Francuski biznesmen Gregoire Nitot w wieku 18 lat skończył przygodę z piłką nożną. Postawił na biznes. Dzięki temu, mając lat 43, może zacząć… karierę piłkarską. Nie jako zawodnik a jako właściciel Polonii Warszawa. Wydaje się, że po latach problemów, klub w końcu zyskał bardzo wiarygodnego partnera i może mierzyć naprawdę wysoko. Prezes firmy SII, potentata w branży informatycznej, już zainwestował 3 miliony złotych w klub z Konwiktorskiej. W jego planach i marzeniach jest nie tylko powrót do PKO Ekstraklasy, ale też europejskie puchary i wielki stadion na 40 tysięcy widzów.
Marek Wawrzynowski, WP SprtoweFakty: Dlaczego właśnie Polonia?
Gregoire Nitot: Głównym powodem jest to, że mieszkam w Warszawie, nie chciałbym inwestować w klub daleko, bo tu mi łatwiej pójść na mecz w każdy weekend. Miałem propozycję sponsorowania klubów w Polsce, SII ma biura w 14 miastach w waszym kraju. To było ogólnie moje marzenie z dzieciństwa, żeby być właścicielem klub piłkarskiego. Poza tym Warszawa ma największy potencjał, bo jest największym i najbogatszym miastem, ma większą szansę by zbudować tu silny klub niż w innych miastach. Legia nie jest na sprzedaż, a poza tym dla mnie byłaby za droga, dlatego wybrałem Polonię. Z Polonią ja się kontaktowałem. Mam dziś 43 lata, marzyłem od tym od kiedy miałem kilkanaście lat.
Nie wolał być pan piłkarzem?
Kiedyś na pewno. Grałem w podparyskim klubie Levallois-Perret, który był w IV lidze, nie udało mi się zadebiutować w pierwszej drużynie, ale jako 18-latek byłem w rezerwach. W klubie byłem 9 lat, byłem prawym obrońcą. Kiedy miałem 8-10 lat chciałem być Platinim, ale potem zakochałem się w biznesie, chciałem prowadzić firmę. Więc poszedłem na studia we Francji, do tamtejszego odpowiednika SGH. Nie miałem już czasu na grę, nauka pochłaniała go zbyt wiele. Potem mieszkałem w Rennes i grałem w klubach z 5. i 6. ligi. Grałem więc amatorsko. Natomiast gdy miałem 6, może 7 lat, po raz pierwszy pojechałem na mecz w roli kibica. Ojciec zabrał mnie na PSG. To był finał Pucharu Francji, PSG grało z Saint Etienne. Potem chodziłem z ojcem regularnie na PSG i mając 16 lat kupiłem sobie karnet, byłem na każdym meczu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Beckham wciąż ma to coś. Nie dał szans synowi w popularnej grze
Trafił pan na tworzenie się potęgi PSG.
Tak, gdy zaczynałem, tam byli zawodnicy jak Rochteau, Fernandez potem byli Valdo, Rai, Weah. Było na kogo chodzić.
Czyli zna się pan na piłce?
Nie jak nasz trener Wojtek Szymanek czy dyrektor sportowy Piotr Kosiorowski, ale myślę, że mogę powiedzieć o sobie, że się znam, od 30 lat chodzę na mecze, jestem pasjonatem. Ale najważniejsze jest to, że znam się na zatrudnianiu ludzi, budowaniu teamu, organizacji. W tym mam bardzo duże doświadczenie.
Ale co to za marzenie u nastoletniego chłopaka by być właścicielem klubu?
Oglądałem w telewizji mecze, widziałem wszystkich tych wielkich prezesów jak Silvio Berlusconi, Bernard Tapie i myślałem: "Wow, wybierasz piłkarzy, trenera, to musi być fantastyczna sprawa". Kocham biznes, lubię zarządzać, lubię rywalizację. A to jest niesamowity biznes na wielu poziomach: sport, marketing, kibice, zarządzanie stadionem, to jest wiele różnych poziomów i jest to super ciekawe.
Ma pan autorski pomysł na Polonię? Jaka ona ma być?
Rozmawiałem z ludźmi związanymi z Polonią, żeby zrozumieć specyfikę klubu, czytałem wiele książek o biznesie związanym z piłką, o tym jak funkcjonują kluby, generalnie przyswajam bardzo dużo informacji na temat funkcjonowania klubów - wywiady, artykuły, oglądam filmy na youtube. Uczę się. Mam natomiast doświadczenie w budowaniu firmy, jej departamentów, finanse, marketing, HR. Na tym się znam.
Na ścianie ma pan plakat Marlona Brando z filmu "Ojciec Chrzestny", złożył pan Polonii ofertę nie do odrzucenia?
O możliwości inwestowania w Polonię rozmawiałem już dwa lata temu, porozumiałem się z jednym z udziałowców, panem Lucjanem Siwczykiem, ale drugi udziałowiec podyktował zbyt trudne do spełnienia warunki finansowe. Potem obserwowałem Polonię, wiedziałem, że prezes Kaluba rezygnuje, jest tam dość ciężko, więc znowu wszedłem do gry. Oczywiście wiele spraw trzeba było wyprostować. Choćby udziały grup kibicowskich, które, nie inwestując, miały ogromne wpływy w klubie, mogły blokować decyzje. Gdy Polonia bankrutowała, w 2013 roku założyli stowarzyszenie, zapisali w statucie, że będą mieli dużą moc decyzyjną. Było tam kilka znanych osób publicznych, polityków. Oczywiście rozumiem ich, bali się, że przyjdzie nowy Józef Wojciechowski czy Ireneusz Król i klub upadnie. Jednak postawiłem swoje warunki i udało się dojść do porozumienia.
Z Wojciechowskim chyba nie byłoby tak źle, dawał pieniądze, gdyby nie to, że była to tylko zabawa, a nie poważne tworzenie klubu…
Tak, były poważne błędy w zarządzaniu, brak stabilizacji, zbyt częste zmiany trenerów. Wydał ogromne pieniądze, kupił bardzo dobrych piłkarzy, ale niekoniecznie było to budowanie drużyny. Drużyna to coś więcej niż tylko grupa najlepszych piłkarzy. W taki sposób jak działa pan Wojciechowski, nie da się zbudować klubu.
Był zbyt emocjonalny. A pan jest emocjonalny?
Tak, jestem, jak każdy kto angażuje się w sport. Po to inwestujemy w klub, żeby mieć emocje. Jednak lubię stabilizację, nie zwalniam ludzi pod wpływem impulsu.
Warszawa to środowisko Legii, jaki ma pan pomysł, żeby wyrwać kawałek Warszawy dla Polonii?
- Na pewno jest tu potencjał, mówi się, że nawet 400 tysięcy osób sympatyzuje z Polonią, miało z nią do czynienia, może było na meczu. Legia to klub innej kategorii, inny świat, inny poziom. Największy klub w Polsce, a Polonia to mały klubik. Ale Warszawa ma potencjał na dwa silne kluby. Polonia ma ogromną historię, zawsze przyciągała ciekawą publiczność. Z jednej strony wartości konserwatywne, z drugiej otwartość na świat, tolerancja wobec mniejszości. I w końcu inteligencja, środowisko artystyczne i tak dalej. To zawsze był klub dla wszystkich.
Ja szanuję Legię, ale jest tam wiele szalonych osób, również narodowców. Nie chciałbym takich osób na Polonii. Chciałbym, żeby naszymi wartościami były szacunek, tolerancja, miłość do swojego klubu. Żart wobec rywali tak, ale ekstremizm nie. Jesteśmy patriotami, Dumą Stolicy, kochamy swój klub, ale nie ma w naszych sercach nienawiści. Budowanie pozytywnego wizerunku. Tak to sobie wymyśliłem. Publiczność na pewno będzie się zwiększała wraz z poprawą wyników sportowych.
A jak zareagował pan na słynny baner na meczu Legii wzywający do tego, by nie inwestował pan w Polonię?
Przede wszystkim niewiele brakowało, żebym na tym meczu był. Musiałem jednak odwołać przyjazd, bo akurat wybierałem się z rodziną na wakacje do Wietnamu. Za chwilę dzwoniono do mnie z firmy, okazało się, że na naszym profilu w mediach społecznościowych rozlała się fala hejtu. To było masowe, kilka tysięcy wpisów. Ludzie się wystraszyli, nie chcieli chodzić w koszulkach z naszym logo, jeździć obrandowanymi samochodami. Mieli obawy, że będą bici. Legia to jest największy klub, ma milion followersów na facebooku, więc kilku szaleńców się znajdzie. Ale ja zachowałem spokój, bo znam dobrze kibiców. Sam byłem na takiej "żylecie" PSG mając lat naście, więc wiem, że daleko jest od pogróżek do realizacji. To bardziej forma zabawy.
I "nienawidził" pan Olympique Marsylia?
Tak właśnie było, śpiewaliśmy bardzo złe piosenki o Marsylii. Ale ja zawsze do tego inaczej podchodziłem, moje złe emocje ograniczały się do trybun. Kiedy oni grali w europejskich pucharach, chciałem, żeby wygrywali. Nigdy nie było we mnie prawdziwej nienawiści, to raczej była zabawa, zawsze wychodziłem z założenia, że po meczu można napić się piwa z kibicami innej drużyny, pogadać o piłce, pośmiać się. Jeśli Legia będzie grała w Lidze Mistrzów z drużyną z innego kraju, zawsze będę chciał, żeby wygrała. Dopóki nie będzie to PSG. Ale chodziłem na mecze ze Sportingiem czy Borussią Dortmund.
Cze te akcje chuliganów Legii pana nie wystraszyły?
Bardziej zszokowały, że w ogóle coś takiego ma miejsce. W pewnym momencie, gdy do firmy wysłano wydrukowane pismo z pogróżkami, żebym uważał na swoje dzieci, można powiedzieć, że już zrobiło się poważnie. Mam trójkę dzieci w wieku 3, 8 i 12 lat, więc to była już poważna sprawa. Zgłosiliśmy sprawę na policję, ale wszystko samo przycichło.
I na tym się skończyło?
Tak, w firmie mamy bardzo wielu kibiców Legii, wszyscy bardzo mi gratulowali kupna klubu, dostałem od fanów Legii pełno pozytywnych reakcji, rodzice dzieci w mojej szkole podchodzili i mówili, że się cieszą, życzyli powodzenia. Podchodzili nawet ludzie z Żylety i mówili, że czekają na derby w Ekstraklasie. Pewnie i bez tego bym się podjął, bo mówiłem, że to moje marzenie. Ale te pozytywne reakcje mnie uspokoiły.
Z drugiej strony mieszka pan w Polsce od lat, więc chuligańskie wybryki nie są chyba dla pana nowością.
Jednak gdy pierwszy raz przyjeżdżałem do Polski, to były inne czasy. W Warszawie byłem pierwszy raz w 2000 roku. Przyjechałem na wymianę z Erasmusa, mieszkałem w domu studenckim przy SGH. Był to wtedy inny kraj, w centrum stało ledwie kilka wieżowców, Elektrim (Chałubińskiego 8), Mariott czy Hotel Forum. Potem wróciłem do Paryża, mieszkałem trochę w Madrycie i w 2006 roku, mając 30 lat, przyjechałem do Polski. Miałem tu dziewczynę.
Obecnie żonę?
Jednak nie. Gdy przyjechałem okazało się, że już nie jesteśmy razem. Moją żonę poznałem niedługo później. Ale wtedy miałem w ogóle super wspomnienia z Polski, chciałem też założyć firmę, a widziałem w Polsce bardzo duży potencjał do rozwoju. Mój pierwszy pracownik w SII był fanem Polonii i zabrał mnie na mecz. Pierwsze skojarzenie było takie, że w porównaniu do PSG to dość mały klub. Ale poważnie mówiąc, był to mecz z Jagiellonią, było fajnie, kupiłem sobie szalik. Kolega po meczu poprosił, żebym po wyjściu ze stadionu go nie zakładał.
Patrzyłem na pański plan. Z jednej strony jest bardzo odważny, z drugiej bardzo ostrożny. Choćby to, że liczy pan, że do Ekstraklasy Polonia wróci za 9 lat. Dużo.
Tak, jestem realistą. Oczywiście jeśli wrócimy za 5,6 lat, będziemy na to gotowi. Awans z 3 ligi do 2 jest bardzo trudny, nawet jeśli masz duży budżet, to bardzo trudna liga, bo jest kilka klubów z ambicjami. Budowa silnego teamu to nie jest takie "pstryknięcie palcem". To poważne wyzwanie. Dlatego nie stawiałem dyrektorowi sportowemu i trenerowi żadnego ultimatum. Na pewno nie będzie łatwo.
Trochę pomógł wam koronawirus, dzięki temu nie spadliście.
Można tak powiedzieć. Z drugiej strony nie mogłem się doczekać meczów. Inna sprawa jest taka, że trzeba płacić trenerowi, pracownikom, a nie zarabiamy. Nie ma kosztów związanych z organizacją meczów, ale nie ma dochodów. Żałuję, bo nie mogłem się doczekać.
Ma pan jakąś wizję gry? Jakiś "idealny obraz gry"?
Wolę trenerów, którzy dostosują się do zawodników niż trenerów dostosowujących zawodników do preferowanego systemu. Lubię elastyczność. Chcę mieć wynik i dobrą grę, ale jeśli mam wybierać, wolę brzydkie 1:0 i piękne 3:4.
Sport to wynik?
Tak, Francja wygrała mundial, choć to Belgia grała pięknie. Styl Deschampsa wygrał. Oczywiście piękna piłka jest pożądana. Dam jednak prosty przykład. Lubię oglądać Legię, bo fajnie gra. Ale nie jestem jej fanem, więc fajnie patrzy się na jej styl bez względu na wynik. Będąc właścicielem Polonii, interesuje mnie wynik. Jeśli będziemy grali beznadziejnie i w 93. minucie meczu strzelimy beznadziejną bramkę, która da nam awans to będę, skakał z radości.
Wróćmy do pana planu na Polonię. Wierzy pan w ten stadion Polonii na 40 tysięcy?
To marzenie.
Gdzie jest granica między marzeniem a spojrzeniem realistycznym?
Na razie nasz stadion wystarczy, trzeba trochę poprawić, wyremontować, poprawić catering i tak dalej. Małe sprawy. Na najbliższe 3,4 lata stadion jest super. Ale potem zmieniają się wymagania PZPN, na Ekstraklasę na pewno taki stadion nie wystarczy. Na Ekstraklasę stadion 15 tysięcy będzie okej, ale na puchary europejskie już nie.
Wysoko pan mierzy.
Owszem, ale tu już wchodzimy w sferę marzeń. Duży stadion to dużo lóż biznesowych, to zapewnia klubowi funkcjonowanie na wyższym poziomie. Na pewno ponad dwumilionowe miasto jest w stanie bez problemu zapełnić 40-tysięczny stadion. Ale mi się marzy klub, który będzie przyciągał rodziny z dziećmi, gdzie będzie dobry catering, możliwość fajnego spędzenia czasu z rodziną w sobotę po południu. Jeśli jednak mówimy o dużym stadionie, to więcej zależy od miasta. Teraz jednak nie ma o czym mówić, musimy grać wyżej.
Czyli pańskim celem jest przywrócić Polonii wiarygodność.
Tak, wiarygodność oraz niezależność. Klub musi być niezależny od miasta ale i od kaprysu właściciela, musi być sprawnie prowadzonym przedsiębiorstwem. Bo Polonia była 111 lat przede mną i mam nadzieję, że zostanie setki lat po mnie. A jeśli stworzymy klub w Ekstraklasie, który będzie grał w Europie, to będzie wspaniale. Jednak na razie zejdźmy na ziemię i rozwiążmy bieżące problemy.
Czytaj także:
Oficjalnie: Gregoire Nitot właścicielem Polonii Warszawa
Kibice zachęcają francuskiego biznesmena, by zainwestował w Polonię