Islandia pokonała koronawirusa. Liga wróci z kibicami w czerwcu

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Patryk Hryniewicki
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Patryk Hryniewicki

- Wszystko wraca do normalności. A wydawało mi się, że będzie gorzej i Islandczycy nie będą przestrzegali obostrzeń - mówi Patryk Hryniewicki, piłkarz II-ligowego Leiknir.

W tym artykule dowiesz się o:

Islandczycy dumnie ogłosili, że pokonali koronawirusa i wracają do gry z kibicami na trybunach. 13 czerwca ruszy pierwsza kolejka islandzkiej ekstraklasy, tydzień później rozpoczną się mecze niższych ligi. Od początku roku na wyspie potwierdzono 1803 przypadki zakażeń.

Kolega na kwarantannie

- Wszystko wraca do normalności - mówi nam Patryk Hryniewicki, piłkarz II-ligowego Leiknir. - W tym tygodniu otwarto baseny, od poniedziałku znowu będziemy mogli chodzić do siłowni. W restauracjach nadal są limity osób, trzeba zachować bezpieczny dystans. Ale do sklepów może wchodzić coraz więcej osób. Wszędzie trzeba dezynfekować ręce - dodaje 20-latek.

Ku zaskoczeniu Polaka, Islandczycy od samego początku problem potraktowali poważnie. - Wydawało mi się, że będzie gorzej. Że Islandczycy nie będą przestrzegali obostrzeń. Tymczasem każdy utrzymywał dwumetrowy dystans. Wystarczyło nieco się zbliżyć, na 1,5 metra i już każdy zwracał uwagę. Przestrzegano dezynfekcji rąk w sklepach i limitu osób - tłumaczy Hryniewicki.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy mecze piłkarskie są bezpieczne? Specjalista nie ma wątpliwości. "Duńskie badania to potwierdzają"

I dodaje: - Nikt z moich bliskich nie zachorował. Jeden kolega z drużyny wylądował na kwarantannie, ale okazał się zdrowy. Na początku nie mogliśmy korzystać z szatni, przyjeżdżaliśmy na zajęcia ubrani w stroje sportowe i trenowaliśmy w siedmioosobowych grupach. Od półtora tygodnia spotykamy się już pełnym składem. Otwarto szatnie.

W wyniku choroby COVID-19 zmarło na wyspie dziewięciu Islandczyków. Dziesiąta ofiara to turysta z Australii. Sytuacja związana z pandemią jest niemal całkowicie opanowana. Większość zakażonych wyzdrowiała, chore pozostały tylko dwie osoby.

Rząd chce robić testy turystom

- Islandczycy to odporne społeczeństwo, choć często wcale nie prowadzą zdrowego trybu życia - mówi nam Piotr Giedyk, dziennikarz "IcelandNews.is", który prowadzi także fanpage "Piłkarska Islandia". - Mamy tu duży odsetek ludzi z nadwagą (68 proc. mężczyzn - przyp. WP) oraz dużo osób z otyłością. W Islandii wypija się spore ilości alkoholu, głównie piwa - wylicza.

- Mimo wszystko choroby omijają Islandczyków. Sądzę, że w przypadku COVID-19 kluczowa jest kwestia bardzo zdrowego powietrza oraz mała popularność papierosów w kraju. Między innymi te dwa czynniki mocno odbijają się na stanie i formie naszych płuc - zastanawia się Giedyk.

Rząd już szykuje się do odmrażania turystyki. Chce zwolnić przyjezdnych z 14-dniowej kwarantanny i robić im darmowe testy od razu na lotnisku lub promie. - Wiele osób, w tym lekarze, krytykuje ten pomysł. Uważają, że rząd za wszelką cenę chce rozruszać branżę i naraża mieszkańców na ponowne zachorowania. A turystyka zagraniczna i tak będzie do końca tego roku znikoma - opowiada dziennikarz.

Imponująca frekwencja

Islandczycy od razu będą mogli wejść na stadiony i dopingować swoje kluby. Pierwsze kolejki mają odbyć się z liczbą widzów ograniczoną do 1000. Stadiony będą podzielone na strefy. Podobne rozwiązanie zastosowano na Wyspach Owczych. Z kolei w lipcu planowane jest wpuszczanie już nawet 2000 osób.

- Liczymy, że w połowie sierpnia liczba gromadzących się osób zostanie już zdjęta całkowicie, bo dużo osób liczy na odłożone w czasie koncerty, a to pozwoli również na większe frekwencje na stadionach piłkarskich. Na topowe mecze przychodzi po 3000 widzów - mówi Giedyk.

Frekwencja jest imponująca. Populacja całej Islandii liczy ponad 360 tys. osób. Jest zbliżona do liczby mieszkańców Bydgoszczy. - Gdy graliśmy w ekstraklasie, na mecze naszego klubu przychodziło nawet 1000 ludzi. Odkąd spadliśmy było to już 400-500 osób - wyjaśnia Hryniewicki.

Wskutek pandemii koronawirusa sezon piłkarski w Islandii ruszy z opóźnieniem. Planowo pierwsze mecze miały odbyć się w kwietniu, a ostatnie najpóźniej w październiku. Tym razem rozgrywki mogą zakończyć się dopiero w listopadzie. A wtedy piłkarzy może zaskoczyć już sroga islandzka zima.

- Największym problemem w przypadku surowszych warunków pogodowych będzie przemieszczanie się po wyspie, transport piłkarzy np. z Akureyri do Reykjaviku. Same stadiony są już w większości dobrze przygotowane, sztuczna murawa pozwala na nieco więcej niż w przypadku naturalnego boiska. Są też małe zadaszone stadiony, gdzie w najgorszym wypadku również można rozgrywać mecze - tłumaczy Giedyk.

Polskie kluby pomagają branży hotelarskiej

Jak Łukasz Cieślewicz wyprzedził Roberta Lewandowskiego. Pierwszy polski gol podczas pandemii

Źródło artykułu: