Do klubu z Łazienkowskiej trafił na początku września, długo po rozpoczęciu sezonu i już po kolejnej fali zmian w zespole, w wyniku której trenerem został Ricardo Sa Pinto.
Portugalskiego szkoleniowca w klubie już nie ma, ale została grupa piłkarzy z tego kraju, ważna w kontekście gry o tron. Został przede wszystkim on - Andre Martins, przez wielu uważany za najlepszego obecnie piłkarza Lotto Ekstraklasy.
Michał Czechowicz, "Piłka Nożna": Czyżby jedyna dobra rzecz, którą dla Legii zrobił Sa Pinto to ściągnięcie Andre Martinsa i Iuriego Medeirosa?
Lubię trenera Sa Pinto, mamy bardzo dobre stosunki, nie zmieniło się to po jego zwolnieniu z Legii - mówi Andre Martins. - Ale kiedy zespół gra źle, często płaci za to szkoleniowiec. Sa Pinto jest bardzo dobrym trenerem i dobrym człowiekiem. Znamy się od wielu lat, na pewno on może powiedzieć, że bardzo dobrze zna mnie, jak tak samo powiem o nim. Ceniłem go i nadal cenię.
Kibice wiedzą, że bez Sa Pinto nie byłoby w Legii ciebie.
To prawda. Legia jest wielkim, znanym klubem, co sezon grała w europejskich pucharach, w tym w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Regularnie wygrywa mistrzostwa Polski, a nie ma piłkarza, dla którego gra o najwyższą stawkę byłaby bez znaczenia, ale jednym z głównych powodów, dla których zdecydowałem się na ofertę Legii był właśnie Ricardo Sa Pinto.
W Polsce przez wielu został zapamiętany jako trudna, konfliktowa osoba. Kłócił się z piłkarzami, trenerami, dziennikarzami i sędziami. Jaka jest opinia o Sa Pinto w Portugalii?
Dobra, on jest tam gwiazdą. Przez wiele lat był jednym z najbardziej popularnych piłkarzy Sportingu i drużyny narodowej. Wszyscy znają go jako fana kultu pracy, zawsze był bardzo zmotywowany, chciał tylko wygrywać. Pisał o tym nawet w autobiografii Cristiano Ronaldo. Jakim był piłkarzem, takim pozostał trenerem.
Zmienił się od czasu, kiedy pracowaliście w Sportingu siedem lat temu?
Oczywiście, i to zmienił na lepsze. Bardzo się rozwinął, zdobył wiele doświadczenia, stał się lepszym szkoleniowcem.
W takim razie jak wytłumaczyć, że w pierwszym meczu po wyrzuceniu Sa Pinto, po zaledwie trzech dniach, wygrywacie 3:0 z Jagiellonią Białystok, grając prawdopodobnie najlepsze spotkanie w sezonie.
Trudno na to pytanie odpowiedzieć. Jestem niby w środku drużyny, ale po prostu nie wiem. Wielokrotnie o tym rozmawialiśmy w szatni. Czego bym teraz nie powiedział, nie dałbym pełnej odpowiedzi na to pytanie. Z mojego punktu widzenia, to nie była tylko wina trenera. Na boisku jesteśmy my, czyli piłkarze, i to my strzelamy gole oraz bronimy. Rozumiem jednak, jak to wygląda z boku… W każdym razie ten mecz był dla nas, jako dla zespołu, przełomem. Zwycięstwo odbudowało pewność siebie i dzisiaj jako Legia czujemy się bardzo mocni.
Ricardo Sa Pinto przerwał milczenie po odejściu z Legii. Czytaj więcej--->>>
Prawda czy fałsz: to co przede wszystkim zaoferował zespołowi Aleksandar Vuković to motywacja i więcej swobody na boisku?
Fałsz. Trener doskonale zna Ekstraklasę, rywali, bardzo dobrze klub, którego od tylu lat jest częścią, także piłkarzy. Przez cały ten czas był tu z nami. Czasem, kiedy patrzysz na wszystko z boku widzisz więcej, łatwiej jest wyciągnąć wnioski. Trener Vuković przed objęciem zespołu miał już pomysł na rozwiązanie problemów. Wiedział, czego potrzebujemy i nam to dał. Jest mądry, potrafił do nas dotrzeć, dzięki czemu w krótkim czasie wykonaliśmy bardzo dużo dobrej pracy. Gdyby był tylko świetnym motywatorem, nie udałoby się nam tak długo utrzymać wysokiej formy. W piłce tak to nie działa, a trener Vuković zna się na niej bardzo dobrze.
Sa Pinto trzeba oddać, że Legia w całej lidze wygląda zdecydowanie najlepiej fizycznie. Vuković w tak krótkim czasie nie miał na to wpływu.
Zgadzam się. Rozmawiałem nawet z piłkarzami innych zespołów Ekstraklasy, którzy sami to zauważyli. Mówili: kiedy jesteśmy już zmęczeni, wy biegacie jeszcze szybciej. Jesteście jak bestie, zaraz kończy się sezon, a łapiecie szczyt formy. To wynik pracy trenera Sa Pinto i trenera Guilherme odpowiedzialnego za przygotowanie fizyczne.
Gdyby Sa Pinto dalej pracował w Legii, równie dobrze prezentowalibyście się w fazie play-off?
Nie mam pojęcia.
Co jest największą przewagą Legii w walce o tytuł mistrzowski?
Nasza jakość, mamy świetnych piłkarzy. Ale też to, o czym mówiłem: drużyna jaką tworzymy, świetna grupa lubiących się ze sobą ludzi zebrana w niesamowitej szatni. Tylko w ten sposób możesz zdobyć tytuł. Kiedy po prostu masz dobrych piłkarzy, a nie masz zespołu, to się nie uda. Piłka nożna jest grą zespołową, dlatego trzeba się dobrze rozumieć i to jest nasza przewaga. Każdy z nas wie czym jest walka o mistrzostwo, zdecydowana większość piłkarzy ma takie doświadczenie. Dlatego mistrzem Polski będzie Legia.
Jak podoba ci się życie w Warszawie?
Podoba mi się wszystko: miasto, styl życia, mentalność ludzi, atmosfera na stadionie tworzona przez kibiców. Staram się zobaczyć jak najwięcej, ale przez treningi, podróże i mecze nie mam dużo wolnego czasu, a chcę też go poświęcić na wypoczynek i moim bliskim. Warszawa jest bardzo nowoczesnym miastem, tak też się tu żyje, często łapię się na tym, że czuję się jak w Lizbonie. Jest wiele świetnych restauracji i jeszcze więcej Portugalczyków. Co chwilę spotykam rodaków, którzy w Polsce mieszkają na stałe, pracują, uczą się i bardzo im się w Warszawie podoba. Nawet strzygę się w salonie prowadzonym przez moich rodaków. To tylko dziesięć minut od stadionu Legii.
ZOBACZ WIDEO Lechii Gdańsk brakuje mentalności zwycięzców. "Oddali mistrzostwo Polski we frajerski sposób"
Co ci się najbardziej spodobało?
Często wybieram się na Starówkę, bywam na Pradze, odwiedzam muzea. Wielkie wrażenie zrobiło na mnie Muzeum Powstania Warszawskiego.
Zdobyło wiele międzynarodowych nagród.
Nie jestem zdziwiony. Wywiera na zwiedzającym ogromne wrażenie, do tego opowiada bardzo poruszającą historię, trudną do przedstawienia.
Grałeś o tytuł w Portugalii, Grecji, teraz w Polsce. Można to porównać?
W Ekstraklasie walka o tytuł jest zdecydowanie najbardziej wyrównana. Poziom piłkarski jest inny niż w Grecji czy Portugalii, ale w Polsce każdy mecz jest trudny, wszystkie zespoły dużo biegają, walczą do końca. Od kiedy jestem piłkarzem Legii nie pamiętam ani jednego łatwego meczu. Nawet kiedy graliśmy z ostatnim w tabeli Zagłębiem Sosnowiec było ciężko, dwukrotnie musieliśmy gonić wynik. Z perspektywy piłkarza gra w lidze tak wyrównanej to coś ciekawego.
Jak odnalazłeś się z 169 centymetrami wzrostu i 63 kilogramami w tak fizycznych rozgrywkach? A to przecież pierwsze, co się z Ekstraklasą kojarzy.
Z upływem lat nauczyłem się sobie z tym radzić. Mój wzrost i waga były dla mnie problemem, kiedy miałem 13, 14 czy 15 lat. Dziś mam 29, potrzebne doświadczenie i wiem, jak zachować się, ustawić na boisku. Pozostaje tylko wrażenie wywoływane moimi warunkami fizycznymi. Futbol jaki kocham to piłka przy nodze, piłka na ziemi, nigdy nie będę grał dobrze w powietrzu. Muszę się skupiać na pokazaniu moich atutów.
Nie jesteś piłkarzem imponującym golami czy asystami, ale odpowiadasz za kreację gry, za jej tempo. Jak nad tym pracujesz?
Uwielbiam oglądać piłkę nożną. Nawet nie tyle oglądać, co przede wszystkim analizować to, co dzieje się na boisku.
Poprzednim zawodnikiem, który mi to powiedział był Vadis Odjidja-Ofoe. Oglądał wszystko, co akurat pokazywała telewizja: 2 ligę, mecze kobiet, spotkania sprzed lat. Zwracał uwagę na szczegóły, niekoniecznie na to, o czym akurat mówili komentatorzy.
To dokładnie tak, jak ja. Jeśli podoba mi się gra konkretnego piłkarza, skupiam się tylko na nim. Analizuję, jak ustawia się na boisku, jakich wyborów szuka przy podaniu, w jaki sposób rozszerza czy zawęża pole gry i tak dalej. Niedawno oglądałem wywiad z Xavim Hernandezem, moim ulubionym piłkarzem obok Andresa Iniesty, a tę dwójkę podpatrywałem zawsze. Opowiadając o piłce nożnej, czułem jakby siedział w mojej głowie. Mówił: "piłka nożna jest sumą czasu i zdobycia miejsca na boisku. Jeśli jednym dotknięciem piłki podaję piłkę do partnera, wygrywam czas i miejsce".
Wypowiedź Tomasza Hajto po meczu Legii wzbudziła kontrowersje. Czytaj więcej--->>>
Z kolei Johan Cruyff powiedział kiedyś, że w futbolu najtrudniejsza jest gra w prosty sposób.
Zgadzam się. Granie na jeden, dwa kontakty jest najczęściej najtrudniejsze. Ludzie, którzy tego nie rozumieją, kupują piłkę głównie oczami, mówią, że prawdziwą sztuką jest na przykład przedryblowanie dwóch, trzech przeciwników na raz. Nie, to tak nie działa.
Kogo dziś podpatrujesz?
Ogromną przyjemnością jest oglądanie Frenkiego de Jonga z Ajaksu Amsterdam. Cały Ajax gra wielki futbol, ale nawet w tym zespole on ma to coś ekstra. Nie tylko daje dobre podania, tworząc partnerom z drużyny przewagę czy groźnie strzela. Warto zwrócić uwagę, jak szybko podejmuje decyzje. W większości przypadków, kiedy przeciwnik chce coś zrobić, piłki już tam nie ma.
Masz inne metody, żeby rozwijać kreatywne myślenie?
Kocham czytać.
To też powiedział mi Vadis, szczególnie biografie znanych sportowców.
Rozmawialiśmy z Vadisem o książkach. Czytam dużo tytułów spoza świata piłki, często również o wybitnych sportowcach. Wiele można się nauczyć z innych dyscyplin, jak tenis czy koszykówka. Dowiadując się więcej o świecie, zawsze jesteś zwycięzcą.
Jak w Portugalii rozwija się zawodnika na twojej pozycji, z takimi talentami? Akurat brak piłkarzy o twoim profilu to jedna z bolączek polskiego systemu szkolenia.
Miałem to szczęście, że trafiłem do najlepszej akademii w Portugalii, do akademii Sportingu. Pracowałem z topowymi trenerami, w gronie wielkich talentów, miałem mądrych doradców i wspaniałe środowisko. Mówiłem już o moich warunkach fizycznych. Kiedy się tam znalazłem, myślałem, że są problemem, dyskwalifikują mnie, że piłka nożna to sport dla atletów. Ale co cię nie zabije, to cię wzmocni. Dano mi czas, nikt nie wymagał ode mnie goli i asyst, pozwolono mi iść moją ścieżką. Oczywiście chciałem zdobywać bramki, asystować, z czasem sam do tego dorosłem.
Do Ekstraklasy trafiłeś po gorszym momencie kariery, gdy mało grałeś w Olympiakosie Pireus. Twoja historia jest podobna do tej Vadisa czy ostatnio Medeirosa, wszyscy odbudowywaliście się w Legii po słabszym czasie w lepszych klubach i rozgrywkach.
To nie działa w ten sposób, nie myślę: jestem świetny, liga jest słaba, dlatego będę wyglądał na super piłkarza. Powrót do formy każdego z nas to przede wszystkim ciężka praca, która udała się dzięki warunkom stworzonym w Legii. W Ekstraklasie gra wielu dobrych i bardzo dobrych zawodników, jest zacięta rywalizacja, nie wiem czemu tak często narzeka się na poziom ligi. Grałem w trakcie kariery z albo przeciwko wielu światowej klasy piłkarzom i mam porównanie. Polskim klubom trudno rywalizować z drużynami z Portugalii czy Grecji przez różnice finansowe. Jak na te warunki, poziom jest dobry.
Pracowałeś też ze znanymi trenerami: Paulo Bento, Jorge Jesusem, Leandro Jardimem, Marco Silvą. Który wywarł na ciebie największy wpływ?
Każdy z nich nauczył mnie czegoś. Wyjątkowy był Jorge Jesus.
Czytałem wywiad, w którym powiedziałeś: był dla mnie jak ojciec. Co przez to rozumiesz?
Był jednym ze szkoleniowców, u których grałem najmniej. Mimo to nauczyłem się ogromnie dużo, stałem się innym piłkarzem i człowiekiem. Jest detalistą. Zwracał w futbolu uwagę na szczegóły, które nie przyszłyby mi nawet na myśl. Kiedy pracowaliśmy, miałem wrażenie, że na nowo uczy mnie poruszania się po boisku. Powtarzał, że kiedy wiesz, jak się ustawić, dużo mniej biegasz, wiesz gdzie trafi piłka, więc nie musisz niepotrzebnie reagować tracąc energię. Oszczędzasz siły, które mogą być cenne w najważniejszym momencie meczu. U Jardima zaliczyłem najlepszy sezon w karierze w Sportingu, u niego rozwinąłem się taktycznie. Tak, to prawda, miałem szczęście pracować ze świetnymi szkoleniowcami.
Kiedy miałeś 13 lat, przeprowadziłeś się z rodzinnego miasta Santa Maria da Feira do oddalonej o trzy godziny jazdy Lizbony. Zacząłeś dorosłe życie w bardzo młodym wieku.
Minęło wiele lat, a dalej pamiętam moment, kiedy ojciec przyszedł do mnie i powiedział: chce cię Sporting. Myślałem, że żartuje, potem zaczęliśmy rozmawiać i powiedział: czy właśnie tego chcesz, wyprowadzić się tak daleko od domu? Odpowiedziałem, że tak, przecież czułem się, jakbym wygrał główną nagrodę na loterii. To był dla mnie ciężki czas. Z jednej strony spełniło się moje marzenie, z drugiej - nie mogłem przygotować się na tak duże zmiany. To była fantastyczna przygoda i doświadczenie, jednocześnie zapisanie się na uniwersytet dorosłości w bardzo młodym wieku. Zazwyczaj ludzie usamodzielniają się po skończeniu szkoły średniej, w wieku 18, 19, 20 lat uczą się dorosłego życia, ja zrobiłem ten krok właściwie jako dziecko. Przeprowadziłem się do stolicy, największego miasta w kraju. To także było trudne dla rodziców, którzy w pewnym sensie tracili syna. Mój brat miał wtedy tylko roczek. Ale chciałbym, żeby każdy ich dobrze zrozumiał: trafiłem do topowego klubu Europy, do jednej z najlepszych akademii na świecie, gdzie mieliśmy świetną opiekę i bardzo o nas dbano. Nie tylko o rozwój piłkarski, ale też naukę.
Miałeś kryzys?
Tak, w drugim czy trzecim miesiącu powiedziałem: chcę wracać do domu. Nie zapomnę rozmowy z Aurelio Pereirą, bardzo znanym skautem i trenerem, który odkrył i dbał o talenty Cristiano Ronaldo, Luisa Figo czy Ricardo Quaresmy. Zaproponował mi układ, żebym dał sobie jeszcze trochę czasu, do grudnia, do Bożego Narodzenia i jeśli wtedy będę chciał odejść, nikt nie będzie mi robił problemu. Zostałem. Po kilku kolejnych miesiącach przywykłem do klubu, miasta, nawiązałem przyjaźnie. Sporting stał się moim światem.
Kilka lat temu byłeś wymieniany jako jeden z najważniejszych piłkarzy Sportingu, grałeś w reprezentacji Portugalii, a portal transfermarkt.de wyceniał cię na 7 milionów euro. Dziś masz 29 lat i na wiele celów, które przed tobą stawiano, może być już za późno. Żałujesz czegoś w swojej karierze?
Niczego. Moja kariera mogła potoczyć się inaczej, ale nie lubię myślenia "co by było, gdyby" i rozpamiętywania wyborów. Skupiam się tylko na teraźniejszości i przyszłości. Nie będę tracił energii i czasu na zastanawianie się, czy mógłbym dzisiaj grać w innym klubie. Ważna jest Legia i mistrzostwo Polski.
Odrzuciłeś w trakcie kariery oferty z wielkich klubów?
Nie wiem... Nie myślałem o odejściu ze Sportingu, nawet po moim najlepszym sezonie byłem tam szczęśliwy. Grałem w ukochanym zespole i w drużynie narodowej, mieszkałem we wspaniałym mieście. W klubie mówiłem wprost, że nie chcę teraz transferu, żeby nie zajmowali mi głowy ofertami i propozycjami. Kiedy przechodziłem do Olympiakosu, sytuacja była inna. Za sobą miałem kiepski sezon, mało grałem. Olympiakos to wielka marka, świetni kibice, graliśmy w europejskich pucharach, zdobyliśmy mistrzostwo kraju. Znowu byłem w dobrej formie, ten czas bardzo dobrze mi zrobił.
Aż drużynę objął były trener Legii Besnik Hasi. Między wami było OK?
Tak. Ściągnął nowych piłkarzy, zorganizował zespół po swojemu, co jest w futbolu zupełnie normalne. W gronie jego zawodników był Vadis. Niesamowity piłkarz, świetny człowiek, dalej jesteśmy w kontakcie. Cieszę się, że w Belgii znowu mu się wiedzie. Nawet kiedy nie grał, patrząc na niego na treningu byłem pod ogromnym wrażeniem.
Od 2004 roku, kiedy FC Porto zdobyło Puchar Mistrzów, a reprezentacja wicemistrzostwo Europy trwa bardzo dobry okres dla portugalskiego futbolu. Skąd to się bierze?
Mamy bardzo silny piłkarski system. W Portugalii jest wielu utalentowanych, dobrze wyszkolonych piłkarzy. Tak wielu, że nie wszyscy grają w reprezentacjach, nie wszyscy są w najlepszych klubach, a to wpływa na nasz futbol jako na całość. Co roku pojawiają się nowi, ciekawi zawodnicy. Jesteśmy małym krajem, a bardzo wielu ludzi gra w piłkę. W kolejnych dużych turniejach także stać nas na sukcesy. Do tego są silne kluby, między nimi jest konkurencja, a dzięki temu poziom zawsze idzie w górę. Porto, Sporting, Benfica funkcjonują w systemie, w którym sprzedany piłkarz ma następcę w drużynie młodzieżowej albo ten jest kupowany. Każdy z nich ma jakość, nie obniża poziomu pierwszego zespołu. Dlatego problemem nie jest sytuacja na rynku, że sprzedawani są coraz młodsi zawodnicy, bo płaci się za nich coraz większe pieniądze. Portugalski futbol to futbol międzynarodowy, nasi piłkarze grają w najsilniejszych ligach, pracują tam nasi trenerzy.
W reprezentacji Portugalii miałeś do czynienia z Cristiano Ronaldo. Na pewno dla każdego twojego rodaka jest fenomenem, ale na czym ten fenomen polega, kiedy trenujesz i grasz z nim w jednej drużynie?
Przede wszystkim jest bardzo dobrym człowiekiem. Cristiano zna cały świat, a mimo to zawsze znajduje czas dla innych, jest chętny do pomocy. Każdego traktuje na równi. Przerabiałem to sam, prosząc go o podpowiedzi na treningu, pytałem o małe rzeczy, na które wydawało się, że nie ma czasu. Jest zawsze gotowy do pracy, to jak przygotowuje się do meczu trudno opisać. Patrzenie na niego z bliska, gra z nim, była czymś niesamowitym.
Po ćwierćfinale z Polską na Euro 2016 we Francji widziałem film z murawy nagrywany przed serią rzutów karnych. Ronaldo podchodził do kolejnych kolegów z drużyny, motywując ich i krzycząc, że wygrają i wykorzystają swoją jedenastkę. Joao Moutinho mówił później, że czuł się niepewnie, nie chciał wykonywać jedenastki, ale po rozmowie z Ronaldo uwierzył w siebie i wykorzystał rzut karny.
Portugalczycy cenią go, bo bardzo dużo dał drużynie narodowej. Nigdy nie było dyskusji, że jest wielkim piłkarzem Sportingu, Manchesteru United, Realu Madryt czy Juventusu, a w reprezentacji mu się nie chce. Jest kapitanem i liderem, który jest zawsze gotowy poświęcić się dla drużyny. To legenda. Po prostu.
Wywiad został przeprowadzony 1.5.2019