Mamy dopiero 8 maja, a piłkarscy działacze już zdecydowali, że z powodu pandemii koronawirusa kończymy sezon. To słaby żart, pójście na łatwiznę. Dla wielu klubów, które zainwestowały, zwłaszcza zimą, jest to dość poważny problem.
Dziś jest wiele spornych sytuacji i nie wiadomo za bardzo, co z tym zrobić. Opisywaliśmy sprawę rywalizacji Hutnika Kraków z Motorem Lublin. Hutnik prowadził w tabeli, bo wygrał bezpośredni mecz, ale Motor miał lepszy bilans bramkowy. Działacze z Lublina mieli decydujący głos i uznali, że awansuje Motor. Zrobiła się wielka afera i w końcu dogadano się, że dojdzie do barażu. Oczywiście bez zgody rządu i tak mecz nie może zostać rozegrany.
A co zrobić w grupie południowej IV ligi warszawskiej? Aż trzy drużyny mają tyle samo punktów. Grupę - patrząc na mecze bezpośrednie - wygrał Radomiak II. Gdyby uznał tak związek, klub zagrałby ze zwycięzcą drugiej grupy, czyli Drukarzem Warszawa. Ale Radomiak wcale nie chce grać barażu, bo nie zależy mu na awansie. A to oznacza, że nie ma zwycięzcy grupy i awansuje Drukarz…
ZOBACZ WIDEO: Powrót PKO Ekstraklasy namiastką normalności. "Piłka nożna ma duży oddźwięk w społeczeństwie"
Nie no spokojnie, nie tak szybko. Związek może policzyć bilans bramkowy i wtedy wygra Błonianka, dzięki czemu zagra baraż z Drukarzem. Ale jest jeszcze Piaseczno, które nie wygrywa grupy w żadnej konfiguracji. Ale za to wygrało wyraźnie z Błonianką. Więc już słyszymy, że możliwy jest baraż między Piasecznem a Błonianką. Coś z tego rozumiecie? Ja nie do końca. Znaczy trochę tak, trochę nie. Wiem jedno - działacze od ponad 20 lat nie byli aż tak ważni.
Mam do nich spore pretensje. Po prostu wycięli sezon w połowie. Rozumiem, że w obecnej sytuacji każda decyzja będzie trudna i nie jest łatwo decydować, ale nie mam poczucia, że nie było możliwości dogrania sezonu.
Przykładowo w grupie II warszawskiej klasy A w poprzedni weekend minęło 8 terminów, co oznacza, że grając systemem środa - sobota można ten czas nadrobić w miesiąc. Jeśli w grupie jest 16 drużyn, daje to 15 terminów, a więc dwa miesiące gry. Oczywiście nie wiemy co będzie się działo, czy i kiedy nastąpią zmiany, ale jeśli rząd pozwoli na imprezy do 50 osób, to spokojnie można rozgrywać mecze ligowe w amatorskiej piłce. Nie ma tu obsługi telewizyjnej, ochrony, rozbudowanych sztabów czy 20-osobowych kadr. Gdyby więc np. wznowić sezon w sierpniu, do końca września byłby dograny. Krótka przerwa i można zacząć grać w październiku.
Pamiętajmy, że mamy kilka okoliczności sprzyjających takim rozwiązaniom. Po pierwsze tegoroczne wakacje odbędą się w bardzo ograniczonym zakresie. Ludzie będą raczej siedzieli w domach czy na działkach niż w hotelach. Po drugie: obecnie właściwie nie ma zimy, więc gdyby zacząć sezon w październiku, można go spokojnie grać nawet w styczniu. W poprzednim sezonie wspomniana klasa A kończyła grać 10 listopada, a IV liga ledwie tydzień później.
Jedyną przeszkodą byłoby dopasowanie się z terminami do wyższych lig, ale pewnie i tu są różne możliwości porozumienia. W każdym razie nie mamy informacji, że podjęto próbę, a sądząc po reakcjach Zbigniewa Bońka w mediach społecznościowych, raczej byłby on za graniem niż nie. Nie powiedział tego wprost, ale dał tak do zrozumienia.
To oczywiście tylko jedna z możliwości, może ktoś ma lepszy pomysł. Proszę bardzo. Zmierzam do tego, że w pierwszej kolejności musimy dążyć do tego by grać, przerwanie rozgrywek to ostateczność.
Marek Koźmiński, kandydat na prezesa PZPN powiedział, że piłka w niższych ligach to tylko zabawa. Nic bardziej błędnego. Owszem, wszyscy zawodnicy dobrze się bawią, ale nie jest to gierka raz w tygodniu jako dodatek do wspólnego piwa, tylko walka na śmierć i życie.
Rozmawiamy z różnymi klubami, z finansowego punktu widzenia tam, gdzie płaci się niewiele lub wcale, nie ma wielkiej różnicy między graniem a niegraniem. Tyle tylko, że idea piłki polega na graniu.
Podnoszone są różne argumenty, że w środku tygodnia to się nie da, bo przecież ludzie chodzą do pracy. Drużyna mojego syna grała w kategorii U9 kilka kolejek w środku tygodnia i wtedy działacze się tym nie przejmowali. Musieliśmy zrywać się z pracy, dzieciaki czasem z lekcji, żeby rozegrać mecz. Co teraz stoi na przeszkodzie? A przecież na mecz klasy A nie jeździ się po kilkaset kilometrów. Drużyny są dobierane z klucza geograficznego. Mam wrażenie, że działacze szukają alibi, które pozwoli im po prostu zakończyć wszystko, pójść po linii najmniejszego oporu.
Jednym ruchem cały ten wysiłek wyrzucili do śmietnika. Działacz to słowo, które oznacza kogoś kto działa. W trudnych chwilach bierze sprawy w swoje ręce i dąży do pozytywnego zakończenia. Czyli dokładnie odwrotnie niż się stało. Dlatego proponuję, by od dziś w odniesieniu do ludzi zajmujących stanowiska w związkach zamiast "Działacz piłkarski" mówić "Niedziałacz piłkarski".
ZOBACZ Wracamy na boiska. Ale nie w dużych miastach