Liga Mistrzów. Liverpool - Tottenham. Bramkarze Liverpoolu kradli show. Co teraz?

Getty Images / Na zdjęciu: Loris Karius
Getty Images / Na zdjęciu: Loris Karius

Ich występy były niezapomniane. Interwencje bramkarzy Liverpoolu w finałach Pucharu Europy i Ligi Mistrzów przeszły do historii. Jerzy Dudek stał się legendą klubu, z kolei Lorisowi Kariusowi ubiegłoroczny występ załamał karierę.

Po jednej stronie niesamowite trio Mohamed Salah - Roberto Firmino - Sadio Mane. Po drugiej rewelacyjny Heung-min Son, będący w życiowej formie Lucas Moura i wracający do zdrowia najlepszy snajper Premier League Harry Kane. To więc musi być finał napastników.

Jednak historia pokazuje, że jeśli w finale Pucharu Europy czy Ligi Mistrzów gra Liverpool, w roli głównej występuje bramkarz The Reds. Czy Alisson, podobnie jak jego poprzednicy, trafi na pierwsze strony gazet?

Gdy polski kibic myśli o Liverpoolu i finale Ligi Mistrzów, natychmiast przychodzi mu na myśl Stambuł i 25 maja 2005 roku. Tego dnia Jerzy Dudek został niespodziewanym bohaterem miasta Beatlesów i na zawsze zapisał się w historii Champions League.

ZOBACZ WIDEO Wielu skreśliło już Drągowskiego, a on wyczynia cuda. "To jeden z najlepszych bramkarzy ostatnich miesięcy w Serie A"

Obroniony w niewiarygodny sposób strzał Andrija Szewczenki ze 118. minuty dogrywki, czy wreszcie "Dudek dance" w serii rzutów karnych. To był wieczór polskiego bramkarza, którego interwencje dały LFC upragniony triumf w Lidze Mistrzów.

Juergen Klopp: Nie jestem przegrany! Czytaj więcej--->>>

Po niezwykłym meczu, w którym drużyna Rafy Beniteza przegrywała po pierwszej połowie z Milanem aż 0:3. Wystarczyło jednak dziewięć minut drugiej części i było już 3:3. Później na scenę wyszedł Polak i czynił cuda między słupkami.

- Jan Paweł II zawsze mnie inspirował. Diego Maradona ma swoją "rękę Boga", a ja mam swoją "rękę Papieża". Obrona strzału Szewczenki w finale Ligi Mistrzów w 2005 roku, musiała być inspiracją od Papieża Polaka - mówi przed sobotnim meczem Dudek o swojej interwencji z dogrywki, gdy odbił strzał napastnika Milanu.

Gdy wstał z ziemi, zrobił minę w stylu: "To było to!". - Przyznam, że nieźle sprzedała się w telewizji - pisał potem w swojej autobiografii "Do przerwy 0:3". Potem jeszcze raz zatrzymał Szewczenkę w serii "11" i utonął w objęciach partnerów.

I choć, paradoksalnie, po tym spotkaniu polski bramkarz stracił miejsce w składzie drużyny z Anfield Road, dla angielskich kibiców na zawsze pozostanie bohaterem a jego taniec z linii bramkowej jest jednym z najbardziej pamiętnych momentów w historii europejskich pucharów.

Dudek nie był jednak pierwszy. 21 lat wcześniej Liverpool też pokonał w finale Pucharu Europy włoski zespół, wówczas Romę i znowu bohaterem został bramkarz The Reds.

Bruce Grobbelaar i jego słynne "nogi spaghetti" to legenda europejskiego futbolu. Przypomnijmy: w serii rzutów karnych, przed strzałami Bruno Contiego i Francesco Grazianiego bramkarz LFC zahipnotyzował wręcz rywali swoim zachowaniem. Obaj zdekoncentrowali się na tyle, że nie potrafili trafić w bramkę.

- Nasz trener Joe Fagan powiedział mi przed karnymi: "Ja, sztab szkoleniowy, piłkarze z pola, 10 tysięcy naszych kibiców na stadionie i miliony w Anglii nie będą mieli do ciebie pretensji, jeśli nie obronisz nawet jednego strzału". O dziwo, poczułem się po tym dziwnie zrelaksowany - tłumaczył potem bramkarz urodzony w Zimbabwe.

Słynne zachowanie Grobbelaara od 6:38:

Nie zawsze było jednak tak radośnie. Wie coś o tym i będzie pamiętał już zawsze Loris Karius. Ubiegłoroczny finał Ligi Mistrzów był najgorszym dniem niemieckiego bramkarza w jego karierze. Jego dwie spektakularne wpadki dały zwycięstwo Realowi 3:1.

Najpierw przy bezbramkowym remisie Niemiec, chcąc wyrzucić piłkę ręką, trafił nią w nogę Karima Benzemy a ta wturlała się do siatki. Z kolei w samej końcówce Karius przepuścił niezbyt groźny strzał Garetha Bale'a z blisko 30 metrów. Załamana i zapłakana twarz bramkarza obiegła sportowy świat.

- Nic teraz nie czuję. Przegrałem mojej drużynie to spotkanie i bardzo mi przykro z tego powodu. Przepraszam wszystkich, zespół i klub, że moje błędy tyle ich kosztowały - mówił po końcowym gwizdku zrozpaczony Karius.
Wieczór w Kijowie wręcz załamał jego karierę.

Po tej wpadce Karius nie miał czego szukać na Anfield Road, który wypożyczył go do Besiktasu Stambuł. Tam 26-latek również popełniał fatalne błędy, a na dodatek klub nie zamierzał płacić mu pieniędzy. Niemiec wniósł sprawę do FIFA, a w odwecie tureccy kibice zniszczyli auto jego partnerki.

Teraz między słupkami The Reds stanie Alisson Becker. Brazylijski bramkarz jak dotąd unika spektakularnych wpadek. Więcej, jest uznawany za najlepszego zawodnika na swojej pozycji w Premier League. Dziś w klubie nikt nie żałuje zapłaconych za niego 72 milionów euro, co uczyniło z Alissona najdroższego wówczas bramkarza świata.

27-latek świetne zna historię Liverpoolu. Więcej, doskonale wie, co robili w finałach Ligi Mistrzów jego poprzednicy.

- Oglądałem to spotkanie w 2005 roku. To był historyczny mecz. Jerzy Dudek był fenomenalny, nie tylko w trakcie spotkania, ale również w serii rzutów karnych. W naszej profesji jesteś albo bohaterem albo winowajcą, nie ma nic pomiędzy. On był znakomitym bramkarzem - przekonuje Alisson.

- Karius? Byłem bardzo smutny po tamtym wieczorze, bardzo go żałowałem. Doskonale wiem, co czuje bramkarz po popełnieniu poważnego błędu, zwłaszcza w ważnym momencie. Coś takiego może z tobą zostać do końca życia - ocenia (więcej TUTAJ).

W tym sezonie Alisson już wielokrotnie ratował swą drużynę. Czy to w fazie grupowej, gdzie jego interwencja po strzale Arkadiusza Milika uchroniła zespół przed odpadnięciem z Ligi Mistrzów, czy w rewanżu z Barceloną, gdy zatrzymywał Leo Messiego i Luisa Suareza. Wówczas jeden przepuszczony strzał mógł zakończyć marzenia Liverpoolu o awansie do finału.

Źródło artykułu: