Marek Wawrzynowski: Chuligani wbijają gwóźdź do trumny z polską piłką (felieton)

Twitter / Na zdjęciu: sektor gości podczas meczu Widzew - Śląsk.
Twitter / Na zdjęciu: sektor gości podczas meczu Widzew - Śląsk.

Kibice z Wejherowa strzelali racami do piłkarzy Lechii. To dopełnienie upadku polskiej piłki. PZPN oraz rząd nie są w stanie poradzić sobie z piłkarskimi chuliganami. Dlaczego? Nikomu się to nie opłaca.

Totolotek Puchar Polski miał ciężki dzień. Zadyma na meczu Widzewa ze Śląskiem i atak racami w Wejherowie pokazują, że polskie stadiony, wbrew temu, co mówią działacze i fani, bezpieczne nie są. To olbrzymi cios wizerunkowy w polską piłkę. A przecież ta ma wyjątkowo nadszarpnięty wizerunek ze względu na poziom sportowy. Chuligani wbijają futbolowi gwóźdź do trumny i chyba nieprzypadkowo. Im mniej normalnych kibiców interesuje się futbolem, tym mniejsza kontrola i większe wpływy przestępców.

Dwa poważne incydenty jednego dnia pokazują, że jeśli chodzi o sprawy kibiców, wciąż jesteśmy w lesie.

Z jednej strony nowe stadiony, coraz większa kultura (ale chamstwo nie odpuszcza), z drugiej regularne incydenty na trybunach. 

ZOBACZ WIDEO: Mecz Śląsk - KGHM Zagłębie to reklama polskiej piłki. "Zatrudniliście trenerów z Czech i Słowacji, to macie hokej"

Sytuacja podczas meczu Pucharu Polski w Wejherowie (Gryf przegrał we wtorek z Lechią u siebie 2:3), gdzie bramkarz gości Zlatan Alomerović o mało nie został trafiony racą, jest bulwersująca, ale nie jest przecież pierwszą tego typu. W grudniu 2017 roku kibice Cracovii ostrzelali rakietnicami fanów Wisły. To jeden z niewielu przypadków, gdy zadziałały odpowiednie instytucje. Cracovia została ukarana grzywną w wysokości 100 tysięcy złotych a kierownik do spraw bezpieczeństwa ma na karku prokuraturę. Słusznie. Ale to wyjątek. Od lat nie udaje się uregulować problemu rac, choć tak naprawdę sprawa wydaje się prosta. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy mamy narzędzia pozwalające zidentyfikować sprawców.

Niestety przyzwolenie na patologię dał prezes PZPN Zbigniew Boniek, który powiedział swego czasu, że to nie race są niebezpieczne a ludzie. Butelki szklane także nie są niebezpieczne, a nie można ich wnieść na trybuny - napoje sprzedaje się w plastikach. Boniek podkreślał estetyczny wymiar racowisk. Niestety, nie po raz pierwszy zabawił się w polityka, który walczy o sondaże. Efekt podlizywania się chuliganom jest zawsze taki sam. Dasz palec, wezmą rękę, do łokcia, potem ramię. Zanim się zorientujesz.

ZOBACZ: Milimetry od tragedii na meczu Gryfa z Lechią

Efekt jest taki, że do tej pory w warszawskim sądzie toczy się sprawa, którą wytoczył związkowi jeden z kibiców Legii poparzony racą podczas finału Pucharu Polski w 2016 roku. PZPN udowadnia w sprawie, że choć jest organizatorem, nie ponosi odpowiedzialności za używanie środków pirotechnicznych. Czekamy na wyrok, na razie związek przeciąga sprawę, mając świadomość, że ewentualne odszkodowanie dla pana Krzysztofa może oznaczać lawinę pozwów. Tym bardziej że - tak po ludzku - odszkodowanie mu się należy. Został poparzony, a jednocześnie rzecznik PZPN pytany o to wielokrotnie, nie zaprzeczył, że związek zgodził się na wniesienie rac przez fanów.

Podobnie na Twitterze zasugerował prezes Boniek, który po tym, jak race zaczęły lądować na płycie boiska, napisał: "Nie tak się umawialiśmy".

ZOBACZ: Stokowiec zaszokowany zachowaniem kibiców w Wejherowie

Wracamy do tej sprawy, gdyż uruchomiła ona bardzo niebezpieczny proceder. Od dziś każda kara nałożona przez związek na organizatora meczu to woda na młyn dla adwokatów pana Krzysztofa i potencjalnych kolejnych. Związek zaszachował sam siebie i nie bardzo można znaleźć z tej sytuacji korzystne wyjście.

Z drugiej strony mamy nieskuteczne działania państwa. Sprawa musi być zero-jedynkowa: jeśli prawo stwierdza, że należy stosować kary za użycie środków pirotechnicznych, to powinno się to prawo egzekwować. Dziś łatwo zidentyfikować sprawcę lub sprawców. Stadiony mają monitoring, wystarczy zakaz stadionowy wydany przez nadrzędny organ i to powinna być odstraszająca kara. Podobnie jak za zakładanie kominiarek, które ewentualnie utrudnią identyfikację.

Naprawdę nie żyjemy w latach 80., technologia dziś pozwoli na wiele więcej. Trzeba tylko chcieć i umieć z niej korzystać.

Kibice sugerują, że race nie są niebezpieczne. Tymczasem we wspomnianej sprawie pana Krzysztofa spod Warszawy wypowiadał się ekspert, który wykazał, że temperatura racy w momencie spalania wynosi 1600 stopni Celsjusza. Jest to ekstremalnie niebezpieczne. Głośna była sprawa chłopca ze Śląska, który zmarł trafiony racą (wypaliła mu krocze).

Przepraszam za przywołanie tego drastycznego przykładu, jednak warto uświadomić sobie, że niekontrolowane używanie rac może być po prostu bardzo niebezpieczne. To tak jakby dać każdemu broń bez pozwolenia, bez kontroli. Albo też dać możliwość wydawania pozwoleń "wewnętrznej organizacji kibicowskiej".

Źródło artykułu: