Rewanżowy mecz 1/8 finału Ligi Mistrzów pomiędzy Liverpool FC i Atletico Madryt (2:3 po dogr.) zachwycił fanów futbolu. I dobrze, bo być może będzie ostatnim na długi czas, jaki obejrzeli na tym poziomie. W jego trakcie świat zszokowała bowiem informacja o pozytywnym teście na obecność koronawirusa SARS-CoV-2 u Daniele Ruganiego, który gra w Juventusie Turyn. UEFA chyba więc nie da już rady dalej pozorować, że największy obecnie problem świata ją omija.
25-letni Włoch póki co nie ma objawów COVID-19, ale to niewiele zmienia. Jego i resztę drużyny oraz wszystkich innych, którzy mieli z nim ostatnio kontakt, czeka dwutygodniowa kwarantanna. A w tej ostatniej grupie są też m.in. piłkarze Interu Mediolan. To oznacza, że trzeba będzie przekładać kolejne mecze w pucharach, na które już brakuje terminów. Europejska Unia Piłkarska znalazła się pod ścianą.
Na razie UEFA udaje, że koronawirus jej nie dotyczy, a przynajmniej stara się zbudować takie złudzenie. Problem maskuje zamiast podjąć radykalne kroki. To duży błąd, bo w taki sposób może tylko przyczynić się do szybszego rozprzestrzeniania się choroby. Decyzja o rozegraniu rewanżowego meczu 1/8 finału LM pomiędzy Valencią a Atalantą Bergamo przy pustych trybunach nie powstrzymała przecież tłumu fanów przed tym, by pojawić się przed zamkniętym stadionem i dopingować swój zespół. Z kolei otwarty dla kibiców pojedynek Liverpoolu z Atletico sprawił, że do Anglii udało się kilkanaście tysięcy Hiszpanów. Do tego był jeszcze Layvin Kurzawa, który zignorował zalecenia ochronne i wspólnie z sympatykami PSG świętował awans do ćwierćfinału.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Problemy się mnożą, wychodzą z każdej strony. Najlepiej widać to na przykładzie Ligi Europy:
- zarażenie właściciela Olympiakosu Pireus i spowodowana tym kwarantanna piłkarzy Arsenal FC po spotkaniu obu drużyn w 1/16 finału,
- odmowa wyjazdu przez Getafe na mecz 1/8 finału z Interem,
- brak zgody na lądowanie samolotu z piłkarzami AS Roma w Hiszpanii, gdzie mieli zagrać w 1/8 finału z Sevillą,
- kłopoty FC Basel z organizacją meczu 1/8 finału z Eintrachtem Frankfurt.
Do kiedy takie coś będzie miało sens?
Futbol powinien być rozrywką, a staje się zagrożeniem. Zagrożeniem, którego coraz więcej osób nie chce przekładać ponad swoje własne zdrowie i życie. Prezes rumuńskiej federacji piłkarskiej (FRF) zapowiedział, że na zbliżające się baraże o miejsce w Euro 2020 nie zostaną powołane gwiazdy reprezentacji, które są obecnie objęte kwarantanną (m.in. Ciprian Tatarusanu czy Vlad Chiriches). A jeśli przed wylotem piłkarzy na Islandię będzie czuł choćby małe niebezpieczeństwo zarażenia koronawirusem, to nie pozwoli na start samolotu i odda mecz walkowerem.
W europejskiej centrali pewnie ciągle mają nadzieję, że wszystko uda się odwlec i mimo wszystko jakoś poskładać. W sezonie 2001/02 zrobiono tak z terminarzem LM, gdy odwołano mecze po ataku terrorystycznym na World Trade Center. Również w 2010 roku kluby poradziły sobie po zamknięciu ruchu lotniczego z powodu pyłu wulkanicznego. Niestety, tym razem skala jest nieporównywalnie większa i uciekanie nie jest rozwiązaniem. Biorąc pod uwagę zapowiedzi startu mistrzostw Europy 2020 zgodnie z planem, to musi skończyć się niepowodzeniem. Im szybciej zostanie to zrozumiane, tym lepiej.
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że dla UEFA zbytnio nie liczy się zdrowie kibiców czy zawodników, a wszystkie działania są motywowane głównie pieniędzmi. Odwołanie meczów LM i LE pociągnie za sobą ogromne straty wynikające z umów telewizyjnych, sponsorskich itp. Przełożenie ich i wydłużenie sezonu spowoduje zaś przesunięcie Euro i problem będzie podobny. Dla niej więc dobrego wyjścia w tym wypadku nie ma, ale ciągnąc tę sytuację może stracić jeszcze więcej. Dlatego i tak czas już powiedzieć stop.
[b]Kuba Cimoszko
[/b]