Równie głośno co o meczu Izrael - Polska mówi się o atmosferze jaka panuje u naszych najbliższych rywali. We wtorek Izrael został zaatakowany rakietami przez ugrupowanie Islamski Dżihad. Organizacja meczu stanęła pod znakiem zapytania. Możliwe było przeniesienie go z Jerozolimy do Hajfy albo poza teren państwa. Ostatecznie spotkanie zostanie rozegrane w stolicy Izraela, jednak atmosfera wciąż jest napięta.
W latach 90. w Izraelu grał Kazimierz Moskal, wtedy pomocnik a dziś trener ŁKS-u. Na Bliski Wschód przeniósł się latem 1994 roku z Lecha Poznań. - Miałem obawy przed wyjazdem, pół roku przede mną pojechało tam moich dwóch kolegów - wspomina szkoleniowiec. - Łączyłem to z niepokojącymi doniesieniami w mediach. Pół roku później sam dostałem propozycję. Zapewniano mnie, że nie ma obaw. Rzeczywiście, przyjechałem i w Tel Awiwie nie odczuwałem konfliktów z Libanem, Irakiem czy Palestyną. Życie w Izraelu było spokojne - dodaje.
"Husajn się odgrażał"
Obawy budziły jedynie samobójcze zamachy, jakie zdarzały się w autokarach, ale o nich nasz rozmówca słyszał tylko z przekazów. Sytuacja nieco się pogorszyła, kiedy Izraelowi zaczął grozić dyktator Iraku, Saddam Husajn.
ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020. Izrael - Polska: Piątek bez swoich rewolwerów. "To nie był dobry moment na wypuszczenie takiego komunikatu"
Moskal: - On odgrażał się, że będzie używał środków chemicznych. Wtedy widziałem, jak w sklepie spożywczym ludzie wykupywali folię żeby zaklejać okna. Innego dnia wracałem z treningu i widziałem na ulicy duże kolejki. Przypomniały mi się lata, kiedy w polskich sklepach nic nie było i swoje trzeba było wystać. Koledzy wyjaśnili mi, że ludzie czekają na odbiór masek przeciwgazowych. To był trudny moment, byliśmy zaniepokojeni i dzwoniliśmy z pytaniami do ambasady. Oni i klub dawali nam gwarancję, że jest bezpiecznie, a w razie zagrożenia zajmą się nami. Wtedy rzeczywiście mieliśmy wątpliwości i rozterki. Tym bardziej, że byłem tam z rodziną i małymi dziećmi.
-> Eran Zahavi chce zabrać koronę Robertowi Lewandowskiemu
Były pomocnik chwali izraelskie służby, które chroniły mieszkańców przed zagrożeniami. Spokoju zawodników nie zakłócały jakiekolwiek alarmy czy stany wyjątkowe. Można było skupić się na graniu w piłkę.
Bieganie w upale
- Byłem zaskoczony poziomem w Izraelu, to nie była słaba liga - przyznaje Moskal. - Było pięć-sześć bardzo mocnych zespołów liczących się w walce o najwyższe cele. Mecze między nimi były na naprawdę dobrym poziomie. Uważam, że zyskałem tam i rozwinąłem się - dodaje. Był profesjonalistą, na własną rękę nauczył się komunikowała w języku hebrajskim, chociaż - jak przyznaje - nie było to wcale łatwe.
Sześciokrotny reprezentant Polski podkreśla, że po przyjeździe największy niepokój budził u niego klimat. - Bardziej obawiałem się o to, jak poradzę sobie z grą przy tamtejszej pogodzie. Pierwszy raz przyjechałem do Izraela na przełomie lipca i sierpnia. Jak wtedy wyszedłem biegać, to wydawało mi się, że niemożliwe jest grać w takich warunkach - opowiada.
- W listopadzie już tam absolutnie nie powinno być obaw, że klimat może być trudny dla naszych zawodników. To już zupełnie inna pogoda, fajna do rozgrywania meczów - uspokaja Moskal.
Polska zagra z Izraelem na wyjeździe w sobotę. Początek spotkania o godzinie 20:45.
Czytaj też: Oficjalnie: Hansi Flick zostaje w Bayernie Monachium co najmniej do końca roku