Selekcjoner miał duży komfort. Stanowisko objął ponad pół roku przed startem batalii o wyjazd na mistrzostwa Europy i przetarł się w Lidze Narodów. Biało-Czerwoni wypadli tam blado, nie wygrali żadnego meczu i trudno było odnieść wrażenie, że po klęsce na mistrzostwach świata w Rosji, znów zaczynamy iść we właściwym kierunku.
Zestaw rywali w samych kwalifikacjach (Austria, Słowenia, Izrael, Macedonia Północna i Łotwa) sprawił, że przy potencjale, jakim obecnie dysponujemy, awans stał się oczywistością i właśnie dlatego duże znaczenie dla oceny Jerzego Brzęczka ma styl gry, a ten jest marny.
W całych eliminacjach rozegraliśmy dotąd osiem spotkań i dobre było zaledwie jedno - domowe z Izraelem, wygrane 4:0. We wszystkich pozostałych Biało-Czerwoni spisywali się przeciętnie, zwyciężali przy dużej dozie szczęścia, bądź dzięki indywidualnym zrywom najlepszych zawodników. Nie było solidnej gry, która dawałaby nadzieję na sukces na turnieju, a tam przecież skala trudności będzie nieporównywalnie wyższa.
ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020: Polska - Macedonia Północna. Grosicki szczerze o kadrze. "Zdajemy sobie sprawę, że czasami brakowało stylu"
Sam Brzęczek zdaje się nie widzieć problemu. Po bezbramkowym remisie z Austrią, wyraził zadowolenie tylko dlatego, że wciąż podobała mu się sytuacja w tabeli. Na jednej z konferencji prasowych stwierdził, że dobre występy reprezentantów w klubach wynikają z właściwej pracy na zgrupowaniach kadry. Problem w tym, że jego rolą nie jest przygotowywanie zawodników do klubów, lecz do zespołu narodowego.
->Eliminacje Euro 2020: Polacy z awansem! Zobacz tabelę grupy G
Po niedawnym spotkaniu z Łotwą (3:0) Kamil Glik w zdecydowanych słowach narzekał, że po dobrym początku Polacy zaczęli grać za bardzo pod siebie. Według Jacka Ziobera takie wyznania obnażają słabość selekcjonera i pokazują, że stracił panowanie nad szatnią. Jak ma w niej jednak panować, jeśli po spotkaniu z Austrią oznajmił, że kończyliśmy je z trzema piłkarzami grającymi na co dzień w The Championship, publicznie dyskredytując wybór klubów przez część podopiecznych. Kuriozalna była też wypowiedź na temat Piotra Zielińskiego, który według selekcjonera stanie się zawodnikiem klasowym, gdy "coś mu przeskoczy w głowie".
Brzęczek nie doszedł jeszcze do apogeum swojej kadencji (tym byłyby mistrzostwa Europy), a już zdążył naopowiadać tyle głupot, że dziś robi wrażenie człowieka niepoważnego i kompletnie nieprzystającego do roli, jaką przyjdzie mu niebawem odegrać. Podczas samej imprezy stanie się jednym z najważniejszych ludzi w kraju i dopiero wtedy zacznie się poważne wyzwanie, a presja będzie nieporównywalna z tą, której nie daje rady już teraz.
Psioczono niegdyś na Adama Nawałkę, który na konferencjach prasowych był królem nudy i wygłaszał takie komunały, że dziennikarzom trudno było sklecić choć jeden ciekawy tekst z jego wypowiedziami. Patrząc jednak na słowne popisy Brzęczka, zdecydowanie lepiej by było, gdyby zastosował taktykę Nawałki. Też byłby nudny, ale nie narażałby się przynajmniej na śmieszność.
Piłkarze nie sprawiają wrażenia, jakby mieli zamiar wskoczyć za selekcjonerem w ogień. Nikt z nich nie będzie głośno krytykować trenera, bo nie czas i miejsce na takie demonstracje. Niektóre gesty są jednak bardzo wymowne. Robert Lewandowski, który raczej unika kontrowersji, głośno krytykował grę kadry w meczach ze Słowenią (0:2) i Austrią (0:0), a gdy potem wytknął mu to Zbigniew Boniek, po spotkaniu z Łotwą nasz kapitan nie rozmawiał z mediami już w ogóle. "Lewy" nie chce wzniecać pożaru, lecz takie zdarzenia doskonale obrazują, jak daleki od ideału jest klimat w kadrze.
W najnowszej historii na duże turnieje kwalifikowali się z reprezentacją Jerzy Engel, Paweł Janas, Leo Beenhakker i wspomniany wyżej Nawałka. Żaden jednak nie budził już krótko po awansie takich wątpliwości jak Brzęczek. Żaden jednocześnie nie miał tak łatwej drogi na mistrzostwa. Podczas 15-miesięcznej kadencji były trener Wisły Płock nie doprowadził do żadnego postępu w drużynie, nie wzbudził również jakiejkolwiek wiary, że poniesie ją do sukcesu na mistrzostwach Europy. Dlatego nie warto już na niego stawiać, żeby latem przyszłego roku znów nie pluć sobie w brodę po powrocie do domu jeszcze zanim zacznie się poważna faza turnieju.