Kuba Cimoszko: Długa droga w dół (komentarz)

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Iwajło Petew
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Iwajło Petew

W Jagiellonii Białystok nie wyciągają wniosków z powtarzających się błędów. W efekcie jeszcze niedawno czołowa drużyna w kraju staje się ligowym średniakiem i na stulecie może niespodziewanie walczyć o utrzymanie

W tym artykule dowiesz się o:

Ostatnie zwycięstwo Jagiellonii Białystok miało miejsce jeszcze w 2019 roku (grudniowe 3:0 z Lechią Gdańsk - przyp. red.), także wtedy padł jej ostatni gol. Po tym przyszła totalna niemoc. Kibicom wyczerpuje się cierpliwość. Piłkarzy po wyjazdowym meczu z Legią Warszawa (0:4) pożegnali mocnym okrzykiem: "Jaga grać, kur** mać!" Mają bowiem dość patrzenia na drużynę wystraszoną, której brak waleczności i charakteru.

Trudno się dziwić złości fanów. To miał być bowiem sezon szczególny. Taki, który na Podlasiu będzie się wspominać latami. Na przypadające w tym roku stulecie klubu oczekiwano mistrzostwa, a przynajmniej walki o nie. Tymczasem białostocki zespół okupuje środek tabeli, do tego z każdą kolejką zbliża się do strefy niebezpiecznej. Z każdym tygodniem jest coraz gorzej, a rozczarowanie rośnie.

Kilka lat temu można byłoby powiedzieć, że kibice Jagi sami są winni swojej frustracji, bo postawili drużynie poprzeczkę zbyt wysoko. Obecnie jednak takie tłumaczenie nie przejdzie. Możliwości klubu są spore. Na przestrzeni ostatnich sezonów ten zaliczył bowiem spory progres, przez pewien czas był drugą siłą w kraju. Nie bał się nawet rzucić wyzwania Legii, co zresztą nie było jednorazowym wyskokiem. Finanse podskoczyły, marka wzrosła. Nieudana przebudowa drużyny, błędna polityka transferowa i brak wyciągania wniosków z błędów sprawiły jednak, że zaczęło się cofanie.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: miało być efektownie, wyszedł fatalny kiks z rzutu karnego

Największy problem leży w samej drużynie Jagiellonii. Nie widać w niej chęci i motywacji. Uciekła jej tożsamość odkąd zaburzono stosunek liczby Polaków i obcokrajowców w kadrze. Większość "stranierich" w podstawowej jedenastce można oczywiście zrozumieć, bo jest to znak obecnych czasów. Zresztą swoje największe sukcesy klub osiągał, kiedy było ich przewaga. Były to jednak "zdrowsze" proporcje (6-5, 7-4) niż obecnie (9-2). Ponadto ci Polacy nawet jeśli byli w mniejszości, to stanowili bardzo ważny element, bo to głównie oni nadawali drużynie charakter na boisku i w szatni. Wystarczy wspomnieć choćby postaci Mariusza Pawełka, Łukasza Burligi, Piotra Tomasika, Marka Wasiluka, Jacka Góralskiego, Bartosza Kwietnia czy Piotra Wlazło.

Dziś Jadze brak takich postaci jak wyżej. Za liderów uznaje się Tarasa Romanczuka i Ivana Runje, ale obaj sprawiają wrażenie jakby skala kryzysowej sytuacji ich lekko przerosła. Innych natomiast trudno wskazać. Brakuje charyzmatycznych postaci, cierpi więc boiskowa waleczność. Widać to podczas gry, szczególnie po traconych bramkach. Najlepiej jednak obnaża się to w trakcie wydawałoby się nieistotnych "zwarć" z rywalami. Gdy podczas niedawnego sparingu Jagi z Wolfsbergerem jeden z obrońców urządził "polowanie" na nogi Mile Savkovicia, to w jego obronie stanął tylko trener Iwajło Petew. Kiedy podczas meczu z Legią Jose Kante brutalnie (choć nieumyślnie - przyp. red.) zaatakował bramkarza Dejana Iliewa, to nikt nawet nie ruszył w tym kierunku. Po tym zresztą można zauważyć także brak jedności.

To wszystko powoduje, że maszyna nie pracuje tak jak powinna. Za to najprościej winą byłoby obarczyć obecnego trenera. Szczególnie, że na razie nie widać pomocy z jego strony: popełnia błędy, brakuje mu pomysłu na grę drużyny czy odpowiednich reakcji na boiskowe wydarzenia, a do tego piłkarze wyglądają na nieodpowiednio przygotowanych fizycznie. To byłaby jednak droga totalnie na skróty. Jest on bowiem w Jagiellonii dopiero od niespełna dwóch miesięcy, nie zna ligi i zespołu zbyt dokładnie, czyli na pewno potrzebuje czasu. Trzeba więc skłonić się ku polityce transferowej klubu, która kuleje.

Jagiellonii od jakiegoś czasu brakuje większego planu na wzmocnienia, zawodnicy są ściągani bez odpowiedniego rozeznania. Ponadto bardzo często przychodzą późno, nawet po zakończeniu okresu przygotowawczego. Dziwi to tym bardziej, że do dyspozycji są większe środki finansowe niż w poprzednich latach. Najbardziej zadziwia jednak, że to wszystko powtarza się notorycznie, a w Białymstoku nie uczą się na swoich błędach. Zresztą nie potrafią się do nich nawet przyznać, co najlepiej pokazuje wywiad z Cezarym Kuleszą w "Super Expressie". Prezes Jagi stara się w nim przekonać, że nawet pozyskanie Ognjena Mudrinskiego za 600 tysięcy euro było dobrym ruchem. Faktem jest jednak, że ze ściąganych przez ostatnie 1,5 roku graczy tylko Jesus Imaz jak najbardziej spełnił pokładane nadzieje. Reszta gra średnio lub rozczarowuje, zaś części już w ogóle nie ma w klubie.

Zarząd Jagiellonii ma trochę spraw do przemyślenia w najbliższych tygodniach. Zbudowano nową bazę treningową, rozwija się akademia. Klub teoretycznie idzie więc do przodu, ale by nadal tak było potrzeba dobrej drużyny. Kibice muszą więc wierzyć, że Petew będzie umiał wpłynąć mentalnie na obecną i zarazem jakoś ją na razie poskłada. Przełamanie obecnego kryzysu mogłoby przynieść poprawę atmosfery i wyników w najbliższych tygodniach, ale na dłuższą metę raczej nie obędzie się bez większych zmian. Bez nich może bowiem czekać długa droga w dół.

Kuba Cimoszko
Czytaj także:
Kuba Cimoszko: Iwajło Petew musi szybko zaprezentować swoje atuty (komentarz) >>>

Kuba Cimoszko: Czas nowego rozdania w Jagiellonii Białystok (komentarz) >>>

Źródło artykułu: