Koronawirus. Rosja. Denis Popović: W Rosji możemy nie dokończyć sezonu. Krychowiak? Jeden z najlepszych w lidze

- W Moskwie znacząco przybyło osób chorych na koronawirusa. Może się nawet skończyć tak, że nie dokończymy sezonu - mówi nam Denis Popović. Grający w Rosji reprezentant Słowenii uważa Grzegorza Krychowiaka za jednego z lepszych graczy Premier Ligi.

Justyna Krupa
Justyna Krupa
Reprezentant Słowenii Denis Popović w meczu el Euro 2020 Getty Images / Markus Tobisch / Contributor / Reprezentant Słowenii Denis Popović w meczu el. Euro 2020
Denis Popović to były zawodnik GKS-u Tychy, Olimpii Grudziądz i przede wszystkim Wisły Kraków. W Białej Gwieździe grał od lipca 2015 do lutego 2017 roku. Od trzech lat, z kilkumiesięczną przerwą, występuje w Rosji: najpierw był związany z FK Orenburg, a od lutego jest graczem Kryljów Sowietow Samara.

W rozmowie z WP SportoweFakty reprezentant Słowenii opowiada o koronarzeczywistości w Rosji i swojej ojczyźnie, robiącym furorę w Premier Lidze Grzegorzu Krychowiaku, problemach w Wiśle i tęsknocie za Krakowem.

Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Przez chwilę wydawał
o się, że w Rosji świat futbolu dłużej będzie się opierał koronawirusowi niż na zachodzie Europy.

Denis Popović, pomocnik reprezentacji Słowenii i Kryljów Sowietow Samara: Graliśmy tylko o tydzień dłużej. Wiadomo, jak jest - człowiek złapie wirusa i może o tym nie wiedzieć, a zarażać. Ja jestem silny i po trzech, czterech dniach tak silny organizm sobie z objawami poradzi. A potem przychodzisz do kogoś, "cześć-cześć" i wirus powędruje dalej. Myślę, że dopóki wszystko nie będzie tak, jak powinno, to lepiej nie grać zbyt wcześnie. Chcę grać już w piłkę, ale zdrowie jest najważniejsze. I lepiej dwa, trzy miesiące pograć bez kibiców, niż zacząć z nimi, a potem mieć dwa razy więcej problemów.

ZOBACZ WIDEO: Powrót PKO Ekstraklasy namiastką normalności. "Piłka nożna ma duży oddźwięk w społeczeństwie"

Podobno ostatnio pojawiła się koncepcja, by dokończyć sezon w czterech miastach: Krasnodarze, Rostowie, Groznym i Soczi.

Pierwotny plan był taki, żeby wrócić do gry pod koniec czerwca. Ale w związku z tym, że w Moskwie w ostatnich tygodniach znacząco przybyło osób chorych na koronawirusa, może się to nawet skończyć tak, że nie dokończymy sezonu. Ja bym chciał jego dokończenia na boisku, ale zdrowie jest najważniejsze. Zobaczymy, co się wydarzy.

Kiedy wraca pan do Rosji?

Niby data powrotu jest ustalona na 31 maja, ale pewnie będę mógł wcześniej wrócić. Wszystko będzie zależało od rozwoju sytuacji. Jak niecały miesiąc temu byłem w Samarze, to były tam chyba tylko cztery przypadki zakażeń koronawirusem. A jak teraz rozmawiałem z ludźmi z klubu, to wspominali, że jest już kilkadziesiąt. Natomiast w Moskwie było miesiąc temu dwa tysiące, a teraz już chyba około pięćdziesiąt tysięcy.

Jak wygląda sytuacja w lidze rosyjskiej pod względem cięć finansowych?

W zależności od klubu, pensje obcinane są o 20, 30, 40 procent. To teraz normalne, każdy piłkarz musi się teraz zgodzić na zmiany w tym kierunku. OK, teraz człowiek trochę mniej zarobi, ale za pół roku znów może zarobić sporo więcej.

W Samarze macie już wszystko ustalone?

Tak. Chcieliśmy, aby cała drużyna zgodziła się na jeden poziom cięć, ale pojawiły się głosy, by dogadać się indywidualnie i ostatecznie na tym stanęło. Każdy z nas uzgodnił więc ten temat indywidualnie.

Zamiast cieszyć się grą w nowym klubie, utknął pan w rodzinnej Słowenii.

Siedzę teraz w domu w Celje. Wakacje mam - można powiedzieć. Kilka dni temu dzwonił do mnie trener z Samary i powiedział, że tak naprawdę nic nie wie. Na razie funkcjonuję prawie bez piłki nożnej. Jest to smutne, ta cała sytuacja. W końcu nasza praca to piłka nożna. W Słowenii nie ma mocnych zakazów, ale nie można pograć w piłkę np. czterech na czterech. Tylko dwóch ludzi może ewentualnie się spotkać, a biegać możesz tylko sam.

Nie jest łatwo, ale co możemy zrobić? Jestem w Słowenii niecały miesiąc. Rozmawiałem z rodziną i mówili, że na początku u nas w kraju każdego dnia było coraz więcej zakażonych. Natomiast teraz naprawdę sytuacja się polepszyła. Dużo ludzi można już zobaczyć na ulicach. Tylko wiecie, jak to jest - jak za bardzo uśpimy czujność, to sytuacja może szybko wrócić do tego gorszego stanu.

Dla polskich kibiców liga rosyjska cały czas jest trochę "egzotyczna". Nie jest zbyt popularne jej oglądanie. Nie wiemy, co tracimy?

W Rosji świetną sprawą są nowe stadiony, powstałe z okazji mundialu sprzed dwóch lat. Na trybuny przychodzi normalnie wielu kibiców. W klubach są duże pieniądze i stać ich na naprawdę świetnych piłkarzy, o uznanych nazwiskach. W Zenicie Sankt Petersburg mają Malcolma, który grał w Barcelonie, Branislava Ivanovicia z przeszłością w Chelsea. Tak można by wymieniać. To naprawdę silna liga, na pewno silniejsza od polskiej. Wasza ekstraklasa to liga przede wszystkim fizyczna. W Rosji szybciej się gra piłką.

W sumie wszystko jest o jeden poziom wyżej. Na przykład w Orenburgu sponsorem był Gazprom i było wszystko, czego piłkarze potrzebują - bilety na samolot, hotele - top. I oczywiście pensje na czas. Od pierwszego do ostatniego dnia nie miałem żadnych problemów. Mogłem się skoncentrować tylko na treningu i na grze. Różnica jest, choć oczywiście nie mogę powiedzieć, że w Polsce mi było źle. Wisła zawsze będzie u mnie na wysokim miejscu.

W Rosji na nowo odkryli pana snajperski talent. W Wiśle nie strzelał pan wielu goli, a w Orenburgu zdobył ich pan aż 15. To kwestia nieco innej pozycji na boisku?

Jak przyszedłem do Wisły, to z założenia miałem grać jako "dziesiątka". Dopiero potem trener Kazimierz Moskal zaczął mnie ustawiać na pozycji numer sześć bądź osiem. I tak już zostało. Na tych pozycjach nie można jednak strzelać zbyt wielu bramek. A w Rosji byłem ustawiany bardziej ofensywnie, bardziej jako "dziesiątka", ewentualnie "ósemka". Dzięki temu miałem więcej okazji, by trafiać do siatki i stąd takie statystyki. Trener w Orenburgu w dużej mierze dał mi wolną rękę na boisku. Powiedział: graj swoją piłkę. I mogę powiedzieć, że te dwa i pół roku w Orenburgu dla mnie było świetne.

To trochę jak z Grzegorzem Krychowiakiem, który dopiero w Rosji pokazał pełnię swoich snajperskich możliwości.

Znam Grzegorza z boiska. Już wcześniej, gdy grał w Sevilli i PSG, wiedziałem, jak dobry to piłkarz. A teraz mogę grać przeciwko niemu i z obserwacji na żywo potwierdzić, że to świetny zawodnik. Ostatnio był w znakomitej formie. Moim zdaniem, był w gronie trzech najlepszych piłkarzy w tym sezonie ligi rosyjskiej.

Odejście z Wisły okazało się dla pana doskonałym ruchem. Czy jednak w 2017 roku nie czuł się pan nieco wypychany z klubu?

Przez większość mojego pobytu w Wiśle grałem regularnie. Inna sprawa, że było tam wówczas sporo problemów z pieniędzmi. Czułem, że działacze chcieli mnie sprzedać, by te pieniądze z mojego transferu pomogły klubowi. Kiedy przyszła oferta z Rosji, rozmawialiśmy z działaczami i najpierw była mowa, że muszę zostać. A jak przyszedłem na drugi dzień, to powiedzieli: w sumie możesz już odejść. Nie mogę więc powiedzieć, by na siłę chcieli mojego transferu. Z perspektywy myślę, że to był krok do przodu, a jednocześnie pomogłem Wiśle na tyle, na ile mogłem, bo trochę jednak Wisła na mnie zarobiła.

Gdyby pan wtedy nie opuścił Krakowa, to pewnie nie trafiłby pan do kadry Słowenii? Dopiero z ligi rosyjskiej okazało się to możliwe. Zadebiutował pan w reprezentacji wyjątkowo późno, bo w wieku 30 lat.

Nawet ostatnio z kolegami wspominałem, jak po transferze do Wisły mówiłem: "No, teraz będzie szansa załapać się do kadry!". A później grałem, miałem naprawdę fajne momenty, a tego powołania nie było. Mówiłem więc sam do siebie: "OK, trzeba zapomnieć o reprezentacji, nie będziesz grał w kadrze, takie jest życie". Ale gdy w Rosji zaczynałem się rozkręcać, zacząłem dostrzegać na trybunach selekcjonera kadry Słowenii. I wtedy pomyślałem, że coś może być na rzeczy. Rzeczywiście, niedługo potem dostałem powołanie i to był jeden z najlepszych momentów w moim życiu. Udało mi się nawet zagrać przeciwko Polsce, wygraliśmy 2:0.

Miał pan trochę pecha, bo pana pobyt w Wiśle przypadł na okres, gdy kłopoty klubu były już spore. I to zarówno sportowe, jak i pozasportowe.

Rzeczywiście, gdy grałem w Wiśle, w klubie było bardzo dużo problemów. Nie patrzyłem jednak na to z tej strony. Dla mnie Wisła to wielki klub. Wielu kibiców, super baza treningowa. Dla mnie było tam świetnie, choć problemy rzeczywiście były. Zdarzało się, że nie dostawaliśmy pensji dwa, trzy miesiące. Co do osoby ówczesnego prezesa Wisły, to mogę powiedzieć, że po miesiącu wiedziałem, że nie jest to osoba, która powinna być w takim klubie jak Wisła.

Natomiast ta drużyna personalnie naprawdę była świetna. Zdenek, "Broziu", Arek Głowacki, Rysiu Guzmics, Boban Jović, Rafał Wolski... Ale czasem indywidualne umiejętności nie wystarczą, żeby drużynowo zrobić świetny wynik, bo czegoś innego brakuje. Jeżeli wtedy byłoby wszystko tak, jak powinno: pieniądze na czas, brak problemów, to tamta Wisła spokojnie mogła powalczyć o europejskie puchary.

W Orenburgu świetnie pan sobie radził przez dwa i pół roku. Dlaczego zdecydował się pan na odejście do Zurychu?

Miałem w tamtym czasie też oferty z innych klubów rosyjskich. Miałem jednak 30 lat na karku i chciałem kontraktu na trzy lata. W pewnym momencie działacze FC Zurych skontaktowali się z moim agentem, przyjechaliśmy do Szwajcarii. Zobaczyłem miasto, byłem pod wrażeniem - świetne miejsce. Uznałem, że mogę tam rzeczywiście zostać, bo przecież blisko domu, samolotem do Słowenii 45 minut. A z Orenburga zajmowało mi to osiem godzin. Przyznam, że miałem w tamtym momencie też oferty z Polski.

Rozpatrywał pan którąś z nich poważnie?

Jeśli chodzi o ekstraklasę, to jeśli będzie możliwość, chciałbym kiedyś wrócić do Wisły. Nawet na rok, nie na długo. Jeśli oczywiście będę czuł się w formie i będę w stanie pomóc takiej drużynie jak Wisła. Bo jeśli nie byłbym w stanie pomóc, to bym nie wracał. Mam teraz 31 lat, za dwa lata skończy mi się kontrakt w Rosji. I chciałbym móc wrócić do Krakowa.

Ma pan kontakt z polskimi piłkarzami, z którymi grał pan w Wiśle?

Niedawno rozmawiałem z Arkiem Głowackim. Ze trzy, cztery miesiące temu. Powiedział mi, że bardzo go cieszy, że tak moja kariera wystrzeliła w górę. Pogadaliśmy o tym, jak wygląda sytuacja w Wiśle. Ale teraz nie było w ogóle tematu mojego powrotu do Wisły. Arek mi tylko powiedział w żartach: "ty jesteś za drogi!".

Ekstraklasę - jak wróci w końcu do rywalizacji po przerwie spowodowanej koronawirusem - będzie pan oglądał?

Wszystkie derby Krakowa od mojego odejścia z Wisły starałem się oglądać, jeśli tylko była możliwość. I mecze z Legią, Lechem. Ten ostatni mecz derbowy... Ile to myśmy wygrali? 2:0 było, nie? Tylko Wisła rządzi w Krakowie!

Teraz w Wiśle jest kogo oglądać na pana pozycji, bo Vukan Savicević potrafi grać efektownie.

To naprawdę fajny zawodnik, Vukan ma duże umiejętności. Podobnie zresztą jak Vullnet Basha, który ma dużo odbiorów i dużo biega, ale przede wszystkim dużo widzi na boisku. A u Vukana jest ta bałkańska mentalność. Swego czasu patrzyłem na tabelę i mówię: "Kurde, co to się stało z Wisłą!". A tymczasem teraz, jakby utrzymali tę formę z początku wiosny, to chyba by się do tej pierwszej ósemki załapali.

Czytaj również -> Maciej Rybus: Rosja walczy twardą ręką
Czytaj również -> W końcu wiadomo, ile kosztował Krychowiak 

Czy pamiętasz Denisa Popovicia z boisk PKO Ekstraklasy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×