Portugalczyk Andre Martins do Legii Warszawa trafił w trakcie rozgrywek. Na jego transfer bardzo naciskał trener Ricardo Sa Pinto, który pracował z nim w Sportingu Lizbona.
Pomocnik szybko przedarł się do podstawowego składu i stał się ważną częścią Legii. Niektórzy mówią nawet, że teraz to najlepszy piłkarz warszawskiej drużyny.
- Jestem dumny jeśli takie opinie się pojawiają. Tym bardziej cieszę się z mojej dobrej formy, bo mam okazję odwdzięczyć się Legii. Nie zapomniałem o tym, że Legia wyciągnęła do mnie rękę w trudnej sytuacji, że mi pomogła - mówi piłkarz w rozmowie dla "Super Expressu".
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Mecz w Gdańsku obnażył polską piłkę. "Nikt nie powinien dolewać oliwy do ognia"
- Jestem tu bardzo szczęśliwy. Kocham to miasto, pokochałem ten klub. Czuję się tu znakomicie. Posłużę się słowami Cristiano Ronaldo: nie muszę być najlepszym przyjacielem kolegi z klubu poza boiskiem, ale na boisku umarłbym za każdego z nich. To mądre słowa, wyznaję taką samą zasadę: ja na boisku umarłbym za każdego kolegę z Legii - podkreśla Martins.
Zobacz także: Lotto Ekstraklasa. Lechia - Legia. Mocny komentarz Adama Mandziary. "Opowiadanie bajek to specjalność Braci Grimm"
Piłkarz nie ukrywa, że mocno przeżył zwolnienie trenera Sa Pinto. Po klęsce z Wisłą (0:4) władze Legii zwolniły Portugalczyka. Jego miejsce zajął Aleksandar Vuković, który wygrał 5 z 6 meczów.
- To był dla mnie trudny moment, choć dla niego na pewno jeszcze trudniejszy, bo wiem jak bardzo chciał zdobyć to mistrzostwo. Tak to jednak w życiu bywa, nie zawsze wszystko człowiekowi wychodzi - uważa Martins.
Portugalczyk odniósł się także do ostatniego meczu z Lechią (3:1), który jest szeroko komentowany ze względu na decyzje sędziego Daniela Stefańskiego. - Lechia nie przegrała przez decyzję sędziego. Legia była w tym meczu lepsza. No spójrzmy na dalszy przebieg meczu: grali u siebie, mieli przewagę nad nami, bo prowadzili w tabeli, ale w takim meczu, na własnym boisku, ustawić 10 zawodników z tyłu i nawet nie próbować atakować? My pokazaliśmy w drugiej połowie siłę - przyznaje piłkarz.
Zobacz także: Liga Mistrzów 2019. FC Barcelona - Liverpool FC: pech Naby'ego Keity. Przez uraz nie dokończył meczu