- Mój przyjaciel trenował z nim w Borussii Dortmund. Opowiadał mi, że to najlepszy szkoleniowiec, jakiego kiedykolwiek widział. Jest także niesamowity jako człowiek. Nie ma innej drużyny na świecie, która zagrałaby tak, jak Liverpool we wtorek przeciwko Barcelonie. To się nie uda, jeśli nie ma dobrych relacji między menedżerem a piłkarzami - dodał zawodnik Brighton.

Na pożegnanie

"Kapitan drużyny, Bruno Saltor, w niedzielę zakończy karierę" - podała telewizja "Sky". Hiszpan stał się legendą Brighton. Grał w klubie od siedmiu lat i uczestniczył w historycznym awansie do Premier League dwa lata temu.

38-latek potwierdził te informacje i liczy na piękny mecz przed własną publicznością. Z tej okazji wyjątkowo "maskotkami" drużyny będą jego dzieci. - Córka była smutna, bo pomyślała, że przez to w niedzielę nie wyjdę na boisko. Powiedziałem, że dopiero od poniedziałku przestaję być piłkarzem - opowiadał Saltor.

Obrońca rozegrał dla Mew ponad 230 meczów. Z jego zdaniem mocno liczył się zawsze nawet trener, Chris Hughton. - Saltor już był legendą tego klubu, kiedy ja trafiłem do niego jako menedżer i odegrał fundamentalną rolę w awansie do Premier League - powiedział Irlandczyk.

- Pokonanie Manchesteru City w takich okolicznościach byłoby naprawdę wyjątkowe - mówił z nadzieją Saltor.

Na przekór byłym fanom

Takiego problemu Shane Duffy nie miał przed żadnym innym meczem. Obrońca musiał wyczyścić skrzynkę z masy wiadomości otrzymanych od kibiców Evertonu. Irlandczyk jest wychowankiem The Toffees. - Nie jestem już w Evertonie. Gram w Brighton i teraz to mój klub - tłumaczył się Duffy. Fani namawiali piłkarza do odpuszczenia nadchodzącego starcia. Liverpool świętujący mistrzostwo Anglii byłby dla nich obrazkiem nie do zniesienia.

Innym byłym piłkarzom Evertonu mocno w głowę wryła się nienawiść do The Reds. - Wierzę, że Liverpool nie zdobędzie żadnego tytułu, dopóki oddycham - przyznał z kolei Tim Howard, bramkarz Colorado Rapids.

Za Wembley

- Wszyscy gracze są podekscytowani, aby popsuć imprezę Manchesterowi - wyjawił Duffy. Przy okazji Mewy wezmą rewanż za przegrany półfinał FA Cup na Wembley. Brighton poległo z Obywatelami po bramce, która padła już w czwartej minucie. Gabriel Jesus trafił głową po dośrodkowaniu Kevina De Bruyne. Występ belgijskiego pomocnika stoi w niedzielę pod znakiem zapytania.

W tamtym meczu ekipa Guardioli zagrała jednak bez błysku. Za to Brighton próbował zepsuć plan rywali i co najmniej wyrównać. Aktywny był Anthony Knockaert, ale to nie wystarczyło na gola kontaktowego.

- Jeśli teraz uda nam się zagrać tak, jak w drugiej połowie na Wembley, nigdy nic nie wiadomo. Chcemy konsekwentnie się bronić i nie dać się złamać. Będziemy musieli być na maksa skoncentrowani - wyjawił Duffy.

- Graliśmy wtedy wystarczająco dobrze, aby teraz mieć odrobinę pewności siebie. Będziemy musieli dobrze się bronić i liczyć na błędy rywali. Jednak jesteśmy w stanie zawalczyć nawet o zwycięstwo - zapowiadał Hughton.

Czytaj również: Jan Bednarek kończy sezon w podstawowym składzie

Komentarze (0)