W 28. minucie Neymar frunął w polu karnym do piłki dośrodkowanej z rzutu rożnego i pakował ją głową do bramki. Równie dobrze mógłby tu wfrunąć swoim prywatnym odrzutowcem, bo tyle miał miejsca. BVB gubiła się w obronie, piłkarze PSG odrabiali w ten sposób straty z pierwszego meczu i byli jedną nogą w ćwierćfinale. Awansu nie wypuścili już do końca meczu.
Trudno powiedzieć, czy Paryż (przynajmniej w pobliżu Parku Książąt) tego wieczora bardziej bał się grasującego w okolicy wirusa, czy jednak choroby przewlekłej, na którą ekipa PSG cierpiała od trzech lat. Pierwszy strach był spory, doprowadził do zamknięcia bram stadionu i konieczności rozegrania tego hitowego meczu przy pustych trybunach. Spory, choć nie śmiertelny, bo pod stadionem zebrało się morze miejscowych fanów, którzy urządzili tam sobie fiestę. Trudno mówić w tym przypadku o odpowiedzialności, ale o przywiązaniu do barw już na pewno. Z drugim wspomnianym strachem paryżanie też sobie poradzili. Konsekwentną i skuteczną postawą. Borussia Dortmund też się jednak do tego przyczyniła - wyjątkowo słabą, niepewną, mało efektowną grą i niższą formą.
Obawy przed odpadnięciem z Ligi Mistrzów już w 1/8 finału były w Paryżu spore i wyczuwalne. Tym bardziej że przecież w pierwszym meczu rozegranym w Dortmundzie niemiecka ekipa pokazała się z doskonałej strony i wygrała 2:1. Nie brakowało głosów, że podopiecznych Luciena Favre'a stać na wyrzucenie giganta za burtę Champions League. A to bolałoby okrutnie. Nie mogłoby nie boleć, skoro przed rokiem paryżanie zostali wypchnięci z LM w 1/8 finału przez Manchester United. Dwa lata temu przez Real Madryt. Trzy - przez Barcelonę. Pragnienie tytułu jest tu ogromne. Tak ogromne, że ewentualna porażka w dwumeczu z Borussią mogłaby skutkować zakończeniem trenerskiej przygody na Parc des Princes Thomasa Tuchela.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: dopiero marzec, a bramkę roku już znamy? Fenomenalny wolej!
Tuchel może odetchnąć i na razie spać spokojnie. PSG w rewanżu było od Borussii zespołem zdecydowanie lepszym. Konkretniejszym. Bardziej zdeterminowanym. Posiadającym w swoich szeregach większe indywidualności. Może BVB zabrakło Marco Reusa? Może zabrakło "prądu" płynącego z rozkrzyczanych trybun? Odpowiedzi na te pytania już nie poznamy.
W 28. minucie Borussię z wielką łatwością napoczął Neymar. Gdy w doliczonym czasie gry pierwszej połowy gola na 2:0 strzelał Juan Bernat, rozprowadzający akcję Angel Di Maria tuż przed kluczowym podaniem mógłby jeszcze wyjść na spacer z psem. Bo tyle miał miejsca. To były błędy Borussii, które musiały się zemścić. A przecież mgnienie przed pierwszym golem w sytuacji sam na sam z Romanem Buerkim znalazł się Edinson Cavani. Tylko bramkarz Borussii wie, jakim cudem udało mu się odbić piłkę i uchronić BVB przed stratą gola. Celne ciosy i tak spadły jednak na BVB.
Borussia w drugiej połowie próbowała szarpnąć, rozpaczliwie strzelić jeszcze gola, który dałby Niemcom szansę podjęcia rękawicy w dogrywce. Na boisku pojawili się Brandt, Reyna i Goetze, ale zdało się to na nic. Mecz zakończył się wynikiem 2:0 dla gospodarzy, którzy odrobili straty z Niemiec i awansowali do ćwierćfinału LM. Biorąc pod uwagę przebieg spotkania rewanżowego, to awans jak najbardziej zasłużony.
Pierwsze mecze ćwierćfinałowe zostaną rozegrane 7 i 8 kwietnia. Rewanże - 14 i 15 kwietnia. Oczywiście jeśli piłkarskiej Europie planów nie popsuje epidemia koronawirusa.
Paris Saint-Germain - Borussia Dortmund 2:0 (2:0)
1:0 - Neymar (28')
2:0 - Juan Bernat (45+1')
Pierwszy mecz 1:2. Awans: PSG.
PSG: Navas - Kehrer, Marquinhos, Kimpembe, Bernat - Di Maria (79' Kurzawa), Paredes (92' Kouassi), Gueye, Neymar - Sarabia (64' Mbappe), Cavani.
BVB: Buerki - Piszczek, Hummels, Zagadou - Hakimi (87' Goetze), Can, Witsel (71' Reyna), Guerreiro - Sancho, Haaland, Hazard (68' Brandt).
Żółte kartki: Bernat, Neymar, Marquinhos, Di Maria, Mbappe - Haaland, Hummels.
Czerwona kartka: Can.
Sędziował: Anthony Taylor (Anglia)