#DziałoSięWSporcie. Puchar, z którego spływała krew

Betonowa ściana runęła i przygniotła uciekających kibiców. Zginęło 39 osób. Ci, którzy przeżyli, wspominają, że to był atak partyzantów. Dwie godziny po tej tragedii rozgrywa się finał Juventus - Liverpool.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
W 1985 roku w Heysel doszło do tragedii Getty Images / David Cannon/ALLSPORT / W 1985 roku w Heysel doszło do tragedii
Miał to być najlepszy dzień w karierze Zbigniewa Bońka. Jego Juventus gra z Liverpoolem o Puchar Europy. Na drodze do finału turyńczycy wyeliminowali m.in Grasshopper, Spartę Praga czy Girondins Bordeaux. O trofeum grają z Anglikami na brukselskim Heysel. Kiedy piłkarze w szatni szykują się do wyjścia na murawę, na stadionie rozgrywają się dantejskie sceny. W końcu słyszą potężny huk.

Śmierć na stadionie

- Po wejściu na boisko zobaczyliśmy totalny chaos. Na murawie było pełno ludzi. Wielu kibiców Juventusu biegało z paniką w oczach. Szukali bliskich, znajomych, wołali o pomoc - mówi Boniek. Jeszcze nie wszyscy zdają sobie sprawę, z tego co się wydarzyło. Angielscy kibole z butelkami i metalowymi prętami szturmem ruszyli na kibiców Juventusu. Włosi w rozpaczliwej ucieczce napierali na mur będący krawędzią trybuny. Betonowa ściana przestarzałego stadionu runęła i przygniotła uciekinierów. Jest 29 maja 1985 roku.

- W miejscu, gdzie runął mur, kłębili się ludzie. Leżeli jeden na drugim, ściśnięci, bezskutecznie próbowali się oswobodzić - dodaje "Zibi". W katastrofie Heysel ginie 39 osób, wśród nich 10-letni chłopiec. Ponad 600 rannych kibiców. Ci, którzy przeżyli, wspominają, że to był atak partyzantów, śmierć na stadionie.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy mecze piłkarskie są bezpieczne? Specjalista nie ma wątpliwości. "Duńskie badania to potwierdzają"

Po dwóch godzinach policja zaprowadza porządek. Jednak mecz nie zostaje przełożony. Zszokowani piłkarze muszą grać minuty po tragedii. O 21:40 sędzia rozpoczyna finał. Boniek mówi, że trzeba go było "rozegrać przede wszystkim w głowach".

W 58. minucie Polak pędzi na bramkę "The Reds". Tuż przed polem karnym fauluje go Gary Gillespie, ale arbiter dyktuje rzut karny. Wykorzystuje go Michel Platini. Te trafienie decyduje o zwycięstwie. Juve sięga po pierwszy Puchar Europy.

Dzień później prasa opisuje wielką tragedię Heysel. Włoskie gazety piszą o masakrze i tragedii. Papież Jan Paweł II wysyła wiadomość do arcybiskupa Turynu. Anglicy kolejny raz są wściekli na "hooligansów". A rząd Margaret Thatcher przeznacza rodzinom ofiar 317 500 dolarów. Angielskie zespoły zostają wykluczone z europejskich pucharów na pięć lat, a Liverpool na sześć.

Belgijska policja wszczyna śledztwo. Ukarano kilkunastu kibiców "The Reds", ale podkreślono także, że błąd popełnili organizatorzy, którzy wybrali na miejsce finału przestarzałe Heysel. Stadion został wybudowany w 1930 roku. Nie spełniał najnowszych norm bezpieczeństwa, wymagał szybkiego remontu.

Dwa mecze Bońka

Za zwycięstwo nad Liverpoolem zawodnicy Juventusu dostają gigantyczną premię. Po 100 tysięcy dolarów na głowę. Na tamte czasy to potężna kwota. Boniek od razu przekazuje ją rodzinom ofiar. - Nigdy tego nie żałowałem. Postąpiłem tak, jak podpowiadały mi serce i rozum - mówi Boniek.

"Zibi" nie ma czasu, by cieszyć się pucharem. Dzień później gra z Polską w eliminacjach mistrzostw świata. 18 godzin po finale z Liverpoolem, rozgrywa mecz z Albanią w Tiranie. W 24. minucie zdobywa zwycięską bramkę. To mocno przyczynia się do awansu Biało-Czerwonych na turniej. Po bezbramkowym remisie z Belgią we wrześniu Polacy są już pewni wyjazdu na mundial w Meksyku.

Źródła: "Super Express", "Futbol.pl", "Corriere della Sera"

Inne teksty z serii #DzialoSieWSporcie.

Sprawdź też nasze cykle Sportowe rewolucje i Pamiętne mecze.

Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×