11 marca rozegrany został mecz Ligi Mistrzów pomiędzy Liverpool FC i Atletico Madryt. Wtedy w Anglii niewielu było takich, co na poważnie obawiało się epidemii koronawirusa. Na trybunach zasiadło 52 tysiące widzów, w tym kilkutysięczna grupa fanów ze stolicy Hiszpanii. Angielska służba zdrowia (NHS) wyliczyła, że ta decyzja miała fatalny skutek.
Według danych NHS - które przytoczył "Daily Mail", rozegranie meczu przy pełnych trybunach i bez żadnych środków ostrożności sprawiło, że z powodu zakażenia koronawirusem zmarło 41 osób. Wtedy angielski rząd bronił decyzji o dopuszczeniu do imprez masowych takich jak mecz na Anfield Road czy Cheltenham Festival. Ta druga impreza miała przyczynić się do 37 dodatkowych zgonów wywołanych chorobą COVID-19.
Dopiero po 10 dniach od meczu wprowadzono w Wielkiej Brytanii środki bezpieczeństwa związane z obowiązkową izolacją i zachowaniem dystansu społecznego. Zdaniem krytyków rządu, to było zbyt późno.
O tym, że wyjazd kibiców Atletico do Liverpoolu był błędem mówił już burmistrz Madrytu, Jose Luis Martinez-Almeida. - Nie było sensu, by 3000 kibiców Atletico jechało do Liverpoolu - powiedział w rozmowie z radiem Onda Cero.
Czytaj także:
Transfery. Arkadiusz Milik może trafić do Premier League. Tottenham Hotspur także zainteresowany Polakiem
Bundesliga. Udany test stacji Eleven. Transmisja z podłożonym dźwiękiem hitem
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy mecze piłkarskie są bezpieczne? Specjalista nie ma wątpliwości. "Duńskie badania to potwierdzają"