Atromitos jest po dużych zmianach. Mimo to wyeliminował z pucharów Dunajską Stredę, która wcześniej zrobiła to z Cracovią. - Kilku chłopaków odeszło, kilku do nas dołączyło, jest nowy trener. Zmienił się cały kręgosłup klubu. W okresie przygotowawczym trenowaliśmy w jednym ustawieniu, w meczach ze Słowakami zagraliśmy w innym. Dlatego potrzebujemy czasu, abyśmy odnaleźli swoją tożsamość - opowiada Dawid Kort w rozmowie ze sport.pl.
Pierwszy mecz Legii z Atromitosem odbędzie się w Warszawie. Piłkarz sugeruje, że w rewanżu atutem Greków będzie temperatura. - Z Legią gramy o 19, czyli dość wcześnie. Z Dunajską Stredą zaczęliśmy o 20 i Słowacy narzekali, że nie mają czym oddychać… - opowiada zawodnik.
Trudno mu wskazać faworyta. Jego zespół rozegrał dopiero dwa mecze, ligę zaczyna pod koniec sierpnia. Z kolei Legia ma za sobą już dwie rundy el. Ligi Europy i trzy mecze w ekstraklasie. - My nie jesteśmy jeszcze przygotowani do sezonu, a Legia nie zachwyca. Wygra ten, kto popełni mniej błędów - twierdzi pomocnik.
ZOBACZ WIDEO: Błąd Grabary w debiucie! Derby lepsze od Huddersfield! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Premier League. Problemy zdrowotne Łukasza Fabiańskiego. Może nie zagrać na inaugurację
Legia gra w eliminacjach Ligi Europy od I rundy. Wyeliminowała wicemistrza Gibraltaru College Europa i trzecią drużynę ligi fińskiej - Kuopion Palloseura. Koledzy Korta pytali go o kibiców zespołu z Warszawy.
- Zainteresowali się atmosferą na stadionie. Widzieli w sieci kilka filmików i są ciekawi na jakim poziomie kibicują legioniści. Mówiłem im, że to poziom zbliżony do PAOK Saloniki, którego kibice są w Grecji numerem jeden - dodaje polski zawodnik.
Kort trafił do Atromitosu zimą poprzedniego sezonu z Wisły Kraków. Nie przebił się jednak do składu drużyny, zagrał w pięciu meczach, w sumie nieco ponad 180 minut. W obu spotkaniach z Dunajską Stredą był rezerwowym i wszystko na to wskazuje, że mecz w Warszawie też rozpocznie na ławce.
Spotkanie Legia - Atromitos w czwartek (8 sierpnia) o godzinie 21.00. Transmisja w TVP Sport.
Transfery. Łukasz Gikiewicz bohaterem transferowego kuriozum