W 30. minucie spotkania Gryf Wejherowo - Lechia Gdańsk w ramach Totolotek Pucharu Polski grupa pseudokibiców gospodarzy, przy prowadzeniu swojej drużyny 2:0, wystrzeliła materiały pirotechniczne w kierunku bramkarza Lechii.
- Poleciało to na wysokości mojego biodra, pół metra ode mnie! Dobrze że odskoczyłem, bo nie wiem co by się mogło zdarzyć. Zobaczymy co teraz klub zadecyduje - mówił roztrzęsiony Zlatan Alomerović.
Jak informuje rmf24.pl, policja spodziewała się zakłócenia spotkania przez pseudokibiców, dlatego przed zawodami wnioskowała o przyznanie meczowi statusu podwyższonego ryzyka.
ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Fatalna kontuzja Cafu. Złe informacje dla Legii. "Ziścił się najgorszy scenariusz"
Organizatorzy odrzucili wniosek służb. "Uwzględnienie wniosku sprawiłoby, że inna byłaby forma organizacji meczu, bardziej restrykcyjne wymogi dotyczące ochrony" - opisuje rmf24.pl.
Policja będzie wyjaśniać, kto wniósł i odpalił materiały pirotechniczne na stadionie (choć samo wniesienie pirotechniki na obiekt nie jest przestępstwem). Pomogą w tym materiały nagrane przez policjantów działających pod przykryciem oraz te z mobilnego centrum monitoringu. Ponadto policja będzie wnioskować do Polskiego Związku Piłki Nożnej o ukaranie klubu z Wejherowa.
Po skandalicznych wydarzeniach piłkarze Lechii przez 20 minut dyskutowali z sędziami i delegatem. Nie chcieli kontynuować gry, ale w końcu wrócili do meczu. Drużyna z PKO Ekstraklasy ostatecznie wygrała z Gryfem Wejherowo 3:2.