Liga Europy. Atromitos - Legia. Jak Marek Saganowski uciekał z Grecji

Po ostatnim meczu dla Atromitosu Marek Saganowski bronił swojej rodziny przed atakiem pseudokibiców AEK-u Ateny. Po ośmiu latach wraca do stolicy Grecji jako trener. Spotkanie Atromitos - Legia w III rundzie eliminacji Ligi Europy o godzinie 18.00.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Marek Saganowski Newspix / TADEUSZ SKWIOT / CYFRASPORT / Na zdjęciu: Marek Saganowski
Saganowski, kiedyś napastnik, dziś asystent Aleksandara Vukovicia w Legii, grał w Atromitosie półtora roku, od zimy 2010 roku do lata 2011 r. Mógł dłużej, klub chciał przedłużyć z nim kontrakt o kolejny sezon, ale Polak odmówił po skandalu w finale Pucharu Grecji. Jego drużyna mierzyła się wtedy z AEK-iem Ateny.

Kibice rywala czekali na zakończenie spotkania przy samej linii boiska. Na Stadionie Olimpijskim w Atenach byli w większości, kupili ok. 50 tys. biletów z 60 tys. sprzedanych. Gdy usłyszeli gwizdek, wparowali na murawę. Cieszyli się, bo AEK wygrał 3:0, ale nie wszyscy świętowali z piłkarzami ten sukces. Na stadionie rozpętało się piekło, część kibiców AEK-u rzucała racami i różnymi przedmiotami, spora grupa zaatakowała sektor fanów Atromitosu, z którego mecz oglądały również rodziny zawodników.

Saganowski i jego koledzy z boiska musieli interweniować. - Widząc to od razu pobiegliśmy z boiska na trybunę bronić naszych bliskich. Najpierw staraliśmy się przekonać tych ludzi, żeby odpuścili i wrócili na swoją trybunę, ale słowa nie docierały do wszystkich, dlatego trzeba było używać rąk, odpychać ich, barykadować drogę na sektor, lub po prostu osłaniać rodziny - opowiada nam po latach Marek Saganowski.

ZOBACZ WIDEO Atromitos faworytem przed spotkaniem rewanżowym? "W Atenach warunki będą im sprzyjać"

Rozszalałych kibiców AEK-u zaczęła rozganiać policja. Uzbrojona w tarcze, kaski i pałki biegała za nimi po boisku, bieżni i trybunach. Piłkarze Atromitosu, zanim odebrali medale, długo czekali w szatni na opanowanie sytuacji. Mieli też poważne zastrzeżenia do sędziego zarzucając mu uznanie goli po spalonych. - Dobrze, że nie zdobyliśmy bramki, bo by nas zabili - usłyszał później Saganowski od pracownika swojego klubu.

- To spotkanie nie miało nic wspólnego z piłką. Utwierdziło mnie w przekonaniu, że czas wracać do kraju - mówi były napastnik.

Nikt go nie znał

Mimo niezbyt udanego pożegnania z Grecją, Saganowski pobyt w klubie i życie w Atenach wspomina bardzo dobrze. - Po przyjeździe z Anglii, z Southampton, uważałem, że w Grecji panuje jeden wielki chaos, ale zmieniłem zdanie, gdy zrozumiałem tamtejszą specyfikę życia. Grecy cieszą się słońcem, spędzaniem czasu z najbliższymi, nie do końca przejmują się innymi rzeczami, po prostu żyją. Z czasem zacząłem się tam doskonale czuć. Grałem w kliku krajach, ale w Atenach mieszkało mi się najlepiej - komentuje Saganowski.

Dla Atromitosu zagrał 40 meczów, strzelił 8 goli. Nie był to jakiś wielki czas w karierze zawodnika, ale w klubie nikt niczego wielkiego od niego nie wymagał. Poza tym, dotarcie do finału Pucharu Grecji było dla zespołu dużym sukcesem. Atromitos w swojej 96-letniej historii dokonał tego tylko dwa razy. W tamtejszej ekstraklasie zajął najwyżej trzecie miejsce.

- Miałem tam spokój, ciszę, mogłem chodzić gdzie chciałem, bo i tak nikt mnie nie poznawał na ulicy. W Atenach dominują kibice innych klubów, mieliśmy grupkę fanatyków, ale niewielką, na meczach atmosfera była raczej spokojna. Mieszkałem pół godziny od stadionu i bardzo mi się podobało, że nikt mnie nie rozpoznawał - opowiada Saganowski.

Były piłkarz z radością wraca do Aten, do jednej rzeczy ma wielką słabość. - Tak świetnej zimnej kawy jak tam, nie piłem nigdzie. Na początku byłem zaskoczony, jak kawa może być zimna, ale gdy się do niej przekonałem, nie piłem już nic innego. Przez te lata jej smaku chyba najbardziej mi brakowało. Wiadomo, człowiek starał się przygotować w Polsce podobną, ale pewnych rzeczy nie da się odtworzyć jeden do jednego. Dlatego łatwo można się domyślić, co będzie moim pierwszym zakupem w Grecji - uśmiecha się obecny trener Legii.

Liga Europy. Legia - Atromitos. Dawid Kort: Legia nie zachwyca

"Zagrać jak w Warszawie"

Kilka kaw i to zimnych będą musieli wypić też piłkarze, przyda im się duży zastrzyk energii. Poza tym w dniu spotkania Legii z Atromitosem ma być duszno i gorąco, termometry pokażą ponad trzydzieści stopni. Dominik Kort, piłkarz Atromitosu, mówił, że drużyny spoza Grecji szybko męczą się w takich warunkach. Zadyszka dopadła między innymi graczy Dunajskiej Stredy, którą Atromitos wyeliminował w poprzedniej rundzie el. Ligi Europy.

- Jesteśmy dobrze przygotowani. Grecy będą dążyli do strzelenia gola, ale my do tego nie dopuścimy. Ważne, żebyśmy szybko operowali piłką, wtedy unikniemy kłopotów - twierdzi asystent Vukovicia.

W pierwszym meczu w Warszawie było 0:0. Czwarty klub greckiej ekstraklasy ani razu nie zagroził bramce Legii. Wyglądało to tak, jakby przyjechał do Polski tylko wybijać piłkę daleko od własnego pola karnego.

Saganowski widzi to inaczej. - Taka postawa Atromitosu jest tylko naszą zasługą, skutecznie ich zablokowaliśmy. Pamiętajmy, że to klub z czołówki greckiej ligi, a tamtejsza ekstraklasa jest wyżej klasyfikowana od naszej, dlatego szanujmy tego rywala. Jeżeli utrzymamy taką intensywność, jak w Warszawie, to będzie dobrze - kończy były piłkarz.

Mecz Atromitos - Legia w środę (14 sierpnia) o godzinie 18.00. Transmisja w TVP Sport.

Liga Europy. Legia - Atromitos. Słabi i słabsi. Rozczarowujący remis

Czy Legia awansuje do fazy grupowej Ligi Europy w tym sezonie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×