Premier League: Arsenal - Burnley. Kanonierzy z kompletem punktów. Dani Ceballos z debiutem marzeń

PAP/EPA / ANDY RAIN  / Na zdjęciu: Alexandre Lacazette (w środku)
PAP/EPA / ANDY RAIN / Na zdjęciu: Alexandre Lacazette (w środku)

Arsenal po dwóch pierwszych kolejkach Premier League ma sześć punktów. Kanonierzy w sobotę pokonali Burnley 2:1. Przy obu golach asystował debiutant Dani Ceballos.

W tym artykule dowiesz się o:

The Emirates będzie miał nowego ulubieńca. Jeśli Dani Ceballos utrzyma dobrą formę, liczne owacje po meczu z Burnley na pewno nie będą ostatnimi, jakie usłyszy w Londynie. Hiszpan wrócił do pełni zdrowia, od razu dostał pełnię zaufania od Unaia Emery'ego i znalazł się w wyjściowym składzie na mecz otwierający drugą kolejkę Premier League.

Po pierwszej kolejce i wygranej z Newcastle (1:0) nastroje w obozie Kanonierów były bardzo dobre. W końcu co rok Arsenal mierzy wysoko, w mistrzostwo albo w Ligę Mistrzów, ale ostatnimi czasy nawet wyśmiewane 4. miejsce na koniec sezonu brałby w ciemno. Dlatego druga wygrana przedłuża nadzieje kibiców na wymarzony powrót do Ligi Mistrzów. I transfery, bo te dokonane latem przez klub wyglądają naprawdę nieźle.

-> Manchester City - Tottenham: mistrz Anglii kontra wicemistrz Europy. Hit i fundament pod budowę serii

Ceballos, który z marszu wszedł do wyjściowego składu, udowodnił Zinedine'owi Zidane'owi ile traci. Francuz lekką ręką pozbył się z Realu Madryt jednego z najlepszych piłkarzy tegorocznych ME U-21.

ZOBACZ WIDEO Championship: Grabara nie uchronił Huddersfield przed porażką. Dobry występ nie wystarczył [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

12 - tyle owacji dostał w sobotę Hiszpan od sympatyków Arsenalu. 23-latek popisywał się dryblingami na połowie Burnley oraz niezłymi strzałami z dystansu i dośrodkowaniami z rzutów rożnych. Przede wszystkim jednak asystował przy obu trafieniach.

Najpierw w 13. minucie z narożnika boiska dograł do Alexandre'a Lacazette'a. Francuz powalczył z obrońcami, znalazł dogodną pozycję do strzału i z kilku metrów zaskoczył Nicka Pope'a.

Przyjezdni nie chcieli być tłem dla londyńczyków. Mimo szybkiej straty bramki, w pierwszej połowie wyglądali naprawdę nieźle. Najwięcej okazji kreowali sobie dośrodkowaniami w pole karne Kanonierów. Piłkarze Seana Dyche'a liczyli, że walka w powietrzu w końcu przełoży się na wyrównującego gola. Tymczasem Ashley Barnes trafił na 1:1 po płaskim dośrodkowaniu Dwighta McNeila.

W przerwie Emery wpuścił drugiego nowego gracza, Nicolasa Pepe. Być może to jego obecność pobudziła Pierre'a-Emericka Aubameyanga, który przed przerwą był niewidoczny. Gabończyk w 64. minucie zostawił w tyle Jamesa Tarkowskiego i z kilkunastu metrów trafił na 2:1. Nie byłoby tej akcji, gdyby nie przejęcie Ceballosa jeszcze na połowie rywali.

Czytaj też: Fiesta na Majorce z mistrzem Polski, weteran i transferowi rekordziści. Oto beniaminkowie Primera Division

Burnley nie dotrzymało tempa i było cieniem siebie z pierwszej połowy. Ostatki sił odnalazły się w samej końcówce. Zawodnicy Dyche'a napierali z rzutów rożnych, a skromne prowadzenie Kanonierów wisiało na naprawdę cienkim włosku. Jednak nawet wejścia Pope'a w pole karne gospodarzy nie przełamały serii 11 kolejnych porażek z londyńczykami.

Arsenal FC - Burnley FC 2:1 (1:1)
1:0 - Alexandre Lacazette 13'
1:1 - Ashley Barnes 43'
2:1 - Pierre-Emerick Aubameyang 64'
Arsenal:

Bernd Leno - Ainsley Maitland-Niles, David Luiz, Sokratis, Nacho Monreal - Dani Ceballos (83' Lucas Torreira), Matteo Guendouzi - Reiss Nelson (46' Nicolas Pepe), Joseph Willock, Pierre-Emerick Aubameyang - Alexandre Lacazette (71' Sead Kolasinac).

Burnley: Nick Pope - Matthew Lowton, James Tarkowski, Ben Mee, Erik Pieters - Johann Gudmundsson (72' Aaron Lennon), Jack Cork, Ashley Westwood, Dwight McNeil - Chris Wood (61' Jay Rodriguez), Ashley Barnes.

Żółte kartki: Aubameyang, Sokratis i Luiz (Arsenal) oraz Barnes (Burnley).
Sędziował:

Mike Dean.

Komentarze (0)