PKO Ekstraklasa: Legia Warszawa - Wisła Płock. Jose Kante: Zrobili ze mnie Judasza

Newspix / Norbert Barczyk / PressFocus / Na zdjęciu: Jose Kante
Newspix / Norbert Barczyk / PressFocus / Na zdjęciu: Jose Kante

- Wisła Płock zawsze była dla mnie uprzejma. Natomiast kibice zrobili ze mnie Judasza. Nie rozumiem tego - mówi Jose Kante, napastnik Legii Warszawa.

Z niektórymi rzeczami trudno się pogodzić. Taką dla kibiców Wisły Płock było odejście Jose Kante do Legii Warszawa. Latem zeszłego roku po wygaśnięciu kontraktu z nafciarzami napastnik przeniósł się do ówczesnych mistrzów Polski. Mimo że zostawił fanom pożegnalny list, nie został przez nich zrozumiany.

W pierwszym domowym meczu z Wisłą (sierpień 2018) Kante został wygwizdany przez kibiców nafciarzy. Wywiesili mu też obraźliwy transparent z hasłem "Wiemy co robi twoja żona, kiedy nie ma cię w domu". Napisany po hiszpańsku, żeby na pewno zrozumiał.

- To zachowanie mnie nie dotknęło - przyznaje po czasie piłkarz. - Niemożliwe, żeby oni mnie w jakikolwiek sposób poruszyli. To nie było mądre. Kiedy słyszę takie rzeczy, przechodzę na drugą stronę. Ale byłem szczęśliwy z tego, jak potraktował mnie sam klub. Był uprzejmy, doceniono moją pracę. Nie to co kibice. Zrobili ze mnie Judasza. Nie rozumiem tego - dodaje.

ZOBACZ WIDEO: Cristiano Ronaldo ma tam swój pokój, Lewandowski będzie kolejny? Byliśmy w ośrodku, w którym Polacy będą przygotowywać się do Euro 2020

Tymczasem na boisku sprawy wcale nie wyglądały lepiej. Napastnik przegrywał kolejne pojedynki z byłymi kolegami, a Legia przegrała 1:4. Wtedy Gwinejczyk po raz ostatni w sezonie zagrał w lidze od pierwszej do ostatniej minuty. Wchodził zwykle na końcówki. Prawdziwy problem zaczął się, kiedy przyszedł Ricardo Sa Pinto. Portugalczyk nie dawał mu żadnych szans, Kante musiał odejść na wypożyczenie do Gimnastic de Tarragona.

Gdy przed obecnym sezonem wrócił do Warszawy, trenerem był już Aleksandar Vuković. Z nim 29-latek szybko się dogadał. W ostatnich meczach jest podstawowym napastnikiem Legii, wygrał rywalizację nawet z Jarosławem Niezgodą.

- Cały czas konkurujemy ze sobą, napędzamy się. Jest inaczej niż w Płocku, gdzie miałem pełne zaufanie, byłem pierwszym napastnikiem i grałem w każdym meczu. Teraz mam kilkanaście-kilkadziesiąt minut, żeby udowodnić swoją wartość. Jeśli nie trafię, sytuację wykorzysta kolega i wyśle mnie na ławkę - opowiada Kante.

Czytaj też: Jarosław Niezgoda: To ten moment. Żeby pociąg nie odjechał

Taka forma konkurencji mocno napędza piłkarza. A Vuković musi mieć przed każdym meczem ból głowy, bo w jego formacji jest miejsce tylko dla jednego napastnika. - Nakręcamy się nawet na treningach. Jak widzę, że Niezgoda zdobywa bramkę, myślę "draniu, znowu trafiłeś". To oczywiście żarty, mamy dobre relacje. Myślę, że to bardzo dobry sposób na utrzymywanie koncentracji przez cały sezon. Jedyny problem to, że tylko jeden z nas może grać - uśmiecha się gwinejski piłkarz Legii.

Żeby utrzymać miejsce w składzie, tym razem musi się dobrze pokazać na tle byłych kolegów z Płocka. Z niektórymi do dziś utrzymuje kontakt. - Ostatnio wysłałem wiadomość do Dominika Furmana, ale nie odpowiedział - zdradza Kante. - Może akurat się przygotowuje. Czasami rozmawiam z Giorgim Merebaszwilim.

Z Legią napastnik rozegrał dwa mecze przeciwko Wiśle. Oba przegrane, nie strzelił w nich ani jednego gola. Teraz dobre wie, że jeśli nie przełamie passy, wróci na ławkę.

- Każdy mecz jest dla mnie decydujący. To wystarczająca motywacja. Chcę podtrzymać swoją dobrą formę - kończy strzelec ośmiu goli w tym sezonie dla wicemistrza Polski.

W sobotę Legia zagra u siebie z nafciarzami. Początek spotkania o godzinie 20.

-> Niepewni i nieobecni 19. kolejki PKO Ekstraklasy

Źródło artykułu: