Koronawirus. Maciej Rybus: Rosja walczy twardą ręką

- Na początku były żarty, koledzy śmiali się, że jestem zakażony. Ale teraz w Rosji bez elektronicznej przepustki dostaje się mandat - mówi Maciej Rybus, piłkarz rosyjskiego Lokomotiwu Moskwa.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Maciej Rybus Getty Images / Na zdjęciu: Maciej Rybus
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jakie obostrzenia są w Rosji? Maciej Rybus, piłkarz Lokomotiwu Moskwa i reprezentacji Polski: Są na przykład elektroniczne przepustki. Trzeba je mieć, żeby wsiąść do metra, zamówić taksówkę czy nawet wejść do supermarketu. W innym przypadku policja karze mandatem. Wszystko po to, by nie chodzić po mieście bez powodu. Ja na samym początku pandemii jeszcze biegałem po lesie, widziałem patrole, ale nikomu by się nie chciało mnie gonić. Odkąd sytuacja zrobiła się poważniejsza, ograniczam wyjścia z domu. Raz w tygodniu podjadę do sklepu po większe zakupy.

Liczba zarażonych w Rosji stale rośnie, nawet prezydent Władimir Putin stwierdził, że "sytuacja idzie w nie najlepszym kierunku". W takim tonie nie zdarza mu się często mówić.

Da się wyczuć, że Rosjanie podchodzą do koronawirusa bardzo poważnie i chcą go zwalczyć twardą ręką. Bez względu na to, jaki kanał telewizyjny się włączy, temat jest tylko jeden. Cała Rosja mówi o pandemii. Na samym początku trochę się z tego śmialiśmy, wystarczyło, że w szatni ktoś kichnął czy zakasłał i od razu pojawiały się żarty. Gdy byłem przeziębiony, łzawiły mi oczy, a klubowy lekarz odesłał mnie do domu, koledzy śmiali się, że jestem zakażony. Myślę, że w większości krajów to pierwsze podejście do wirusa było podobne.

ZOBACZ WIDEO: Bogdan Wenta ostrożnie o powrocie Ekstraklasy. "Piłkarze też są narażeni na koronawirusa"
Jak to wygląda teraz?

Wszyscy stosują się do zaleceń, też zakładam maskę i rękawiczki przed wyjściem do marketu. Później z żoną jeszcze dezynfekujemy produkty sprejem. Staramy się nie mieć kontaktu z ludźmi, ale nie myślę o strachu i rosnącej liczbie zakażonych. Zaczynam walkę z wirusem od siebie. W centrum Moskwy nie byłem z miesiąc. Zamówiłem do domu rower stacjonarny, mam kilka przyrządów do ćwiczeń górnych partii ciała. Do tego trenerzy z klubu dali każdemu zawodnikowi rozpiskę treningową.

Mieliście testy na koronawirusa?

Prezydent klubu powiedział, że nie ma ich dużo i trudno do nich dotrzeć, a poza tym są ludzie bardziej potrzebujący. Każdy, kto się gorzej poczuje, ma to sygnalizować naszemu lekarzowi.

W Polsce kluby powoli szykują się do powrotu rozgrywek. 

Nam powiedziano, że oficjalnie nie trenujemy do końca kwietnia. Ale zobaczymy. Te granice już kilka razy się przesuwały. Ostatni trening w bazie Lokomotiwu mieliśmy 26 marca. Słyszałem o różnych scenariuszach, jest opcja, że skończymy sezon z zachowaniem obecnej tabeli i nikt nie spadnie z ligi. My bylibyśmy zadowoleni, zajmujemy drugie miejsce dające awans do Ligi Mistrzów.

Są naciski na dokończenie sezonu?

Zespołom, które walczą o miejsca w pucharach, na pewno na tym zależy. Ze strony telewizji - niekoniecznie. W Rosji wygląda to inaczej, telewizja mało płaci. Główny przychód dla klubów pochodzi od RŻD, czyli głównego operatora sieci kolejowych w kraju. Ale każdy chciałby wrócić na boisko.

Pan odkrył w sobie jakieś nowe umiejętności podczas domowej izolacji?

Odkurzam, dawno tego nie robiłem. Zakładam słuchawki i jadę, całe mieszkanie, kilka razy w tygodniu. Trochę skręcam szafki, polubiłem wyjścia do sklepu. No i oczywiście bawię się z synem. Robert ma półtora roku, nie można się przy nim nudzić. Żona mówi do niego po rosyjsku, ja dodaję też polskie zdania. Czasem się zapomnę i mówię tylko po polsku. Dobrze, że jest młody, mamy co robić, bo tak to bym "kota" dostał.

Planuje pan przeprowadzkę z Moskwy? W czerwcu kończy się panu kontrakt z Lokomotiwem.

Jeżeli liga się wydłuży, to umowa będzie obowiązywać do zakończenia rozgrywek. Na 80 procent nie przedłużę jednak kontraktu, do tej pory nie podjęliśmy rozmów, nikt nie powiedział, że zostanę, nie negocjowaliśmy, rozumiem dokąd to zmierza.

Pana menadżer Mariusz Piekarski powiedział niedawno w "Kanale Sportowym", że ma pan oferty m.in. z Niemiec czy Turcji.

Coś tam jest, Mariusz już wcześniej był na wstępnych rozmowach, ale trudno mi powiedzieć, co będzie. Przez koronawirus wszystko wyhamowało. Nie miałbym jednak nic przeciwko, żeby zmienić ligę. Syn jest jeszcze mały, nie chodzi do przedszkola, łatwiej wyjechać do innego kraju. W Lokomotiwie gram od trzech lat, zdobyłem mistrzostwo, za mną fajny etap. Nie zamykam się też na Rosję, jeżeli pojawi się ciekawa propozycja, rozważę.

W ostatnich sezonach kontuzje pana nie omijały.

Na szczęście teraz czuję się już w stu procentach zdrowy, gotowy do gry. Nosi mnie już, nawet nie myślę o nowym klubie, chcę po prostu wyjść na trening.

Przełożenie Euro na przyszły rok to trochę szansa dla pana.

Z jednej strony będę starszy o rok, z drugiej w eliminacjach do turnieju nie brałem udziału, wystąpiłem tylko w dwóch meczach. To prawda, dla mnie to szansa, będę miał więcej czasu, by powalczyć o miejsce w składzie.

Pod innymi względami niż sportowymi odczuł pan kryzys związany z pandemią koronawirusa?

Mam w Warszawie kilka mieszkań, w Zakopanem domki do wynajęcia. Jedna lokatorka poprosiła, czy na czas pandemii mogłaby płacić mniejszy czynsz. Zgodziłem się na obniżkę o połowę. W górach interesy bardzo dobrze szły, ale wirus to zatrzymał. Mogłem sporo zarobić, ale cóż, nie mam na to wpływu. Domki są obecnie zamknięte, musiałem też porozmawiać z personelem dbającym tam o porządek, że teraz po prostu nie będą mieli tam zajęcia.

W Lokomotiwie zgodziliście się na redukcje pensji o 40 procent.

Na początku nie było takiego tematu, później spotkaliśmy się z prezydentem klubu, drużyna przyznała, że rozumie sytuację i zaproponowaliśmy, że zrzekniemy się pieniędzy. Nie było negocjacji, bardziej partnerska rozmowa. Ustaliliśmy, że jeżeli zakwalifikujemy się do Ligi Mistrzów, a obecnie jesteśmy na drugim miejscu w lidze, które to zapewnia, to prezydent zwróci nam 20 procent. Redukcja obowiązuje do momentu wznowienia rozgrywek. Oczywiście nie wszystkich - młodzi gracze na niskich kontraktach nie muszą oddawać części pensji.

Na początku tygodnia zmarł wasz kolega - Innokientij Samochwałow.

Dostał zawału serca podczas treningu indywidualnego, chyba w domu. Był zawodnikiem drugiej drużyny, ale pojawiał się na naszych treningach. Pojechał z nami na obóz przygotowawczy, przychodził na zajęciach wyrównawcze, jeżeli dobrze pamiętam, trener wziął go też do kadry na mecz pucharowy. Jestem w szoku. Trenował na sto procent, zdrowy, młody chłopak, 22 lata. Niby wszystko okej, a tu taka tragedia. Aż mnie zmroziło, jak o tym przeczytałem.

Czytaj także:
Koronawirus. Oto szczegółowy plan powrotu na boiska w Polsce
Koronawirus. Marek Zając: Chiny już stawały na nogi, a tu znowu cios

Czy Maciej Rybus powinien być podstawowym obrońcą reprezentacji Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×