Piotr Tomasik: To był dla pana udany sezon?
Marcin Kuś: Tak, jak najbardziej. Grałem regularnie, wystąpiłem w 27 ligowych meczach z 34 możliwych. Jestem zadowolony z tego wyniku.
Właściwie do samego końca rozgrywek musieliście drżeć o utrzymanie, które zapewniliście sobie wygrywając cztery z ostatnich pięciu spotkań.
- Liga turecka jest bardzo wyrównana, dopiero tuż przed końcem sezonu poznaliśmy i mistrza, i spadkowiczów. My akurat mieliśmy bardzo dobrą końcówkę, która gwarantuje nam byt w pierwszej lidze na kolejny sezon, a także wysokie dziewiąte miejsce w tabeli.
Jak pan ocenia poziom ligi tureckiej?
- Porównywać do ligi polskiej? To trochę bez sensu, bo tutaj poziom jest znacznie wyższy. Poza tym rozgrywki są bardzo wyrównane, ostatni w tabeli zespół może wygrać z liderem. Wyszkolenie indywidualne większości zawodników w Turcji znacznie przewyższa tych od nas.
No właśnie, grał pan naprzeciwko Daniela Guizy czy Milana Barosa. Takich piłkarzy chyba ciężej zatrzymać niż choćby Pawła Brożka?
- Nie chciałbym ujmować żadnemu z polskich piłkarzy, ale rzeczywiście tak jest. Kluby tureckie, zwłaszcza te z czołówki, mogą pozwolić sobie na sprowadzenie dobrych zawodników. Stać ich na pozyskanie graczy z ligi hiszpańskiej, angielskiej czy niemieckiej. Ja miałem akurat okazję zmierzyć się z wspomnianymi przez pana gwiazdami. Tutaj przyjeżdżają zawodnicy zaawansowani wiekowo. Tak na piłkarską emeryturkę. Ale 31-latek a nawet 33-latek ze znanym nazwiskiem wciąż robi wrażenie. Oni nie zapominają jak się gra w piłkę i znacznie podnoszą poziom tutejszej ligi. Wiele można się od nich nauczyć.
Nie drżały panu nogi, gdy przyszło zatrzymywać Guizę, który strzelał gole dla Hiszpanów na minionych Mistrzostwach Europy?
- Strachu nie było. Jasne, dla każdego zawodnika jest pewien szacunek, ale na boisku nie myślałem o klasie rywali.
Wymienił się pan koszulką z którąś z większych gwiazd?
- Nie, ciężko było (śmiech). Najbardziej popularni piłkarze w Turcji, zwłaszcza obcokrajowcy, już przed meczem mają rozdzielone koszulki.
Te nazwiska, które padły w naszej rozmowie pokazują, że liga turecka może stać się wkrótce piłkarską potęgą. Dzięki wielkim pieniądzom mogą zatrudniać nie tylko świetnych zawodników, ale i również trenerów. Wcześniej w Fenerbahce pracował Luis Aragones, teraz Frank Rijkaard prowadzi Galatasaray.
- Zgadza się. Ja jednak chciałbym zauważyć, że kluby tureckie powinny coś zrobić ze stadionami. Grałem na obiekcie Besiktasu czy Galatasaray i są to obiekty leciwe, które mają już sporo lat, wiele przeżyły. Trzeba nad tym pomyśleć.
Wasz stadion w Istambule mieści ponad 80 tysięcy widzów!
- Jesteśmy klubem miejskim, gramy na stadionie olimpijskim. Nic dziwnego, że to ogromny obiekt.
Tureccy kibice chyba szaleją za tymi gwiazdami, grającymi w ich ukochanych klubach?
- Trzeba przyznać, że są bardzo żywiołowymi fanami. A raczej fanatykami! Pewnie wpływ mają na to także stadiony, które nie są w pełni nastawione na piłkę. Wokół murawy często znajdują się bieżnie, trybuny są dość daleko od boiska. Tureccy kibice żyją futbolem, chcą wszystko wiedzieć o piłkarzach. Ja gram jednak w małym klubie. Chociaż może nie małym, bo to złe słowo, ale bez tradycji. Zwłaszcza jeśli porównamy się do tych największych. Dodam, że niejednokrotnie miałem tu przyjemność dać autograf czy zamienić kilka zdań z kibicami na ulicy.
Ponoć w Turcji piłkarze czasem mogą przypłacić zdrowiem za słabe wyniki...
- Ale to dotyczy tych największych klubów. Jak drużynie nie idzie, to fani rzeczywiście mogą dać się zawodnikom we znaki (śmiech). Jak piłkarze grają słabo, to starają się unikać miejsc publicznych, żeby nie mieć nie przyjemności. Lepiej nie ryzykować.
Jarosław Bieniuk narzekał na niepoważnych tureckich prezesów. Pan też miał jakieś nieprzyjemności?
- Jak na razie wszystko jest w porządku. Nie chciałbym jednak zapeszyć. Mieszkam tutaj z rodziną, czujemy się dobrze, a ludzie w klubie są poważni. Nie mogę narzekać. Oby tak było do końca.
Gdy tylko nadarzyła się taka okazja, z Turcji uciekli Piotr Dziewicki i Jarek Bieniuk, pan też ucieka czy zostaje?
- Na razie nie uciekam. Mam jeszcze umowę ważną przez dwa lata.
Żadnych ofert pan nie ma?
- Powiem panu szczerze, że ostatnio rozmawiałem z menedżerem (Jarosławem Kołakowskim-przyp.PT) i nie wspominał o żadnych propozycjach. Poza tym nie mówiłem mu nic o chęci opuszczenia Turcji, więc nie ma co się dziwić.
Ktoś się ostatnio kontaktował z panem z reprezentacji Polski?
- Tak, rozmawiałem z... trenerem Dziekanowskim (śmiech). Ale to było dawno, dawno temu.