Szymon Mierzyński: Systemowe testowanie piłkarzy nie ma żadnego uzasadnienia (komentarz)

PAP/EPA / Antonio Lacerda
PAP/EPA / Antonio Lacerda

Masowe testy na koronawirusa - to ma być najważniejszy warunek powrotu piłkarzy na boiska. Staliby się oni, przynajmniej w Polsce, pierwszą grupą zawodową objętą obligatoryjnymi testami. Nie ma to praktycznego uzasadnienia.

Trend, jaki obecnie obserwujemy, nie jest wymysłem zawodników. Podczas rozmów z osobami ze środowiska piłkarskiego da się wyczuć, że wynika on raczej z coraz mocniej zakorzenionego przekonania: jeśli mamy odmrozić futbol, to tylko w skrajnie zaostrzonym reżimie sanitarnym.

W Polsce nie testuje się systemowo nawet lekarzy (a to u nich ryzyko zakażenia jest największe), jednak ktoś wymyślił, że niezbędne jest akurat sprawdzanie pod tym kątem stanu zdrowia zawodników. Nie są oni przecież grupą ryzyka. To zdrowi, bardzo sprawni fizycznie ludzie, będący w grupie, która ma największe szanse, by ewentualną chorobę spowodowaną SARS-CoV-2 przejść bezobjawowo.

Od poniedziałku rozpoczyna się powolny proces odmrażania gospodarki. W okresie narodowej kwarantanny czynne były wszystkie sklepy spożywcze, przez które przewijały się tysiące osób, mimo to nikt nie testował sprzedawców. Za chwilę działalność wznowią inne branże - fizjoterapeuci, fryzjerzy czy instruktorzy fitness i nikomu raczej nie przyjdzie do głowy, by tych ludzi testować, bo po pierwsze nie ma na to środków, a po drugie nawet część ekspertów z zakresu wirusologii poddaje taki model pod dużą wątpliwość, wskazując, że osoba, która ma w organizmie koronawirusa, a nie wykazuje objawów, może uzyskać wynik ujemny (wynika to z małej ilości patogenu w próbce). Na ten problem zwrócił uwagę w rozmowie z "Polityką" wirusolog, prof. Włodzimierz Gut, doradca Głównego Inspektora Sanitarnego.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Wszyscy zawodnicy będą badani przed meczami PKO Ekstraklasy? "Już teraz piłkarze są monitorowani"

Ekstraklasowe kluby, które opracowały pakiet medyczny i zwróciły się z nim do rządu, chcą przede wszystkim pokazać, że nie lekceważą problemu. To zrozumiałe podejście, dzięki któremu można liczyć na rychłą zgodę na wznowienie rozgrywek. Jednak nawet przedstawiciel ministerstwa zdrowia, biorący udział w telekonferencji z dyrektorami sportowymi, był zdziwiony skalą środków ostrożności, jakie mu przedstawiono.

PKO Ekstraklasę na masowe testowanie zawodników stać, ale w niższych ligach taki wymóg przed każdym meczem mógłby doprowadzić do finansowej katastrofy. Trudno sobie wyobrazić, że kluby z Fortuna I ligi, II ligi czy klas niższych zaopatrzą się w testy i będą na bieżąco przeprowadzać badania wirusologiczne swoich piłkarzy.

Dziś na rynku komercyjnym test na obecność koronawirusa kosztuje nawet 580 zł. Mówimy tu o teście wysokiej czułości. Testy przesiewowe (te najpopularniejsze, także w przypadku innych patogenów) kosztują znacznie mniej - ok. 100 zł. Ich zastosowanie obniży koszty, których ciężar - przynajmniej na początku - ma wziąć na siebie PZPN, choć nie znamy jeszcze żadnych szczegółów. To dobra informacja dla klubów, co nie zmienia jednak faktu, że testowanie piłkarzy i personelu przed każdym meczem wydaje się przesadą.

Minister Łukasz Szumowski, który zresztą bardzo często zmienia zdanie, przyznał ostatnio, że z koronawirusem będziemy się zmagać przez rok. To oznaczałoby, że testowanie zawodników musiałoby się odbywać także w sezonie 2020/2021. Trudno sobie wyobrazić taki scenariusz - tak jak trudno zakładać, że wszyscy Polacy będą nosić maseczki np. w 30-stopniowym upale, aż do wynalezienia szczepionki, co też nie nastąpi prędko.

Szymon Mierzyński

Źródło artykułu: