Uwierzył, że jest świętszy od papieża. Bo Diego Maradona nie rozumiał, dlaczego Jan Paweł II mieszka w pałacu ze złota i całuje ziemię biednych krajów, gdy na świecie ludzie umierają z głodu. Gdy spotkali się w Watykanie, Polak papież podarował piłkarzowi różaniec. Maradona spodziewał się wyjątkowego prezentu.
Karol Wojtyła - jak uważał Diego - potraktował go bez należytej czci: - Zbliżyłem się więc do niego i zapytałem: Przepraszam, Wasza Świątobliwość, jaka jest różnica między moim różańcem i mojej matki? Nie odpowiedział... Tylko spojrzał, poklepał mnie, uśmiechnął się i poszliśmy dalej. Kompletny brak szacunku!
W 1987 roku Diego Armando Maradona popisami nie z tego świata, cudownymi golami prowadzi SSC Napoli do mistrzostwa Włoch. Dzień ostatniego, decydującego o tytule meczu z Fiorentiną (1:1) jest jednocześnie pierwszym dniem zwycięstwa biednego południa z bogatą północą. Wygranej brudnych ludzi, których - jak wykrzykiwano na stadionach północy w Turynie czy Mediolanie - wulkan Wezuwiusz powinien umyć ogniem. To wtedy kibice idą na cmentarz i na murze wieszają transparent: "Nawet nie wiecie, co przegapiliście".
ZOBACZ WIDEO: Forma Piątka i Milika mobilizacją dla Lewandowskiego? "Współpracujemy, a nie rywalizujemy. Zyskują wszyscy"
Neapolitańczycy wynoszą Argentyńczyka na lokalne ołtarze, malują mu nad głową aureolę i na obrazach kładą na kolanach świętego Januarego - patrona miasta. Neapol od wieków czci św. Januarego oraz Najświętszą Maryję Pannę. W 305. roku January z Benewentu został ścięty, to były czasy prześladowania chrześcijan. Według legendy, pewna kobieta zabrała do flakonika trochę krwi biskupa męczennika. Od tamtej pory krew przechowywana jest w relikwiarzu i pokazywana wiernym do dziś. 19 września każdego roku, w rocznicę śmierci św. Januarego, jego skrzepnięta krew się upłynnia. To tzw. cud świętego Januarego.
Maradona tworzy teraz lokalną trójce świętą. Piłkarza nie można krytykować. A jego imienia wzywać nadaremno.
Za Diego na koniec świata. Za Maradoną - ani kroku
Po siedmiu latach z Neapolu ucieka. Okładki włoskiej prasy przedstawiają go jako szatana, Belzebuba uzależnionego od kokainy, który pierwsze dziecko zostawił gdzieś tam, na ulicach miasta. Dziennikarze piszą o przestępcy związanym z neapolitańską mafią kamorrą. Ściga go policja.
19 lipca do polskich kin wchodzi film "Diego" w reżyserii Asifa Kapadii. Anglik wcześniej nakręcił dokumenty o Ayrtonie Sennie ("Senna") i Amy Winehouse ("Amy"). Za ten drugi film cztery lata temu dostał Oskara. "Diego" jest historią pobytu Maradony w Neapolu w latach 1984-91. To w Neapolu Maradona uzyskał status boga futbolu. Tam pokazał się jako diabeł, nie uznający żadnych świętości.
A film przedstawia postać słabego człowieka, który w meczu z tym bogiem i szatanem nie ma żadnych szans.
Fernando Signorini, wieloletni trener przygotowania fizycznego piłkarza, wypowiada w dokumencie zdanie, które najlepiej charakteryzuje postać genialnego Argentyńczyka: - Jest Diego i jest Maradona. Za Diego pójdę na koniec świata. Za Maradoną - ani kroku.
Diego jest czułym chłopcem, ukochanym synkiem władczej i zazdrosnej matki Toty. Ukrywa przed nią swoją dziewczynę Claudię. Jest dobrym bratem i kuzynem, który pod dach przyjmuje tylu członków rodziny, ilu tylko może. Gdy grał w Barcelonie, kazał swój luksusowy dom w bogatej dzielnicy Pedrales tak przebudować, aby znalazło się miejsce na pokoje dla rodziny i przyjaciół.
Diego jest wielkim piłkarskim talentem, wdzięcznym ojcu do końca jego dni za poświęcenie i miłość, jaką go obdarzył. Jest genialnym piłkarzem, który przedrybluje pół angielskiej drużyny i strzeli jej gola w mistrzostwach świata.
Maradona to narcyz. Celebryta i kochaś, zaciągający do łóżka setki kobiet, urządzający seksualne orgie. Wyrodny ojciec, który wie, "że gdzieś tam w Neapolu ma syna". I piłkarz oszust, który w tym samym meczu z Anglią w mistrzostwach świata w 1986 roku strzela gola ręką. Bobby Robson, trener Anglików powie potem: - Maradona mówi, że to była ręka Boga. Dla mnie to była ręka łajdaka.
Maradona to diabeł, który uwierzył, że jest świętym.
Król wśród ojców chrzestnych
Neapol czeka na niego jak na zbawienie. Klub jest biedny, niczego wcześniej nie wygrał. Południe Włoch od czasu zjednoczenia pod koniec XIX wieku jest gorszą częścią kraju. To w Mediolanie, Rzymie czy Turynie toczy się wystawne życie, tam ludzie mają pracę. Gdy neapolitańczycy po pracę przyjeżdżają, słyszą o sobie, że są prostakami, brudasami i chamami. Na stadionie mogą się wyżyć, odreagować. Gdy na mundialu w 1990 roku w półfinale Włochy grają z Argentyną w Neapolu, duża część miejscowych kibicuje Argentynie i Maradonie. Goście wygrywają.
Maradona przyjeżdża z Barcelony. Nie pasował do bogatej Dumy Katalonii, ułożonego klubu, który tworzą ludzie pod krawatami. On pochodzi z argentyńskich slumsów, ma problem, żeby przyjąć jakiekolwiek zasady. Po latach przyznaje, że to w Katalonii po raz pierwszy spróbował kokainy.
Napoli płaci za niego Barcelonie 13 milionów dolarów, on dostaje 6,4 mln. Gdy francuski dziennikarz Alan Chaillou na powitalnej konferencji prasowej pyta Maradonę, czy ten wie, co to kamorra i czy zdaje sobie sprawę, że to ona zapłaciła za transfer, prezydent klubu Coorado Ferlaino wyrzuca go za drzwi. I dożywotnio zakazuje wstępu.
Kamorra opiekuje się neapolitańską biedotą. Daje jej pracę, chroni, ale też wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. Kupując Maradonę zapewnia jej rozrywkę, jakiej wcześniej nie miała. Piłkarz zarzeka się potem przez lata, że nie miał żadnych związków z przestępcami. A jednak uśmiecha się na zdjęciach z Carmine Guliano, szefem mafijnej grupy z dzielnicy Forcella. I jest "twarzą - gościem honorowym" jego kolejnych interesów: a to otworzy kręgielnię, a to inny pub.
Maradona w Dynamie Brześć. Czytaj o kuriozalnym powitaniu
W Neapolu Maradona staje się już narkomanem uzależnionym od kokainy. Dzięki mafii ma do niej niemal nieograniczony dostęp. Do pewnego momentu jest nietykalny, w kontrolowanym przez mafiosów mieście może wszystko. Jest królem wśród ojców chrzestnych, jak pisał angielski dziennikarz Jimmy Burns w znakomitej biografii piłkarza pt. "Ręka boga".
To jednak mafia rzuca piłkarza na pożarcie, gdy ten już staje się dla niej kłopotem. Z czasem Maradona psuje sobie bowiem relacje z neapolitańczykami. Jedną z wartości, w jakie wierzą lokalni mieszkańcy, jest rodzina. Gdy więc "boski Diego" nie przyznaje się do nieślubnego syna, na szkle pojawia się rysa. Z czasem Argentyńczyk ma już dosyć Neapolu, głośno mówi o wyjeździe, ale klub nie chce go sprzedać. Maradona frustruje się, jest przybity. I choć powtarza, że na boisku życie się nie liczy, to poza boiskiem on to życie wtedy przegrywa.
W filmie Kapadii my to wszystko widzimy. Obraz jest zbiorem autentycznych scen z neapolitańskiego życia Maradony, narracja prowadzona jest spoza kadru. Widz naprawdę przenosi się do Neapolu. Gra w piłkę z Maradoną, oddycha z Maradoną. Poznaje szaleństwo, jakiego doświadczył zwykły chłopiec z argentyńskich slumsów i zaczyna go rozumieć. Jest tam scena, gdy Maradona puka, żeby wejść do własnego domu. Czekając na otwarcie drzwi, piłkarz mamrocze coś do podstawionych mu pod nos mikrofonów.
Media nie znają żadnych świętości, nie mają zasad. Cristiana Singara, czyli kobieta z którą Maradona ma romans i która urodziła mu syna, wyznaje dziennikarzom kto jest ojcem na porodówce, w szpitalnym łóżku, z dzieckiem u boku.
30 lat zapomnienia
"Diego" jest arcydziełem zdjęć. Unikalne materiały wideo wykorzystane przez reżysera, przez 30 lat leżały zapomniane.
Jorge Cyterszpiller - argentyński Żyd polskiego pochodzenia - znał Maradonę od małego dzieciaka. Był jak Diego - przebojowy, niepokorny. Byli przyjaciółmi, potem Cyterszpiller został agentem Diego, jego doradcą biznesowym i życiowym. Gdy Maradona grał w Barcelonie, Cyterszpiller prowadził już całe przedsiębiorstwo Maradona Productions.
Jednym z najważniejszych projektów firmy miał być film o piłkarzu pt. "Życie Maradony". Agent sprowadził z Argentyny archiwalne materiały i wynajął w Buenos Aires dwóch operatorów kamery, którzy chodzili za piłkarzem krok w krok, mieli wszędzie dostęp. Cyterszpiller chciał podbić Hollywood. Film nigdy jednak nie powstał. Gdy Maradona był już w Neapolu bogiem, pozbył się wieloletniego przyjaciela.
Cyterszpiller nie żyje od dwóch lat. Najprawdopodobniej skoczył z 7. piętra hotelu w Buenos Aires. Miał 58 lat.
Kapadia opowiada: - Tych dwóch operatorów nagrało setki godzin. Połowa była w Neapolu. Drugą połowę znaleźliśmy w skrzyni, gdzieś na zapleczu domu byłej żony Maradony - Claudii Villafane. Nikt tych zdjęć nie ruszał przez 30 lat.
Maradona mieszka dziś w Dubaju, reżyser miał z nim do filmu przeprowadzić trzy wywiady po trzy godziny.
- Ostatecznie zrobiłem wszystko za jednym zamachem - ujawnia. - Pytania miałem podzielone na te spokojniejsze, lżejsze oraz te zasadniczo trudniejsze. Maradona na obydwie kategorie reagował jednak dość alergicznie. Zapytałem się go najpierw o postać byłej żony, w założeniu było to pytanie pierwszej kategorii. Odpowiedział sucho, że nie chce o niej mówić i mam o nią nigdy więcej nie pytać. Drugie pytanie z cyklu "lajtowych" dotyczyło jego byłego menadżera. Uzyskałem znów krótką i dość oschłą ripostę - "to złodziej, okradł mnie z kasy, nie pytaj mnie o niego więcej". W takim rytmie przebiegał początkowo nasz dialog. Wszystkie wypowiedzi głosu poza kadru pochodzą jednak z naszej rozmowy.
Były piłkarz nie przyjechał w maju na oficjalną premierę filmu na festiwalu w Cannes. Kapadia tłumaczył, że to przez kontuzję barku - CZYTAJ WIĘCEJ TUTAJ. Tak naprawdę Maradona wkurzył się, gdy zobaczył rozszerzony tytuł filmu pt. "Diego Maradona. Buntownik. Bohater. Oszust. Bóg".
- Nikogo nie oszukałem. Jeśli umieszczają to słowo, aby przyciągnąć ludzi, to robią źle. Nie podoba mi się ten tytuł, a skoro tak, to nie obejrzę filmu. Wy też nie idźcie i go nie oglądajcie.