Dla samoświadomości tej drużyny więcej dobrego niż grupowe zwycięstwa zrobiła porażka ze Słowenią i bezbramkowy remis z Austrią w Warszawie, gdzie kadra była o krok od przegranej. Zbawczy dla tego zespołu był ferment w drużynie, gdy czuło się i słyszało, że zawodnicy są niezadowoleni, mimo że awans od początku był niemal pewny.
Dobrze to świadczy o ambicjach reprezentantów. Pomruki niezadowolenia wydostawały się do mediów nawet po wygranych meczach. To po zwycięstwie 3:0 z Łotwą w Rydze, Kamil Glik powiedział dziennikarzom: - Jestem zdenerwowany, bo dobrze zagraliśmy tylko pierwsze 20 minut, a później każdy zaczął grać pod siebie. Futbol nie na tym polega. Bardzo mi się to nie podobało i powiedziałem o tym kolegom w szatni. Po tylu latach gry w reprezentacji mam do tego prawo. Trzeba szanować przeciwnika i mieć pokorę, bo jeśli jej nie masz, to piłką cię tego szybko nauczy. Staram się nie denerwować, ale dzisiaj niektóre rzeczy mnie bardzo mocno "zagrzały". Gryzę się w język, żeby nie powiedzieć czegoś więcej - mówił wyraźnie poruszony Kamil Glik.
A Robert Lewandowski w ogóle się wtedy nie zatrzymał w strefie wywiadów, co też miało swoją wymowę. Bo wcześniej publicznie "uciszał" go Zbigniew Boniek, radząc kapitanowi, żeby zamiast krytycznie mówić o kolegach, lepiej... zdemolował szafkę w szatni po meczu. A po spotkaniu z Łotwą prezes PZPN podsumował występ "Lewego" niezbyt miło: "Strzelił trzy gole, ale do pustej bramki". Jak widać - inne pokolenia, inne metody i myślenie o sposobach na poprawianie stylu gry kadry.
Ja się bardzo cieszę, że takie pomruki niezadowolenia - mimo nieustannej propagandy sukcesu uprawianej przez PZPN - jednak wydostają się z reprezentacji. Bo wtedy mam pewność, że ta powszechna krytyka ze strony mediów do czegoś się przydała. Dostaję wówczas dowód, że opinie dziennikarzy i kibiców docierają do piłkarzy i że oni je - co ważne - podzielają. Zagłaskiwanie piłkarzy i selekcjonera zwykle kończyło się katastrofą. Tak jak np. na mundialu w Rosji, choć przed turniejem trzeba było oglądać straszne "wygibasy" ekspertów w telewizji, którzy przekonywali, że jest dobrze, a gołym okiem widać było, że jest źle.
ZOBACZ WIDEO: Ronaldo ma tam swój pokój, Lewandowski będzie kolejny? Byliśmy w ośrodku, w którym Polacy będą przygotowywać się do Euro 2020
Zobacz także: Dariusz Tuzimek: Legia w stylu tsunami (felieton)
Jeśli jest jakiś powód do optymizmu przed przyszłorocznymi mistrzostwami Europy, to właśnie świadomość piłkarzy. Oni wiedzą, w jakim miejscu jest ta drużyna, zdają sobie sprawę z tego, co mają do poprawienia. Mają też ambicję odniesienia wymiernego sukcesu z reprezentacją. Chcę wierzyć, że ci piłkarze są mądrzejsi o doświadczenia z turniejów w Rosji i we Francji, że wyciągną wnioski z błędów w przygotowaniach, że nauczyli się już, że futbol nie wybacza. Że sukces od porażki dzielą zaledwie detale.
Komuś zabrakło kilku centymetrów, żeby dojść do piłki, komuś ułamka sekundy, żeby zdążyć z interwencją, a jeszcze komuś innemu koncentracji i dobrego przygotowania mentalnego. Może więc warto się poświęcić, narzucić sobie większy rygor, poszukać rezerw w organizmach, nie bać się wyrzeczeń. Więcej spać, mądrzej wypoczywać, a przy spotkaniach integracyjnych ograniczyć się do picia wody.
Powtórzę swoją starą tezę: reprezentacja Polski ma dużo większy potencjał, niż to pokazuje na boisku. Stać ją na sukces w turnieju Euro 2020, ale pod warunkiem, że się nie zadowoli tym, co grała w mijającym roku, że się przesadnie nie uspokoi awansem z pierwszego miejsca w słabej grupie eliminacyjnej. Że ambicje liderów wymuszą na grupie profesjonalne przygotowanie, rygor i dyscyplinę. Że to Lewandowski i Glik nie dopuszczą, żeby w drużynę wkradło się rozprężenie.
Bardziej wierzę w nich, w ich charyzmę i siłę przywództwa, niż - szczerze mówiąc - w rolę sprawczą selekcjonera. Jerzy Brzęczek to nie jest typ tresera, który wchodzi do klatki pełnej lwów, a one - nawet nie widząc bata - ulegają jego autorytetowi. Brzęczek to bardzo solidny trener, ale sam, bez liderów, tego nie podźwignie. Na pewnym etapie wydawało się, że pomoże mu w tej trudnej robocie Kuba Błaszczykowski, ale na dziś wydaje się to co najmniej wątpliwe.
Osobiście mam nadzieję, że Robert Lewandowski odrobił lekcję z nieudanego mundialu w Rosji. Mniejsza z tym, czy był wtedy w swojej topowej formie sportowej. Ważniejsza jest odpowiedź na pytanie, jak to wszystko w kadrze Adama Nawałki totalnie się rozpadło. Kiedy drużyna przestała być drużyną, kiedy ci, którzy w reprezentacji są "od noszenia fortepianu", poczuli, że "wirtuoz" zbyt daleko odleciał, za bardzo się wyalienował. Boniek mówił tuż po mundialu: "Sukcesy zmieniły reprezentację. Kiedyś wszystkim podobało się, że mogą grać przy Lewandowskim, bo to była wartość dodana. Dziś niektórym przeszkadza, że pozostają w jego cieniu. Musimy to sobie jednak sami wyjaśnić w grupie" - wskazywał źródła porażki na mundialu prezes PZPN.
Zobacz także: Bundesliga. Robert Lewandowski zmiażdżył konkurencję. Imponujące liczby Polaka
Czasu minęło sporo, była dłuższa chwila na mądrą refleksję, więc może już piłkarze wszystko sobie wyjaśnili. Dobrze pamiętać o rosyjskiej lekcji i ciśnieniu w zespole, które skończyło się wewnętrznym konfliktem. Lepiej takie miny rozbrajać wcześniej. I to też jest zadanie, dziś już dużo mądrzejszych - bardzo chcę w to wierzyć - liderów drużyny. Sukces rodzi się bólach. Czasem ten ból musi mieć swoje źródło w trudnych rozmowach, ale warto je - mimo wszystko - przeprowadzić.
Wygrane nie zależą jedynie od wysokiej formy sportowej. Ona jest podstawą, bazą, fundamentem, ale jak zwykle o wszystkim decyduje głowa.
Dariusz Tuzimek