Liga Mistrzów 2020: Chelsea - Bayern. Chaosem na mistrza Niemiec. Frank Lampard ma jeden istotny atut

Getty Images / Julian Finney / Na zdjęciu: Frank Lampard
Getty Images / Julian Finney / Na zdjęciu: Frank Lampard

Chelsea znów spróbuje dokonać niemożliwego. W dwumeczu z Bayernem Monachium na londyńczyków mało kto stawia, ale oni sami wiele razy w takiej roli czuli się najlepiej.

Zespół Franka Lamparda ma za sobą dwa okienka transferowe bez jakichkolwiek wzmocnień (mimo że zimą mógł już ściągać nowych piłkarzy) i przechodzi gruntowną przebudowę. Świeża krew dopływa jednak wyłącznie z akademii bądź od zawodników wracających z wypożyczeń.

Przewaga potencjału, indywidualnych atutów (zwłaszcza w ofensywie, gdzie w ekipie mistrza Niemiec dzieli i rządzi Robert Lewandowski) czy doświadczenia jest zdecydowanie po stronie Bayernu. Monachijczycy muszą jednak pamiętać, że gdy w finale Ligi Mistrzów w 2012 roku mierzyli się z Chelsea i to na swoim stadionie, też byli murowanym faworytem, a przeżyli jedno z największych rozczarowań w najnowszej historii.

Historia ostrzeżeniem dla Bayernu

Tamta Chelsea miała w składzie więcej osobowości, bo grali jeszcze choćby Frank Lampard czy Didier Drogba, ale też była targana ogromnymi kłopotami. W Premier League zajęła dopiero 6. miejsce, a od 1/8 finału Champions League w każdej rundzie wróżono jej odpadnięcie, tymczasem ograła SSC Napoli, Benficę Lizbona, Barcelonę i wreszcie w finale Bayern.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiesporcie: przewrotka sprzed linii pola karnego. Co za strzał!

Historia bezpośrednich starć obu ekip jest krótka i klubowi z Bawarii nie może się dobrze kojarzyć. Oprócz bolesnej porażki w 2012 roku, oba zespoły wpadły na siebie także w ćwierćfinale edycji 2004/2005. Na Stamford Bridge "The Blues" zwyciężyli 4:2, potem w rewanżu przegrali wprawdzie 2:3, ale i tak wywalczyli awans. Nigdy dotąd więc nie pozwolili, by Bayern zrobił im krzywdę.

Chaos może się przerodzić w szaleństwo

Historia nie zmienia faktu, że faworytem dwumeczu pozostają Niemcy. Frank Lampard posyła do boju wielu piłkarzy, którzy nie mają jeszcze dużego doświadczenia w Europie, a do tego dochodzą niemałe problemy kadrowe. Na kilka tygodni wypadł kluczowy w środku pola N'Golo Kante, a Tammy Abraham, który jest najskuteczniejszym strzelcem drużyny (13 bramek w Premier League), wrócił do gry dopiero w sobotnim starciu z Tottenhamem (2:1). Młody Anglik wszedł na boisko w trakcie drugiej połowy - bardziej po to, by złapać rytm niż przesądzić o losach spotkania ("The Blues" mieli już w garści prowadzenie 2:0).

Ciekawe, na kogo Lampard postawi we wtorek. Abraham wydaje się dość oczywistym wyborem, bo gdy strzela bramki, londyńczycy raczej wygrywają. Olivier Giroud w starciu z "Kogutami" spisał się jednak nadspodziewanie dobrze i też wysłał sygnał, że może być ciekawą opcją jeśli chodzi o obsadę ataku. Wykluczony jest występ Michy'ego Batshuayia, który w spotkaniu z Manchesterem United (0:2) raził nieskutecznością i raczej postawił krzyżyk na swojej dalszej grze w Chelsea.

Lampard wciąż nie może korzystać z Christiana Pulisicia, a obsada skrzydeł to największa niewiadoma jeśli chodzi o mecz z Bayernem. Przeciwko Tottenhamowi od 1. minuty zagrali Ross Barkley i Mason Mount i były to bardzo solidne występy. Jeśli menedżer "The Blues" nie będzie chciał zbyt dużo mieszać, we wtorek na ławce usiądzie m. in. Willian. Do rozwiązania pozostaje też kwestia ustawienia. W potyczce z "Kogutami" znakomicie spisywał się Marcos Alonso, a Hiszpan przecież był już przez wielu skreślany i jawił się jako postać najwyżej drugoplanowa. Jeśli w Champions League londyńczycy znów zagrają w taktyce z wahadłowymi, to Alonso może się pojawić na lewej stronie, a na prawej zobaczymy zapewne Reece'a Jamesa.

Abstrahując od wyborów personalnych, Frank Lampard liczy, że stawka najbliższego dwumeczu wyzwoli w jego podopiecznych dodatkowe pokłady energii. Nie są to przewidywania bezpodstawne, bo Chelsea wielokrotnie udowadniała, że mimo kłopotów wciąż ma w sobie coś, co pozwala jej stawiać opór nawet najlepszym. Dwa lata temu, niedługo przed dwumeczem 1/8 finału z Barceloną, zespół prowadzony jeszcze przez Antonio Conte skompromitował się w ligowych starciach z AFC Bournemouth (0:3) i Watfordem (1:4), by niedługo później sprawić ekipie z Katalonii ogromne kłopoty. Na Stamford Bridge zremisował 1:1, a w rewanżu przegrał 0:3, jednak każdy kto oglądał tamte spotkania, pamięta zapewne, że "Blaugranę" kilka razy ratowały słupek lub poprzeczka.

Rok temu zaś londyńczycy w cuglach wygrali Ligę Europy (w finale pokonali 4:1 Arsenal), mimo że często byli krytykowani, a Maurizio Sarri nie miał w Chelsea łatwego życia i pracował w niej tylko dwanaście miesięcy. "The Blues" nie są kadrowo gotowi na wielkie wyzwania w Europie, wielu w nich wątpi, ale jednego nie można im odmówić - charakteru, dzięki któremu w przeszłości zdobywali niejedno trofeum. Ten charakter, jeszcze jako piłkarz, kształtował m. in. Lampard. Teraz pewnie liczy, że mocną mentalność pokażą również jego młodsi podopieczni. To może być największy atut Chelsea, bo inne, bardziej racjonalne przesłanki każą stawiać na Bayern.

Początek meczu we wtorek 25 lutego o godzinie 21:00. Transmisja w Polsat Sport Premium 1.

Czytaj także:
Premier League: Liverpool - West Ham. Lider wygrał po mękach. Koszmarny wieczór Łukasza Fabiańskiego
Szymon Mierzyński: Stadiony wyjęte spod prawa. Bezradność służb wobec pseudokibiców poraża (komentarz)

Komentarze (3)
avatar
Dżorcz Klunej
25.02.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A po co to tłumaczyć?? Zdecydowanie lepiej brzmi to w języku angielskim: The Reds pokonali The Blues niż Czerwoni pokonali Niebieskich, no jak to brzmi dziwacznie?? TFU! A poza tym nazw własnyc Czytaj całość
avatar
Ramzes Olimpia
25.02.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
czy do ciezkiej cholery trzeba pisac the blues a nie po polsku niebiescy,czy to ten sam palat pisze co komentuje i co chwila the blues,katastrofa,zasmieciliscie ten polski piekny jezyk niesamo Czytaj całość