Dariusz Tuzimek: Karanie klubów to tylko listek figowy (felieton)

Widok wystrzelonej z rakietnicy racy pędzącej niczym pocisk w stronę bramkarza Lechii przypominał telewizyjne relacje działań wojennych gdzieś w świecie. A przecież to się działo u nas podczas meczu o Puchar Polski.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
sektor gości podczas meczu Widzew - Śląsk Twitter / Na zdjęciu: sektor gości podczas meczu Widzew - Śląsk.
Gorzej, że nie ma też żadnych sensownych konsekwencji.

Owszem, PZPN wykluczył Gryfa Wejherowo (to tam strzelano racą do bramkarza rywali) z następnych rozgrywek o Puchar Polski. No i co z tego? Co to rozwiązuje na dłuższą metę? Tego samego dnia doszło do burd w innym meczu Pucharu Polski Widzew Łódź - Śląsk Wrocław. Były race, podpalanie krzesełek z trybun, próby forsowania sektora kibiców gospodarzy przez ekipę z Dolnego Śląska. Wjechała policja, użyła armatek wodnych.

Warto dodać, że mówimy o meczu, o którym cała polska wiedziała dużo wcześniej - dzięki dziennikarzowi TVN24 Szymonowi  Jadczakowi - że szykują się zadymy. I co? I nic. Nie udało się burdom zapobiec, nie udało się kibolom zabrać pirotechniki i nie udało się - już po wydarzeniach - wyłapać tych, co rozrabiali. Klub był bezradny, policja bezsilna, a PZPN, który organizuje te rozgrywki, udaje, że to nie jego problem.

ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Czy Paweł Wszołek namiesza w PKO Ekstraklasie? "Nowa osoba w Legii, może trochę ruszyć ten zespół"

Śląsk dostał od PZPN minimalne kary, a Gryfa wyrzucono. Bo się głupio bronił. Czyli jak? No dokładnie tak, jak się bronił PZPN po zadymach na finałach Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. Związek przekonywał, że to nie jego wina, bo przecież była wynajęta agencja ochrony itd. Przewodniczący Wydziału Dyscypliny PZPN Mikołaj Bednarz mówi o Gryfie: "Klub nie daje żadnej gwarancji bezpieczeństwa na jego meczach". Moglibyśmy dorzucić: "To zupełnie jak PZPN na kilku ostatnich finałach Pucharu Polski". Gryfa wyrzucono, a PZPN? Ma się dobrze. A przynajmniej dobrze o sobie myśli.

To już oczywiście nie te czasy, kiedy Zbigniew Boniek chodził po telewizjach i opowiadał, że race są bezpieczne. On też jest już na innym etapie świadomości. Wie już, że nie warto się układać z kibolstwem, bo po takim incydencie musiał pisać po finale PP, gdy race lądowały na boisku: "Panowie z Lecha, nie tak się umawialiśmy". No, ale - patrząc z drugiej strony - to już też nie jest ten etap, że Bońkowi się jeszcze chce rozwiązywać problemy polskiej piłki.

Czytaj także: Śląsk Wrocław wydał oświadczenie ws. wydarzeń w Łodzi

Jedyną drogą walki z chuligaństwem jest polityka "zero tolerancji", czyli jeśli ktoś wnosi na stadion pirotechnikę, musi być złapany, ukarany i przez jakiś czas na stadiony nie ma wstępu. Oczywiście to nie jest łatwe do wyegzekwowania, ale też nie przesadzajmy w drugą stronę - fizyka kwantowa to nie jest. Po prostu trzeba się wziąć poważnie, systemowo za rozwiązanie problemu. Opowiadał mi kiedyś ktoś, kto widział z bliska, jak w Anglii rozwiązano problem chuliganów na stadionach. Powiedział, że najważniejsze w całym procesie nie były wcale regulacje prawne czy działania policji, ale wola rozwiązania problemu. To ona jest fundamentem, kolejne działania przychodzą później. I teraz pytanie: czy w Polsce jest wola poradzenia sobie z bandziorami z trybun?

Pewnie, że nie wszystko zależy do PZPN. Że potrzebne jest działanie państwa, dobre regulacje prawne, egzekwowanie tego prawa, aktywność policji i innych służb. Ale czy ten PZPN jest liderem krucjaty przeciwko chuliganom? A powinien być, bo to jeden z największych problemów w naszym futbolu. To rak, który niszczy polską piłkę. Tak długo, jak się będą na stadionach działy takie rzeczy jak w Wejherowie czy Łodzi, nie ma co liczyć, że normalni ludzie z rodzinami będą regularnie przychodzić na mecze. Klubowa piłka - mimo nowych stadionów, rozwoju mediów - nadal nie ma dobrego wizerunku. Co się go trochę - ciężką i długotrwałą pracą - poprawi, to patologia z trybun szybko to zniszczy.

Co dają takie kary jak po meczach w Wejherowie i Łodzi? PZPN eksponuje ich srogość (choć czy naprawdę są takie srogie?), ale to zasłanianie się listkiem figowym. Ogłoszenie światu: "Hej! My naprawdę coś robimy!". I średnio zorientowany kibic może się nawet nabrać, bo PZPN w robieniu sobie PR-u jest naprawdę dobry. Tylko ten kibic może się także nabrać, kiedy pójdzie na mecze Pucharu Polski w kolejnych rundach, albo na finał. Może się wtedy okazać, że cudowne rozwiązanie problemu chuligaństwa poprzez karanie klubów nie działa. Że kibole wcale nie przejęli się wywaleniem jakiegoś Gryfa z rozgrywek i pirotechnikę znów przyniosą. Będziecie zdziwieni? No, a PZPN będzie...

Zobacz również: Policja zatrzymała dwóch pseudokibiców z Wejherowa

Związek woli się chować za figowym listkiem, bo karę dać łatwo, a problem rozwiązać trudno. Trzeba by inicjować działania, lobbować, przekonywać, nagłaśniać problem, skarżyć się do mediów i urzędów na bierność i zaniechania policji i innych służb. Trzeba by stanąć na czele krucjaty z chuliganerią. Mnóstwo roboty. Boniek już tego nie dźwignie. Nawet do takiego ciężaru nie podchodzi. Stara się podrzucić gorącego kartofla komuś innemu.

No cóż, dużo pracy. Łatwiej "pośmieszkować" na Twitterze, albo zapytać Brzęczka, po co wystawia Błaszczykowskiego, czy też pozdrowić prezydenta Dudę od słoweńskiego prezydenta... Borata! Choć facet tak naprawdę ma na imię Borut.

A Puchar Polski? No przecież srogie kary wymierzono!

Dariusz Tuzimek

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×