Cały czas czerwono-niebiescy są ekipą, która balansuje na granicy grupy mistrzowskiej i spadkowej. W piątek przypadło im rozegrać pierwszy ligowy mecz w Polsce po zawieszeniu rozgrywek. W starciu ze Śląskiem we Wrocławiu objęli prowadzenie w 83. minucie dzięki trafieniu Felicio Browna Forbesa, ale prowadzenia nie dowieźli.
- Kolejny szalony mecz. Byliśmy dużo lepszym zespołem. Dominowaliśmy, stwarzaliśmy lepsze sytuacje, ale tak się czasem zdarza. Straciliśmy dwa punkty. Trzeba wygrywać w kolejnych meczach. Następny jest w niedzielę i trzeba tam pokazać co najlepsze - ocenił prawy obrońca Fran Tudor.
Dla ekipy z Częstochowy dyskusyjny był rzut karny podyktowany w 90. minucie. Tomas Petrasek zdaniem sędziego Jarosława Przybyła faulował Roberta Picha, choć decyzja o jedenastce zapadła dopiero po konsultacji z wozem VAR.
ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Simon nie wierzy w reżim sanitarny na stadionach. "Życzę powodzenia temu, kto będzie miał nad tym zapanować"
- Jeżeli to było sprawdzone przez VAR, sędzia musiał się czegoś dopatrzeć. Ja wiem, że kryłem piłkę, nie chciałem przegrać pojedynku z silnym Robertem Pichem. W tym momencie nie skojarzyłem, czy to on czy Exposito. Poszedłem na 100 procent do tego pojedynku. Cały mecz walczyłem bark w bark i tak samo podszedłem do tej sytuacji. Wiadomo, moja ręka była na poziomie jego głowy, ale Robert sam powiedział, że go nie trafiłem. Cóż, muszę to uszanować. Sędzia podejmuje decyzje, a ja jestem od grania - przyznał z pokorą kapitan Rakowa Częstochowa.
Trener Marek Papszun mówił na pomeczowej konferencji prasowej, że jest zadowolony z tempa gry jego drużyny. Rakowowi przytrafiło się parę niedokładnych zagrań, ale z tego akurat zawodnicy nie robią tragedii.
- To się zdarza przy wyprowadzaniu piłki. Czasem chcesz przeprowadzić kontrę, nie zrozumiesz się z kolegą... bywa. Błędy to część gry. Trzeba ich popełniać jak najmniej. Ale jestem rozczarowany. Nie chcę mówić o sędziowaniu, ale... tak, jestem bardzo rozczarowany. Powinniśmy to wygrać - skomentował Tudor.
Beniaminek PKO Ekstraklasy po remisie we Wrocławiu ma 37 punktów, a więc trzy oczka straty do ósmej Jagiellonii. Dlatego tym bardziej zespół żałuje, że nie zgarnął kompletu punktów w piątek.
- Prowadziliśmy 1:0, mieliśmy już prawie wygrany mecz i po takiej sytuacji straciliśmy bramkę. Śląsk miał sytuacje w pierwszej połowie, a świetna interwencja Kuby Szumskiego nas uratowała. Nie dziwię się, że atakowali, że byli groźni. W końcu aktualnie są trzecią drużyną tabeli. Ale my mimo tego byliśmy zdeterminowani, by wygrać. Świetnie wyglądaliśmy fizycznie - podkreślił Petrasek.
Kompletu punktów Raków będzie więc szukał w niedzielę na "swojej" GIEKSA Arenie w Bełchatowie. Tam zespół trenera Papszuna podejmie ostatni w tabeli ŁKS Łódź.