PKO Ekstraklasa. Cracovia - Legia Warszawa. Zmarnowana szansa Pasów, przebudzenie wicemistrza Polski

PAP / Łukasz Gągulski / Na zdjęciu: zawodnik Cracovii Janusz Gol (z lewej) i Andre Martins (w środku) oraz Valeriane Gvilia (z prawej) z Legii Warszawa
PAP / Łukasz Gągulski / Na zdjęciu: zawodnik Cracovii Janusz Gol (z lewej) i Andre Martins (w środku) oraz Valeriane Gvilia (z prawej) z Legii Warszawa

W hicie 9. kolejki PKO Ekstraklasy Cracovia uległa przed własną publicznością Legii (1:2) i zmarnowała okazję na zostanie liderem polskiej ligi po raz pierwszy od 71 lat. Warszawianie natomiast wrócili na zwycięską ścieżkę i wskoczyli na podium.

W tym artykule dowiesz się o:

O podwyższonej stawce meczu z Legią piłkarze Pasów dowiedzieli się pół godziny przed pierwszym gwizdkiem. W rozegranym wcześniej spotkaniu Pogoń Szczecin tylko zremisowała z Górnikiem Zabrze (1:1), więc zwycięstwo dawało Pasom objęcie prowadzenia w tabeli.

Podopieczni Michała Probierza mieli o co grać, bo ostatni raz samodzielnym liderem ekstraklasy z punktową przewagą Cracovia była… 7 listopada 1948 roku. Na boisko gospodarze nie wyszli jednak jak na napędzonego trzema kolejnymi zwycięstwami pretendenta do tytułu przystało.

Krakowianie przyjęli podrażnionych porażkami w Płocku legionistów głęboko na swojej połowie, dając im szerokie pole do popisu w ataku pozycyjnym. Z Arką, Lechem czy Piastem potrafili w takich okolicznościach zneutralizować rywali, ale z Legią trener Probierz się przeliczył. Warszawianie może i nie potrafili sobie wypracować czystej sytuacji strzeleckiej, ale za to zupełnie przejęli inicjatywę, zamknęli gospodarzy w hokejowym zamku i kwestią czasu było, kiedy pole karne Pasów zacznie płonąć.

ZOBACZ WIDEO: Bundesliga. Bayer Leverkusen wygrywa. Gikiewicz nie uchronił Unionu przed porażką [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Legioniści przypieczętowali absolutną dominację w 33. minucie. Po strzale Domagoja Antolicia z dystansu Michal Pesković odbił piłkę w bok, momentalnie wystartował do niej Jarosław Niezgoda, którego instynktownie złapał David Jablonsky. Napastnik Legii padł jak rażony piorunem, ale Czech nie miał nic na swoje usprawiedliwienie - dał Bartoszowi Frankowskiemu powód do podyktowania "11", którą na gola zamienił sam Niezgoda.

Goście objęli prowadzenie zasłużenie, ale główni bohaterowie bramkowej akcji znaleźli się na boisku przez wypadki losowe. Antolić w 25. minucie zastąpił kontuzjowanego Cafu, a Jablonsky dosłownie chwilę przed popełnieniem faulu wszedł za niedysponowanego Niko Datkovicia. Czech sprokurował rzut karny i dostał żółtą kratkę, nim zdążył dotknąć piłki.

Cracovia nie mogła dłużej pozostać w okopach, ale nie potrafiła przejąć kontroli nad spotkaniem. Pierwszą godną odnotowania akcję krakowianie przeprowadzili dopiero w doliczonym czasie gry, ale i tak nie zakończyli jej celnym celnym strzałem - w pierwszej połowie Radosław Majecki nie musiał interweniować na linii ani razu.

W drugiej połowie Pasy musiały zaprezentować zupełnie inne oblicze. Dalsze bierne czyhanie na błąd Legii i możliwość wyprowadzenia kontry nie wyglądały w niedzielę jak przepis na sukces. Nim jednak krakowianie ruszyli odrabiać straty, przegrywali już 0:2. Przy próbie wybicia piłki Ołeksij Dytiatjew trafił nią w Luquinhasa, futbolówka odbiła się od legionisty tak szczęśliwie, że wylądowała w polu karnym, gdzie doskoczył do niej Walerian Gwilia i pewnym strzałem pokonał Peskovicia.

Cracovii otrząśnięcie się po drugim ciosie zajęło kwadrans, ale zdołała wrócić do gry. Do 67. minuty krakowianie nie oddali ani jednego celnego uderzenia, ale gdy już się wstrzelili w światło bramki, to Majecki musiał wyciągać piłkę z siatki. Michal Siplak uruchomił na lewym skrzydle Mateusza Wdowiaka, który sprytnie ograł Marko Vesovicia, zagrał na jeden kontakt najpierw z Sylwestrem Lusiuszem, a po chwili z Milanem Dimunem i w sytuacji sam na sam pokonał Majeckiego.

Do straty bramki Legia wyglądała przy Kałuży 1, jakby przyjechała po swoje, ale po golu goście stracili rezon. Gospodarze poczuli krew i poszli za ciosem, ale nie było ich stać już na nic więcej niż strzał z ostrego kąta Wdowiaka. Warszawianie stopniowo studzili zapał Pasów, aż całkiem wygasili rywali, ale sami nie mieli już nic do zaproponowania poza przeszkadzaniem Cracovii.

Janusz Gol mówił, że mecz z Legią da odpowiedź na pytanie, w jakim miejscu jest Cracovia. Trzy zwycięstwa z rzędu, w tym ogranie przed tygodniem mistrza Polski, rozbudziły apetyty przy Kałuży 1, ale warszawianie pokazali krakowianom, że czeka ich jeszcze wiele pracy, nim na stałe zagoszczą w ligowej czołówce.

Cracovia zmarnowała szansę na to, by po 71 latach przerwy znów patrzeć na ligowych rywali z góry. Legia natomiast wróciła na zwycięską ścieżkę po dwóch meczach bez wygranej, zrównała się z drugim w tabeli Śląskiem Wrocław i ma tylko jeden punkt straty do Pogoni Szczecin.

Cracovia - Legia Warszawa 1:2 (0:1)
0:1 - Niezgoda (k.) 33'
0:2 - Gwilia 47'
1:1 - Wdowiak 67'

Składy:

Cracovia: Michal Pesković - Cornel Rapa, Ołeksij Dytiatjew, Niko Datković (31' David Jablonsky), Michal Siplak - Janusz Gol, Milan Dimun (71' Filip Piszczek) - Sergiu Hanca, Michał Rakoczy (46' Sylwester Lusiusz), Mateusz Wdowiak - Rafael Lopes.

Legia: Radosław Majecki - Marko Vesović, Mateusz Wieteska, Artur Jędrzejczyk, Michał Karbownik - Andre Martins, Cafu (25'  Domagoj Antolić) - Dominik Nagy, Walerian Gwilia, Luquinhas (79' Igor Lewczuk) - Jarosław Niezgoda (71' Jose Kante).

Żółte kartki: Jablonsky (Cracovia).

Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń).

Widzów: 13 053.

Źródło artykułu: