Krystian Woźniak - polski bramkarz na tropie Manuela Neuera

Newspix / EXPA / Na zdjęciu: Krystian Woźniak
Newspix / EXPA / Na zdjęciu: Krystian Woźniak

Krystian Woźniak miał 16 lat, gdy stanął na bramce po raz pierwszy. Dziś ma 22 i jest bramkarzem w rezerwach Schalke 04. Co dalej? - Marzę o Bundeslidze - mówi. Biorąc pod uwagę to, jak szybko robi postępy, nie można tych słów lekceważyć.

Kiedy Krystian Woźniak zobaczył Manuela Neuera, zapragnął grać tak jak Niemiec. Nie on jeden, przecież podobne marzenia miało wielu bramkarzy na świecie. Ale to właśnie chłopak z Poznania trafił do Schalke 04 Gelsenkirchen, klubu, w którym zaczynał jeden z najlepszych brakarzy świata.

Nie pochodzi z żadnej piłkarskiej rodziny i nigdy nie marzył o karierze piłkarza. Przez większość życia grał w piłkę co najwyżej na podwórku w Poznaniu, a z czasem zaczął kopać w miejscowej Warcie. Kariera jak każda inna. Gdyby nie pewien drobny szczegół. - Byłem wtedy w 6. klasie szkoły podstawowej - mówi Krystian Woźniak. Można powiedzieć, że do kolegów tracił 6-7 lat treningu. Nie ma możliwości, żeby to nadrobić. Krystian grał więc w piłkę nieźle, ale nic ponadto. Aż któregoś dnia stanął na bramce. - Chłopcy grali mecz na orliku i nie było bramkarza. Jak stanąłem, od razu zrozumiałem, że to jest to czego szukałem.

Miał wówczas 16 lat. Oczywiście są różne historie, przecież Jacek Kazimierski zaczynał mając lat 17, a skończył w reprezentacji, ale kiedy to było… Dziś w dobie wczesnej specjalizacji, akademii dużych klubów wyszukujących talentów już w najmłodszych rocznikach, brzmi to trochę jak historia z filmu przygodowego.

Oczywiście nie wiemy, co by było, gdyby Krystian wcześniej stanął na bramce. Pewne jest, że zrobił to w pełni świadomie, doszedł do wszystkiego sam, a dziś regularnie trenuje nawet z pierwszą drużyną Schalke.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 11-latek z Polski robi furorę w Barcelonie. Zobacz piękne gole Michała Żuka

- Mi się to spodobało od razu. Miałem jakieś zaległości, więc na początku grałem w lidze z młodszymi, była taka możliwość. A chłopak z młodszej grupy grał w moim roczniku. Specjalnie mi to nie przeszkadzało, po prostu cieszyłem się, że mogę grać - opowiada.

Któregoś dnia jego drużyna grała z Lechem Poznań. Na mecz przyjechali agenci. Polak Adrian Budzisz i jego niemiecki partner z firmy KL Sportbase, reprezentujący m.in. interesy Karima Bellarabiego, mieli tego dnia oglądać dwóch młodych zawodników Lecha, ale do gustu przypadł im właśnie bramkarz Warty.

- Zaprosili mnie do Niemiec, pojechałem na testy - mówi. Krążył od klubu do klubu. Był w Borussii Moenchengladbach, Bochum, Schalke 04 i Fortunie Duesseldorf.

- W Fortunie byłem bliski podpisania umowy, ale jako że byłem obcokrajowcem, musieli za mnie specjalnie zapłacić. A nie chcieli inwestować, bo aż tak dużo lepszy od miejscowych nie byłem. Nie ukrywam, to bolało, było rozczarowanie. Ale to była dla mnie ważna lekcja: chcesz osiągnąć sukces, musisz być lepszy niż oni, dużo lepszy niż jesteś - twierdzi Krystian.

Z drugiej strony byłby to piękny sen, może nieco absurdalny. Przecież Krystian tak naprawdę grał zaledwie rok na bramce, niektórzy trenują całe życie i nie osiągają tyle, nie dostają nawet takiej szansy. On ją dostał i wyciągnął z tego cenną lekcję.

Zaczął więc poprawiać wiele różnych aspektów, wszystkiego po trochę, tak by po zsumowaniu stać się wiele lepszym. - Musisz cały czas pracować, analizować, iść do przodu. Zobacz jak zmienia się pozycja bramkarza, jak bardzo jest to dynamiczne. Jednym z moich ulubionych bramkarzy był Joe Hart, to co robi na linii jest nieprawdopodobne. Ale został odstrzelony, bo nie radził sobie w grze nogami na takim poziomie. Z bramkarzem jest jak z komputerem. Wczoraj ludzie ścigali się, kto będzie miał najlepszego PC-ta, z najlepszym monitorem, a dziś stoją w domu w kącie, nikt ich nie używa. Musisz iść do przodu, uczyć się, być otwartym na zmiany - opowiada.

Sam dużo pracuje na boisku, ale i poza nim. Nawet spotyka się regularnie z trenerem mentalnym, Marcinem Grzegrzółką.

- To był świetny krok, że na to się zdecydowałem. Marcin pomaga mi zauważyć rzeczy, których wcześniej nie rozumiałem, spojrzeć na wiele spraw z nowego punktu widzenia. Te spotkania bardzo mi pomogły, zmieniły mnie. W życiu bramkarza wewnętrzny spokój jest bardzo ważny. Zawodnicy doskonale wiedzą, kiedy mają za sobą opanowanego gościa, który jest pewniakiem, a kiedy mają bombę zegarową. Twoja głowa wpływa na cały zespół - zaznacza. Ale za chwile dodaje. - Gram na co dzień w rezerwach, widzę wielu zawodników, którzy są naprawdę świetni, ale czegoś im brakuje. Czego? Właśnie głowy. Zawodnicy na najwyższym poziomie inaczej myślą, dlatego tak ważna jest praca nad mentalności. Myślę, że w tej kwestii zrobiłem wielki postęp.

Mieszka obecnie w Oberhausen z dziewczyną Magdą. Podkreśla, że dostaje od niej wielkie wsparcie, podobnie jak od rodziców. To dla niego ważne, bo dla nich było lekkim wstrząsem, gdy syn z dnia na dzień wyjechał z kraju. Co innego chłopak, który od lat nastawia się na karierę, a co innego on, który przecież rok wcześniej nie myślał o karierze.

Ale trzeba przyznać, że Krystian generalnie idzie w górę. W Polsce nie jest właściwie znany, bo gra w Regionallidze West, na 4. poziomie rozgrywkowym. Niby nic wielkiego, ale po pierwsze na wyciągnięcie ręki ma wielki świat, po drugie gra od zaledwie 6 lat na bramce, co trzeba podkreślać.

- Może dlatego robiłem taki postęp, bo ta pozycja była dla mnie fascynująca. Uwielbiałem trening, czułem, że jestem ważny, że o czymś decyduję. Zawsze byłem indywidualistą, odpowiadałem za siebie. Wiedziałem, że mogę zawalić i przegrać mecz, ale mogę też go wygrać. Niewiele osób ma szansę wygrać mecz. Ja miałem - mówi.

Po pierwszej serii testów w Niemczech postanowił, że nie podda się. Zostanie w Niemczech. Zamieszkał w Essen, w domu agenta, szukał klubu dalej, trenował z różnymi klubami, żeby nie wypaść z formy, uczył się i w końcu podpisał umowę z Eintrachtem Brunszwik. Grał w drużynie do lat 19, dostał nawet ofertę przedłużenia kontraktu, ale wybrał Rot Weiss Oberhausen, bo chciał spróbować seniorskiego grania. Ale jak to często bywa, zmienił się trener i nie chciał postawić na młodego.

- Na pewno nie powiem, że zmarnowałem czas, bo wiele się tam nauczyłem, ale myślę, że nie wykorzystałem tego okresu tak dobrze jakbym mógł - mówi. Dlatego gdy nadarzyła się okazja, zmienić barwy na rezerwy Schalke 04, skorzystał.

Trudno się dziwić. Szkoła Schalke jest wyjątkowa. Stąd wywodzili się wielcy niemieccy bramkarze: Jens Lehmann czy Manuel Neuer.

- Na początku potrzebowałem wiele miesięcy, żeby dojść fizycznie i motorycznie. Musiałem się dostosować. W Schalke mają swój własny koncept gry na bramce, ważnym elementem jest fizyczność, bramkarze stąd są bardzo mocni - opowiada. Kolejnym produktem szkoły Schalke jest Alexander Nuebel, który właśnie przeszedł do Bayernu. Wiele osób neguje jego klasę. Gdy Krystian to słyszy, śmieje się.

- Przecież to będzie najlepszy bramkarz na świecie - zapewnia. - On jest fenomenalny. Ma wszystko. Trudno tak naprawdę to opisać. Widzisz jakąś piłkę i mówisz: "No nie, tego nie da się obronić". I wtedy Alex to broni. Nie jakimś nadludzkim wysiłkiem, po prostu jest szybszy, sięga dalej. On jest niesamowity.

Nuebel przechodzi do Bayernu, a Krystian musi walczyć o swoje. Na razie idzie dobrze. Dopiero co walczył o miejsce w drugiej drużynie, był drugim bramkarzem. Dziś wygrał rywalizację z rywalem Soerenem Ahlersem. W poprzednim sezonie Polak zagrał w 13 meczach, w tym wystąpił już w 9 spotkaniach, ale trzeba pamiętać, że sezon został przerwany w połowie. Kolejny etap? - Chcę po prostu grać najwyżej jak się da. Marzę o Bundeslidze. Myślę, że stać mnie na to, walczę o to codziennie - mówi.

ZOBACZ Manuel Neuer domaga się wielkich pieniędzy

ZOBACZ Alexander Nuebel oficjalnie w Bayernie

Źródło artykułu: