PKO Ekstraklasa: Michał Karbownik. Kiedy pięć milionów to za mało

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Michał Karbownik za czasów gry w Legii Warszawa
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Michał Karbownik za czasów gry w Legii Warszawa

18-letni Michał Karbownik nie był murowanym kandydatem do gry w pierwszym składzie. Nieoczekiwanie zyskał zaufanie trenera, został rewelacją rundy i już zgłaszają się po niego europejskie zespoły.

Pięć milionów euro to za mało. Taki komunikat wysłała w świat Legia Warszawa. Wicemistrz Polski poczuł się na tyle pewnie, że odrzucił ofertę na taką kwotę za Michała Karbownika. Jednak ani klub ani piłkarz i jego agent nie chcą zdradzić, kto wyłożył takie pieniądze na stół za pomocnika, który świetnie odnalazł się na lewej obronie.

A jeszcze latem wojskowi otwierali szampana, kiedy po 20-letniego Sebastiana Szymańskiego zgłosiło się Dynamo Moskwa i wykupiło go za 5,5 mln euro. W klubie są niemal pewni, że za o dwa lata młodszego Karbownika skasują może i dwa razy więcej.

Kim jest piłkarz, który przebojowo wszedł do Legii?

- Na początku było lekkie zdziwienie i lekkie zakłopotanie, gdy trener Aleksandar Vuković zaczął wystawiać mnie na lewej obronie - przyznaje Karbownik. - Nigdy wcześniej tam nie grałem, ale starałem się robić to najlepiej. Wcześniej bywałem próbowany na lewym skrzydle. Nie wiem, co by było, gdybym dalej grał na środku. Chciałbym też dostać szansę na tej pozycji. Występuję tam prawie od dziecka.

ZOBACZ WIDEO: Cristiano Ronaldo ma tam swój pokój, Lewandowski będzie kolejny? Byliśmy w ośrodku, w którym Polacy będą przygotowywać się do Euro 2020

- Miałem marzenie, żeby wejść do pierwszego zespołu Legii i utrzymać tam miejsce. To wielka rzecz. Odkąd zacząłem regularnie grać, wszystko jest inaczej niż pół roku temu. Ale spokojnie do tego podchodzę, z chłodną głową - dodaje piłkarz.

Vuković ma swój czas triumfu. Serb notuje ostatnio z Legią bardzo dobre wyniki i przywrócił ją na szczyt tabeli. Z kolei dobra forma Karbownika potwierdza, że wypalił jego ryzykowny eksperyment. Na lewej obronie, trudnej do obsadzenia pozycji, postawił na prawonożnego nastolatka.

Karbownik imponuje szczególnie doskokiem do piłki, wyprowadzeniem i szybkością. Od dziecka miał ciąg na bramkę. Wciąż to ma. Najlepsze potwierdzenie ma w liczbach.

11 meczów wystarczyło, żeby nastolatek wyrównał rekord Adama Hlouska. Przez trzy i pół roku w Warszawie Czech wyrobił sobie markę jednego z najlepszych lewych obrońców w lidze. W swoim najlepszym sezonie 2016/2017 miał pięć asyst, rozegrał wtedy 43 mecze. Karbownikowi już udało się wyrównać wynik 30-latka.

Czytaj też: Ivan Obradović. Piłkarz widmo

- Nie czuję się pełnoprawnym lewym obrońcą, ale bardzo się cieszę, że gram. Na razie chcę dobrze wprowadzić się do drużyny. Sprawy mogą się jeszcze tak potoczyć, że wrócę do gry w pomocy. Zobaczymy, co wydarzy się po przerwie zimowej - mówi.

W maju matura

Zanim piłkarz efektownie wszedł do składu, latami przebijał się przez kolejne szczeble młodzieżowe, Centralną Ligę Juniorów i drużynę rezerw. Z dala od rodziny.

- Gdy miałem 11 lat, przeszedłem z Zorzy Kowala do Młodzika Radom. Musiałem dojeżdżać na treningi, bywały z nimi problemy. Czasami to zniechęcało, czekanie nawet dwie godziny na autobus. Ale na boisku nie myślałem o tym, treningi wszystko wynagradzały.

- Bardzo duży przeskok był podczas przenosin z Radomia do Warszawy. Miałem 14 lat, nie byłem wtedy w pełni świadomy, po co tam jadę. Samo miasto też było trudne. Chwilę potrwało, zanim ogarnąłem komunikację, ale się zaaklimatyzowałem. Nauczyłem się odpowiedzialności, umocniłem charakter. Mieszkam w stolicy już czwarty rok. Najpierw w klubowej bursie na Powiślu, teraz wynajmuję mieszkanie od kolegi. Skupiam się na sobie, nigdy nie było pokus. Zbyt często nie wychodzę na miasto, wolny czas spędzam w domu - opowiada.

Sporą zmianą był również awans z III ligi, gdzie grały rezerwy, do ekstraklasy. Z pierwszą drużyną Karbownik zapoznawał się już za kadencji Ricardo Sa Pinto, który zabrał go na styczniowe zgrupowanie do Troi. - Trzeba sobie w głowie poukładać wszystko. W ekstraklasie jest inna presja, trybuny, oczekiwania - tłumaczy nastolatek.

Mariusz Piekarski, menedżer Karbownika, chciałby, żeby został w Legii przynajmniej do końca sezonu. Do tego czasu udałoby się spełnić marzenie o dublecie.

Przez treningi i wyjazdy na mecze piłkarz ma indywidualny tok nauczania. W przyszłym roku chce przystąpić do matury. Szykuje się pracowita końcówka sezonu.

Sprawdź również: 
-> Dobre wieści z Leicester. Bartosz Kapustka coraz bliżej powrotu do gry

Źródło artykułu: