Premier League. Richarlison oddaje to, co dostał

Getty Images / Shaun Brooks/Action Plus / Na zdjęciu: Richarlison
Getty Images / Shaun Brooks/Action Plus / Na zdjęciu: Richarlison

Rozwód rodziców, ciągłe towarzystwo narkotyków czy pistolet przystawiony do głowy. Richarlison przeżył wiele trudnych chwil w drodze do kariery. Obecnie cieszy się z tego co ma, marząc o podbiciu Premier League i... nauczeniu się języka angielskiego.

W tym artykule dowiesz się o:

Kiedy Everton zapłacił za Richarlisona 50 milionów funtów, to wiele osób łapało się za głowy. Ten jednak szybko pokazał, że warto było zainwestować. Jego styl sprawił, że zainteresowały się nim czołowe kluby Europy z Barceloną na czele. Mimo to niedawno przedłużył kontrakt aż do 2024 roku. - Zamierzam być tu jeszcze długo, bo to ten klub dał mi możliwość pokazania moich umiejętności - stwierdził.

Dotąd Brazylijczyk strzelił 22 gole w 60 meczach, które rozegrał dla drużyny z niebieskiej części Liverpoolu. Na początku grudnia trafił w 3 spotkaniach Premier League z rzędu, za każdym razem głową.

Dobre i złe wybory 

Głowa to najmocniejsza strona Richarlisona. Nie chodzi jednak o grę, ale psychikę. On nie zna słów takich jak presja czy strach. I trudno temu się dziwić, gdy pozna się jego historię. Wychował się w niewielkim domku w mieście Nova Venecia, a wokół niego była bieda, handel narkotykami, wojny gangów, zabójstwa. - Kilka razy sam byłem w niewłaściwym miejscu i czasie. Pewnego dnia jakiś facet wycelował broń w moją głowę, bo myślał, że jestem handlarzem narkotyków, który próbuje przejąć jego punkt dystrybucji. Byłem przerażony, ale przeżyłem i ruszyłem dalej - opowiadał dla magazynu "FourFourTwo".

ZOBACZ WIDEO: Christo Stoiczkow o Robercie Lewandowskim. "Jest jednym z dwóch najlepszych napastników na świecie"

Jak wspominał Brazylijczyk, zawsze odmawiał choćby zapalenia marihuany. A musiał to robić wielokrotnie, bo wśród jego znajomych nie brakowało handlarzy i osób uzależnionych. Na szczęście trenerami jego juniorskich drużyn byli zawodowi policjanci, co stanowiło dodatkową barierę ochronną. Sposobu na zarobek szukał zaś w bardziej legalny sposób: sprzedawał lody oraz czekoladki domowej roboty, pracował w myjni samochodowej.

Nastoletni Richarlison starał się wspomagać samotną matkę. Do siódmego roku żył w pełnym domu. Wtedy jednak jego rodzice się rozeszli, a on sam musiał dokonać pierwszego trudnego wyboru w swoim życiu. W przeciwieństwie do reszty został z ojcem, który zabierał go na mecze i grał z nim w piłkę. Niemniej ostatecznie decyzja okazała się błędna, bo po 3 latach sielanka się skończyła - nowa praca i przeprowadzka sprawiła, że trzeba było wrócić z podkulonym ogonem.

Nie poszedł drogą idola

Znacznie lepszych wyborów Richarlison dokonywał w sprawach piłkarskich. Miał też trochę szczęścia, ponieważ w wieku 16 lat poznał agenta Renato Velasco, który pomógł mu wydostać się z drużyny juniorów lokalnego Realu Noroeste. Zasponsorował mu m.in. wyjazdy na testy do Avai, Figueirense i America Mineiro. W dwóch pierwszych jednak się nie powiodło, drugoligowiec był ostatnią szansą. A 12 godzin podróży do Belo Horizonte nie ułatwiało mu zadania. - Byłem tak głodny, że wszystkie pieniądze wydałem na jedzenie. Wiedziałem więc, że nie mam wyjścia i muszę zostać przyjęty - mówił dla "The Telegraph".

Udało się, a dodatkowo to był punkt przełomowy w karierze młodego skrzydłowego. Szybko bowiem stał się liderem drużyny juniorów i awansował do seniorów, gdzie strzelił 9 goli w 24 meczach. America awansowała do brazylijskiej Serie A, a on wkrótce odszedł do Fluminense. Tam zaś szło mu na tyle dobrze, że zaczęto go porównywać do Neymara i Ronaldo. Szczególnie to drugie było wyróżniające, ponieważ chodziło o idola z czasów dziecięcych. - Dorastałem, obserwując jego gole na "YouTube". Te strzelone w finale mistrzostw świata 2002 przyniosły zaś mi mnóstwo radości i stały się inspiracją - wyjawił swego czasu dziennikarzom.

Mimo to Richarlison nie poszedł drogą "Il Fenomeno". Nie chciał zaczynać europejskiej przygody w Holandii, propozycję z Ajaksu Amsterdam odrzucił. Wybrał Watford FC, na który namówił go Marco Silva. I źle na tym nie wyszedł, choć były trudne momenty. Nie pomagała nadwaga, którą spowodowało niezdrowe odżywianie. Jej zrzucenie okazało się jednak kluczem do sukcesu i transferu do Evertonu. Tam zaś znacznie polepszył swój status, zadebiutował w reprezentacji Brazylii i zdobył swoje pierwsze trofeum (Copa America 2019 - przyp. red.). Kolejne chce już wygrać w Premier League, chociaż wcześniej ma nadzieję... nauczyć się języka angielskiego.

Warto nadmienić, że mimo sukcesów Richarlison nie zapomniał o przeszłości. Utrzymuje kontakt ze starymi znajomymi, nawet tymi siedzącymi w więzieniu. Niedawno przekazał 6,4 tony żywności biedniejszym rodzinom z Novej Venecii. Pomógł też pewnej dziewczynie pojechać na testy do Vasco da Gama Rio De Janeiro po tym, gdy poprosiła o to w mediach społecznościowych. W ten sposób może oddać to, co dostał od losu i innych osób.

Komentarze (0)