Transfery. Łukasz Gikiewicz bohaterem transferowego kuriozum

PAP/EPA / MOHAMED HOSSAM  / Na zdjęciu: Łukasz Gikiewicz w barwach klubu Al-Faisaly z Jordanii
PAP/EPA / MOHAMED HOSSAM / Na zdjęciu: Łukasz Gikiewicz w barwach klubu Al-Faisaly z Jordanii

Napastnik Łukasz Gikiewicz porozumiał się z rumuńskim klubem Gaz Metan, a potem kontakt się urwał. Gdy Polak przyjechał do klubu, usłyszał, że może wracać, bo nie ma dla niego miejsca. Na dodatek jego agent grozi, że pozwie go do FIFA.

31-latek dziś jest już w innej drużynie - FCSB Bukareszt. To wicemistrz Rumunii, legenda europejskiego futbolu, następca słynnej Steauy Bukareszt - najlepszego i najbardziej utytułowanego klubu w Rumunii. W poniedziałek wieczorem Polak zadebiutował w ligowym meczu z Astrą Giurgiu. Zagrał w pierwszej połowie, asystował przy golu, ale FCSB przegrał 1:2.

Łukasz Gikiewicz podpisał roczną umowę 1 sierpnia. Właściciel klubu Gigi Becali mówił: - Przyjedzie do nas polski napastnik. Ktoś mi go zasugerował. Edi Iordanescu chciał go w Gaz Metanie, ale się nie dogadali. Powiedziałem więc, że go wezmę. Ma 30 lat i 190 cm. Nie znam jego imienia. Chyba Łukasz.

Kontrakt, którego nie ma. Klub, którego nie ma  

Zanim do tego doszło, Polak miał być już jedną nogą w innym rumuńskim klubie z tamtejszej ekstraklasy - Gaz Metan Medias. Kulisy tego kuriozalnego, niedoszłego transferu opisała rumuńska "Gazeta Sporturilor".

ZOBACZ WIDEO: Szalony mecz Manchesteru City z Liverpoolem. Decydowały karne! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Pod koniec czerwca Gikiewicz miał otrzymać mailem ofertę 2-letniego kontraktu. Zgodził się na zaproponowane warunki i był pewien, że jest piłkarzem tego klubu. Przez kolejne dwa tygodnie nikt się jednak do niego nie odezwał. Gikiewicz postanowił więc samemu stawić się na treningach, sam zapłacił za bilety i poleciał do Rumunii. Gdy pojawił się pod adresem siedziby klubu wskazanej w dokumentach mailu, okazało się... że nie było tam biura. Gdy pojechał na obiekty treningowe, usłyszał, że nie ma obowiązującego kontraktu i nic tam po nim.

Ofertę umowy w imieniu klubu - zdaniem Georgija Gradjewa, bułgarskiego prawnika piłkarza - wysłał mu Valentin Iordanescu, prawnik i kuzyn trenera Gaz Metanu - Ediego Iordanescu. Gradjew jest przekonany, że maile były prawdziwe, uważa, że ma na to dowody.

- Skontaktowałem się z Valentinem Iordanescu, ale wtedy przekonywał, że maile były fałszywe. I zasugerował, że były wysłane przez Andreja Balmosa [agent piłkarza]. To kłamstwo, mamy ewidentne dowody, że były wysłane przez Iordanescu. Co więcej, umowa zaproponowana Gikiewiczowi jest identyczna jak te podpisywane przez innych zagranicznych piłkarzy Gaz Metanu - przekonuje cytowany przez "Gazetę Sporturilor" Gradjew.

I dodaje, że choć na umowie nie było żadnych podpisów, to jednak według prawa FIFA i prawa szwajcarskiego (gdzie siedzibę ma FIFA) zgoda udzielona mailowo sprawia, że kontrakt jest obowiązujący. Teraz piłkarz i jego prawnik zamierzają domagać się od Gaz Metanu odszkodowania.

Maciej Broda, adwokat z kancelarii prawnej Tomasza Dauermana (zajmującej się m.in prawem sportowym), mówi nam: - Na pewno trudno oceniać sytuację bez znajomości przepisów federacji klubu pozyskującego, jak również samej korespondencji pomiędzy stronami. Z jednej strony, linia orzecznicza Izby ds. Rozwiązywania Sporów FIFA (DRC) wydaje się wskazywać, że dla zawarcia kontraktu wymagana jest forma pisemna, na co jednoznacznie wskazuje art. 2 ust. 2 Regulaminu FIFA w sprawie Statusu i Transferu Zawodników.

Dodaje jednak: - Z drugiej strony, Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie wydaje się być bardziej liberalny i nie orzeka o nieważności umowy nawet w przypadku, gdy przepisy FIFA wymagają określonej formy.

Skarga do FIFA

Wspomniany Andrej Balmos jest biznesmenem z Rumunii i zarejestrowanym w Anglii agentem piłkarskim. To on miał znaleźć Gikiewiczowi klub w Rumunii. On też jest teraz wściekły i zamierza... pozwać do FIFA polskiego napastnika! A to dlatego, że piłkarz znalazł sobie angaż w FCSB już bez jego pomocy. A on sam - jak twierdzi - miał wyłączność na reprezentowanie go w Rumunii. - Wypełniłem już wniosek o zawieszenie piłkarza. Negocjował z FCSB bez mojej wiedzy – mówił gazecie kilka dni temu.

- Nic nie zrobi w FIFA. Piłkarza mógł reprezentować ktokolwiek, jeśli tylko zawodnik udzielił mu zgody - odpiera atak prawnik zawodnika.

Teraz Balmos mówi nam: - Nie mogę teraz komentować tej sytuacji. Mogę jednak potwierdzić, że miałem wyłączność na reprezentowanie go w Rumunii.

Polski napastnik, jak ujawnił serwis Fanatik.ro, trafił do FCSB z polecenia trenera Florina Motroca. To rumuński szkoleniowiec, który rok temu pracował w jordańskim klubie Al-Ramtha S.C. i chciał Gikiewicza w swoim zespole. Polak był wtedy zawodnikiem innej drużyny z Jordanii - Al Faisaly Amman. Do transferu nie doszło, kontakt pozostał. Gdy Gikiewicz znalazł się na lodzie po fiasku z Gaz Metanem, zadzwonił do Motroca z prośbą o poradę. A ten, gdy kilkanaście dni temu spotkał się z Becalim, przedstawił mu sytuację Gikiewicza i zasugerował, że może go wziąć.

Łukasz Gikiewicz na razie nie wypowiada się w tej sprawie, chce skoncentrować się na dobrym początku w FCSB. Rzecznik prasowy klubu Catalin Failnisi argumentuje, że piłkarz dopiero co dołączył do drużyny i ma się skupić na grze. Poza tym, jeśli już, to Polak będzie się wypowiadał na temat obecnego klubu, a nie innych.

Sam klub z Bukaresztu też nie zamierza komentować zamieszania. - Gikiewicz podpisał kontrakt, został zarejestrowany. Inne kluby to nie nasz problem. A artykułów prasowych komentować nie zamierzamy - mówi nam rzecznik prasowy.

Dziś milczy też bułgarski prawnik Polaka (nie odpowiedział na nasze pytania) i klub Gaz Metan.

Łukasz Gikiewicz jest mistrzem Polski ze Śląskiem Wrocław (2012 rok). W Polsce grał też m.in w ŁKS i Polonii Bytom. W 2013 roku wyjechał z kraju i stał się futbolowym obieżyświatem. Grał na Cyprze, w Kazachstanie, Bułgarii, Arabii Saudyjskiej, Tajlandii i Jordanii, gdzie został mistrzem kraju. W poprzednim sezonie był piłkarzem Hajer FC z Arabii Saudyjskiej.

Klub z Bukaresztu funkcjonuje pod nazwą FCSB od dwóch lat. Wcześniej był po prostu Steauą Bukareszt. Przez dziesięciolecia był to klub wojskowy, potem przejął go kontrowersyjny biznesmen Gigi Becali. Gdy pomiędzy nim a wojskiem doszło do konfliktu, armia wygrała sprawę o nazwę "Steaua".

Komentarze (2)
avatar
Rafallo1
7.08.2019
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
jaki piłkarz takie traktowanie