Katalończycy na tym etapie rozgrywek nie zdobyli tak mało punktów (58) od 12 lat. W 2008 roku Barcelonę prowadził Frank Rijkaard, a trzon drużyny stanowili Samuel Eto'o, Ronaldinho czy Deco. Na tym etapie rozgrywek drużyna zdobyła wówczas 66 procent możliwych punktów i traciła aż osiem "oczek" do Realu Madryt.
Ostatecznie Barcelona zakończyła sezon ze stratą 18 punktów do Królewskich. Były to ostatnie miesiące pracy Holendra na Camp Nou. Po nich schedę przejął Pep Guardiola, który całkowicie odmienił Blaugranę.
Obecnie paradoks jest taki, że FC Barcelona zapewniła sobie pozycję lidera LaLigi po 27. kolejce, dzięki porażce Realu Madryt z Realem Betis (1:2). Duma Katalonii korzysta na słabości Los Blancos, którzy wygrali tylko 16 z 27 spotkań w Hiszpanii.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: kuriozalna sytuacja na meczu rezerw Realu. Bezmyślne zachowanie Rodrygo
Podopieczni Quique Setiena mają 58 punktów i losy mistrzowskiego tytułu zależą tylko od nich. Daleko im jednak do wspomnianego Pepa Guardioli, który w sezonie 2010/11 miał po 27 kolejkach 74 punkty (92 procent wszystkich możliwych "oczek").
Obecny sezon najdobitniej pokazuje, że FC Barcelona potrzebuje dużych zmian. Katalończycy nie będą inwestować już w takich zawodników jak Martin Braithwaite, który niedawno został kupiony z Leganes za 18 mln euro. Klub skupi się na wielkich piłkarzach, którzy z miejsca podniosą jakość zespołu.
Priorytetem zespołu jest Neymar, który ma kosztować 180 mln euro. W 2017 roku Brazylijczyk odszedł do PSG za 222 mln euro.
Zobacz także:
Wielki niepokój z powodu koronawirusa. Media. Real zagra bez kibiców
Juventus chciał zagrać na Malcie. Stanowcza reakcja UEFA