Najbardziej skrajni przeciwnicy VAR-u postanowili nawet stworzyć internetową petycję, w której domagają się usunięcia systemu ze stadionów. Do tej pory podpisało ją niemal 10 tysięcy osób.
"VAR ukradł serce i duszę piłce nożnej. Futbol był najpopularniejszym sportem na świecie także przed VAR-em, ale nie był zepsuty i nie wymagał naprawy. Zakończmy to szaleństwo, postawmy na 1. miejscu kibiców i usuńmy VAR!" - możemy przeczytać w jej treści.
Problem zauważają jednak nie tylko zwykli kibice. Lukas Brud, sekretarz generalny Międzynarodowego Związku Piłki Nożnej (IFA) przyznaje, że kilka rzeczy związanych z VAR-em wymaga zmian.
ZOBACZ WIDEO: Christo Stoiczkow o Robercie Lewandowskim. "Jest jednym z dwóch najlepszych napastników na świecie"
Czytaj także: Premier League. Media: Jadon Sancho gotów do rozmów z Manchesterem United
- Jeżeli poświęcasz wiele minut, próbując ustalić, czy jest spalony, czy też nie, to nie jest jasne i oczywiste. Wówczas powinna pozostać pierwotna decyzja. Teoretycznie 1-milimetrowy spalony to spalony, ale jeżeli sędzia zadecyduje, że nie było ofsajdu, a VAR będzie starał się go znaleźć używając do tego 5, 7, 10 czy 12 kamer, to niezależnie od tego, oryginalna decyzja powinna pozostać - mówił Brud cytowany przez "BBC".
- Na tym polega problem. Ludzie starają się być zbyt surowi. Nie chcemy podejmować lepszych decyzji. Staramy się jedynie pozbyć jasnych i oczywistych błędów.
- Będziemy komunikować wszystkim rozgrywkom stosującym VAR kilka poprawek w nadchodzących tygodniach, ponieważ obserwujemy pewne zmiany, które nie są takie, jakie powinny być - powiedział Brud.
Czytaj także: Premier League. Mino Raiola wyjaśnił, dlaczego Haaland nie wybrał Manchesteru United
Problem z VAR-em jest bardzo złożony. W niektórych sytuacjach o tym, czy był spalony, czy też nie, decyduje dobór stopklatki. Ciężko bowiem określić jeden idealny moment kontaktu podającego z piłką. W związku z tym pozycja napastnika na ujęciach, które mogą być wybrane do oceny danej sytuacji, może różnić się o kilkanaście centymetrów. Przy kadrach, gdzie decyduje wysunięte ramię, to olbrzymia różnica.
Również Mark Halsey, były już sędzia Premier League jest zdania, że system należy udoskonalić. - Nie można tego zmienić w połowie sezonu, ale coś musi ulec poprawie pod koniec rozgrywek i musi to uwzględniać głosy piłkarzy i kibiców. VAR jednak musi pozostać, właściwie używany nie powinien stanowić problemu.
- Byliśmy już świadkami 21 bądź 22 bramek anulowanych z powodu spalonego, ale część z nich powinna być uznana, ponieważ fani płacą sporo pieniędzy za widowisko. Nie chcemy, by były anulowane za wystający paznokieć bądź włos. Są bramkami, a jeżeli ocena trwa tak długo, wówczas podążasz za decyzją sędziego na boisku - dodaje Halsey.
Dyskusje podgrzał w ostatniej kolejce przede wszystkim mecz Liverpoolu z Wolves (1:0), w którym VAR nie dość, że uznał bramkę "The Reds", to jeszcze anulował gola "Wilków" zdobytego właśnie po mikroskopijnym spalonym. W internecie nie brakuje już prześmiewczych memów pod adresem "LiVARpoolu".
Co ciekawe, największymi beneficjentami VAR-u w Anglii, są jednak piłkarze Southampton. Aż 6-krotnie decyzja sędziego po konsultacjach była na korzyść "Świętych", a zaledwie raz przeciwko nim. Drugie w klasyfikacji jest Brighton (7 decyzji na korzyść, 3 na niekorzyść).
Na przeciwległym biegunie znajdują się natomiast dwie drużyny, które w tym sezonie imponują bardzo dobrą grą i wysokim miejscem w tabeli, a mianowicie wspomniane już Wolverhampton Wanderers oraz Sheffield United. "Wilki" jeszcze ani razu nie skorzystały na decyzji VAR-u, zaś aż 5-krotnie były poszkodowane, Sheffiled natomiast skorzystało raz, przy aż 7 niekorzystnych werdyktach.