Liga Europy. Legia - Atromitos. Słabi i słabsi. Rozczarowujący remis

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Sandro Kulenović
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Sandro Kulenović

Potężne rozczarowanie w Warszawie. Legia w pierwszym meczu 3. rundy eliminacji Ligi Europy tylko zremisowała bezbramkowo z Atromitosem Ateny, który przyjechał do Polski na pewno nie po to, aby grać w piłkę.

Atromitos po grecku oznacza "pozbawiony strachu". Nazwa zupełnie nietrafiona, bo drużyna z Aten, choć przecież Legii na razie nie można się w Europie bać, wyglądała na przestraszoną. Trener postawił w polu karnym autobus i chciał przetrwać z jak najmniejszymi stratami. Problem Legii polegał na tym, że gdy już pod ten autobus podjeżdżała, to przeważnie głupiała.

To miał być najważniejszy mecz za kadencji Aleksandara Vukovicia, ale umówmy się, że w jego przypadku każdy kolejny jest najważniejszym. Serb od początku sezonu jest pod presją, jest krytykowany, ale trudno się publice dziwić, skoro wicemistrz Polski ledwo radził sobie z drużynami z Gibraltaru i Finlandii. Legia, szczycąca się swoim legijnym DNA, grała po prostu dno. Można było sobie żartować, że do kolejnej rundy eliminacji Ligi Europy awansowała akurat ta drużyna, której nie da się oglądać.

Odpadnięcie w dwumeczu z Atromitosem oznaczałoby już okopanie się na tym dnie, w mule po same uszy. Wicemistrz Polski grał o honor, o uratowanie twarzy swojej oraz naszej piłki. I oczywiście o pieniądze za awans do Ligi Europy Legia dostanie łącznie 4 mln euro.

ZOBACZ WIDEO: Błąd Grabary w debiucie! Derby lepsze od Huddersfield! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Legia w czwartek przeważała od pierwszej minuty. Nie mogło być inaczej, skoro Atromitos stał w polu karnym, a jak już biegał, to na zwolnionych obrotach. Jakby jego właściciel Giorgios Spanos, który ma w Grecji 270 stacji benzynowych, zalał mu tanie, chrzczone wodą paliwo.

I gra legionistów do pola karnego wyglądała na pewno lepiej niż ostatnio. Ciężko jednak napisać, że wyglądała dobrze, rywal nie miał ofensywnych planów. Jeśli jednak poszukamy pozytywów, to na pewno w osobie Waleriana Gwilii - szybkiego i pomysłowego pomocnika. Szybką nogę miał Luquinhas, który starał się dryblować Greków.

Dobrej sytuacji do strzelania gola z akcji Legia nie miała jednak przez ponad godzinę. Dopiero w 64. minucie Luquinhas zagrał prostopadle do Sandro Kulenovicia, ten w końcu przyjął piłkę w polu karnym (wcześniej miał z tym problemy), ale z bliska uderzył tylko w boczną siatkę. Chwilę po tym zastąpił go Carlitos.

Legia mogła jednak strzelić gola wcześniej, w 50. minucie Arvydas Novikovas uderzył z rzutu wolnego, a piłka trafiła w poprzeczkę. Jego "wyczyn" powtórzył w 74. minucie Carlitos.

W 82. minucie z pola karnego uderzył Luquinhas, bramkarz końcami palców wybił piłkę na róg. Dwie minuty przed końcem prosto w golkipera z bliska uderzył Novikovas, a w ostatniej akcji meczu Litwin przeniósł piłkę nad poprzeczką.

I tyle. Legia niestety nie była w stanie strzelić gola tak słabej drużynie. Grecy nie chcieli stracić gola i swego dopięli. Nie myśleli też o strzelaniu goli, zrobią to na pewno za tydzień (we środę 14 sierpnia) w Atenach. Będzie naprawdę ciężko awansować.

Legia Warszawa - Atromitos Ateny 0:0

Składy:

Legia Warszawa: Radosław Majecki - Marko Vesović, Igor Lewczuk, Artur Jędrzejczyk, Luis Rocha - Andre Martins, Domagoj Antolić, Valerian Gwilia, Luquinhas, Arvydas Novikovas - Sandro Kulenović (66' Carlitos).

Atromitos Ateny: Balazs Megyeri - Alexandros Katranis, Dimitris Goutas, Tal Khila, Spyros Risvanis, Spyros Natsos - Madson (84' Joao Silva), Javier Umbides, Charis Charisis (73' Roland Ugrai) - Apostolos Vellios, George Manoussos.

Żółte kartki: Charis Charisis, Apostolos Vellios, Madson, Dmitris Goutas (Atromitos).

Źródło artykułu: