Wiele lat temu miałem okazję porozmawiać z właścicielem jednej z wielkich firm z południa Polski, z okolic Krakowa. Był wielkim fanem futbolu w najróżniejszym wydaniu, dawał nawet pieniądze na piłkę, ale niekoniecznie naszą.
- A dlaczego nie dorzuci się pan do Wisły albo Cracovii? - zapytałem.
- Ale po co mi bojkoty moich towarów? Jakieś komentarze w Internecie? - odparł.
Smutne, ale prawdziwe. Atak na sponsora jakiegokolwiek klubu to tworzenie wrogiej atmosfery dla wsparcia biznesu, działanie na szkodę polskiej piłki. Nie lokalnego rywala, ale całej polskiej piłki.
Kibice Legii Warszawa wywiesili w niedzielę podczas meczu z ŁKS (3-1 - przyp. red.) na swojej trybunie transparent w języku francuskim, o treści: "Panie Nitot, nie jest jeszcze zbyt późno żeby się wycofać. Masz jeszcze klientów, przedsiębiorstwo jeszcze funkcjonuje dobrze". To oczywiście odezwa do francuskiego biznesmena, potencjalnego sponsora Polonii Warszawa.
Ta zawoalowana groźba to efekt tego, że przez wiele lat nie udało się pozbyć z trybun chuliganów. Zasada jest prosta - im mniej pieniędzy, tym słabsza piłka, tym mniejsze zainteresowanie zwykłych ludzi i tym lepsza pozycja chuliganów. Chuligani piłkarscy, atakując biznes, bronią własnej pozycji. Już to było przerabiane w Krakowie. Kibice płaczą, że żaden poważny biznesmen nie chce wejść w Wisłę, że miasto nie chce z Wisłą negocjować. A to przecież nic innego jak efekt wieloletniego terroru chuliganów popieranych przez znaczną grupę "zwykłych kibiców". Chuligani rozpychają się w każdym klubie, próbują podkreślać swoją rolę, odstraszają od piłki przedstawicieli klasy średniej, ściągają piłkę w dół.
ZOBACZ WIDEO: Nowy inwestor w Polonii Warszawa? "Ta sytuacja pokazuje, dlaczego wielki biznes nie wchodzi do polskiego futbolu"
Dziś wizerunek futbolu jest wciąż zły. Piłka kojarzy się milionerom z korupcją, z zadymami, z niskim poziomem, w końcu ze studnią bez dna. Sparzył się na niej Krzysztof Klicki, sparzył Zbigniew Drzymała, właściciele ITI, Bogusław Cupiał, Józef Wojciechowski. Oczywiście każdy z nich w jakimś stopniu - czasem dużym - z własnej winy, jednak przede wszystkim byli to ludzie, którzy wyłożyli na piłkę ogromne pieniądze i nie mieli z tego nic poza prestiżem. Dlaczego ktoś, kto całe życie pracował ciężko na firmę, miałby wspomóc piłkę?
Żeby było jasne, nie chodzi tylko o transparent. Wcześniej była zorganizowana akcja w Internecie przeciwko firmie Nitota. Ludzie wzruszali ramionami, że to tylko "kilku idiotów", że nikogo to nie obchodzi. Okazało się, że idiotów nie jest kilku, jest ich zacznie więcej. Chuliganów nie traktuję w kategoriach żenujących postaci, choć oczywiście nimi są. Raczej to groźne zjawisko, którego należałoby się pozbyć. Zakazy stadionowe za wywieszanie transparentów? Tak, jak najbardziej. Jeśli to pomoże wyeliminować terror chuliganów, trzeba to zrobić.
Największe rozczarowanie to postawa ludzi mających spore zasięgi w mediach społecznościowych. Bagatelizują zjawisko, traktują je w kategoriach żartu, dolewają w ten sposób paliwo do chuligańskiego ognia, stają się nieświadomie ich wspólnikami. Idealnym przykładem jest komentarz europosła Koalicji Obywatelskiej Andrzeja Halickiego, który upojony atmosferą na trybunie vipowskiej przy Łazienkowskiej napisał: "Jaki wstyd? Ładnie po francusku... Kulturalne zaproszenie do analizy biznesowej.. :)".
Osoby publiczne powinny czuć większą odpowiedzialność za słowa. Halicki najwyraźniej uważa, że to był świetny żart, bo ani nie przeprosił, ani nie wyjaśnił, ani komentarza nie skasował. Kompletny brak zrozumienia sytuacji.
PS. Drugi transparent, który tego dnia wywiesili kibice Legii, brzmiał "Kisiel won z Legii". Jakub Kisiel to zaledwie 17-letni młodzieżowy reprezentant Polski, defensywny pomocnik, który przyszedł właśnie do klubu z Łazienkowskiej z zespołu lokalnego rywala, Polonii. Warto jednak podkreślić, że ataki chuliganów nie ograniczają się do wywieszania transparentów czy obraźliwych komentarzy w Internecie. Krótko przed tym został zaatakowany przez grupkę chuliganów z Łazienkowskiej, tym razem fizycznie. Był z rodzicami i młodszą siostrą. Mam nadzieję, że nie musi stać się nic poważnego, żeby pan Halicki i inne osoby publiczne zrozumiały, że sprawa wymaga zdecydowanego działania a nie żarcików na Twitterze.