Na początku kwietnia Joachim Marx dochodził do siebie po koronawirusie. Gdy wtedy rozmawialiśmy, głównie leżał. Przejście kilku metrów sprawiało byłemu sportowcowi ogromy wysiłek. Łapał zadyszkę, jakby przebiegł sprintem długość boiska piłkarskiego. Przez chorobę schudł siedem kilogramów, dziesięć dni jadł tylko chleb z masłem. Zapachy budziły w nim obrzydzenie, nie był w stanie zdzierżyć pasty do zębów, miał odruchy wymiotne, dlatego przez całą chorobę płukał usta wodą.
- Nie mogłem nawet mówić, męczyłem się po paru słowach. Wydawało mi się, że nie ma mnie już na ziemi. Czułem zapachy nie z tej planety. Odpychający swąd nie do zniesienia, jakby ktoś wylał mi w domu gnój - opowiadał nam Marx.
W pewnym momencie miał aż 41,2 stopni, z taką gorączką pojechał do szpitala. Chorobę leczył we własnym domu, z łóżka wstawał jedynie do toalety, gdy pęcherz uruchamiał czerwony alarm. W szpitalu widział, jak lekarze odłączają od aparatury zakażonych, których nie da się wyleczyć. Umierali na jego oczach. Odszedł też przyjaciel Marxa, Arnold Sowinski, trener z czasów kariery piłkarskiej z RC Lens. Koronawirus rzucił mu się na płuca i nie odpuścił.
Ogródek otwarty
Minął miesiąc, odkąd Polak jest zdrowy. Po głosie słychać, że ma dziś więcej energii, sam też przekonuje, że wraca do formy. Nosi go, łapie się każdego zajęcia. A przecież niedawno nie mógł samodzielnie się wykąpać czy nawet ogolić.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"
- Wyciągnąłem plastikowe krzesła i stół z garażu, wszystko umyłem. Taras jest już przygotowany, żona gotuje pierwszy posiłek. Otwieram sezon na ogródek u Marxów - żartuje były piłkarz. - Mamy świetną pogodę, dlatego bawię się w ogródku. Skoszę trawę, przytnę żywopłot, zagrabię coś, zasadzę drzewko. Co najważniejsze, nie odczuwam zmęczenia - mówi były napastnik reprezentacji Polski.
Jest też aktywny poza domem. - Chodzę do sklepu, ostatnio stałem przed drzwiami wejściowymi już o 8.30. We Francji zaczyna się wtedy przedział godzinowy dla starszych osób. Pomagam w domu żonie, no, może poza kuchnią, bo ona tam rządzi. W zasadzie zapomniałem, że byłem chory. Jedynie kawy nie mogę pić. Jej zapach mnie odpycha. Trochę mnie to dziwi, ponieważ wcześniej piłem ją od rana do wieczora. No cóż, herbata tańsza, zaoszczędzę - uśmiecha się.
Może przytulać żonę
Z garażu wyciągnął też piłkę. - Mięśnie w końcu dochodzą do siebie. Wcześniej, przez chorobę, łydki były sflaczałe, wisiały na piszczelach. W ogródku mam dwie małe, plastikowe bramki, jesienią grałem w ogrodzie z wnukiem, Florianem. Z młodego chyba bramkarz będzie, każde podanie dziadka odbija rękoma. Syn kupił Florianowi rękawice, ostatnio pokazał filmiki, na których widać, że młody zrobił postęp. Dziadek go sprawdzi. Najpierw zrobię kilka żonglerek, pokopie w żywopłot i będę gotowy na mecz z wnukiem - mówi Marx.
Przez koronawirus sporo schudł, powoli odrabia straty. - Już dwa kilo przytyłem. Apetyt wrócił, a ja lubię dobrze zjeść. Przy mojej diecie na pewno złapię kolejne pięć kilo i szybko wrócę do swojej wagi - puszcza oko.
- Czasem mnie jeszcze dusi, po większym wysiłku muszę się położyć na chwilkę. Mogę się w końcu przytulić do żony, bo przecież długo żyliśmy oddzielnie. Ona spała w jednym pokoju, ja w drugim, staraliśmy się nie przebywać w tych samych pomieszczeniach. Żona też miała gorszy czas, straciła smak, zapach, dwa dni czuła się fatalnie, miała wysoką temperaturę, około 39 stopni. Lekarz kazał jej zbijać gorączkę paracetamolem, na szczęście szybko jej przeszło - komentuje były piłkarz.
Od poniedziałku 11 maja restrykcje we Francji zostaną zmniejszone. Do tej pory każdy musiał mieć przy sobie zezwolenie na opuszczenie domu, z datą, godziną i celem podróży. W innym przypadku policja nie stosowała taryfy ulgowej. Najpierw karała mandatem w wysokości 135 euro, później 400 euro. W przyszłym tygodniu będzie można wychodzić z miejsca zamieszkania bez uzasadnienia.
"Odwołać wszystkie ligi"
Francuski rząd odwołał jednak wszystkie imprezy masowe do września. Z tego powodu sezon tamtejszej ekstraklasy został zakończony, a tytuł mistrza kraju trafił do PSG, czyli drużyny zajmującej pierwsze miejsce w lidze przed pandemią koronawirusa.
Marx uważa, że to rozsądna decyzja. - Dla mnie to oczywiste i zrozumiałe. Zawodnicy nie chcą grać, boją się. W sklepach trzymamy odstęp, nosimy maski i rękawiczki, a piłkarze mają na boisku bezpośredni kontakt, upadają na siebie, dotykają się. Radykalna decyzja rządu była potrzebna, przynajmniej jest spokój. Uważam, że w innych krajach rząd powinien postąpić tak samo. Mam na myśli ligi, które dążą do powrotu, jak niemiecka, polska, włoska i inne - komentuje były zawodnik.
Dzięki temu, że rozgrywki piłkarskie we Francji już się zakończyły, do tamtejszej ekstraklasy awansuje RC Lens, były klub Marxa. Drużyna wskoczyła na drugie miejsce rzutem na taśmę, po ostatnim meczu. Polak chodził na wszystkie spotkania zespołu z Arnoldem Sowinskim, który zmarł na koronawirusa.
Marx żałował, że przyjaciel nie został godnie pochowany. Ze względu na pandemię na jego pogrzeb mogło przyjść tylko pięć osób z najbliższej rodziny, zabrakło kibiców, którzy chcieli mu oddać hołd za dokonania dla klubu. Po awansie Marx i Sowinski mieli pójść razem na fetę do centrum miasta. - Przez to wszystko świętowanie zostanie odłożone w czasie, może nawet na grudzień? Arnold na pewno tego nie przegapi. Z góry będzie miał piękny widok - kończy Marx.
*
Joachim Marx to były napastnik reprezentacji Polski, dla której zagrał w 23 spotkaniach i strzelił 10 goli. W 1972 roku wywalczył z kadrą złoty medal na igrzyskach olimpijskich w Monachium. Z Ruchem Chorzów zdobył dwa mistrzostwa (1974 i 1975) i Puchar Polski (1974). Do Francji wyjechał w 1975 roku i grał w RC Lens. Potem był trenerem. Mieszka w okolicach Lens.
Koronawirus. Ukraina. Witalij Kliczko i jego walka
Koronawirus. Białoruś gra mecz ze śmiercią. Ludzie w strachu, prezydent na lodowisku z zarażonym