II liga: Widzew Łódź - awans mimo gry. Plan wykonany, choć niektórzy twierdzą inaczej

Materiały prasowe / Widzew.com / Na zdjęciu: oprawa kibiców podczas meczu Widzewa Łódź
Materiały prasowe / Widzew.com / Na zdjęciu: oprawa kibiców podczas meczu Widzewa Łódź

"Droga przez mękę", "Wyścig żółwi", "Najbrzydszy awans świata" - takie hasła padają po tym, jak Widzew Łódź zrealizował cel i wywalczył prawo gry w Fortuna I Lidze. Ale ten sezon wszyscy w tej części miasta będą chcieli jak najszybciej zapomnieć.

Powrót na zaplecze PKO Ekstraklasy zajął ekipie z al. Piłsudskiego pięć lat. W międzyczasie zmieniło się wszystko - od właścicieli, przez piłkarzy, trenerów, po stadion, który - jeśli tylko jest to możliwe - na meczach Widzewa Łódź wypełnia się szczelnie do ostatniego miejsca. Ktoś powie: warunki wymarzone do tego, by nawiązać do czasów świetności sprzed dwóch czy trzech dekad. Okazuje się jednak, że pokonanie poszczególnych stopni jest trudniejsze niż się wydaje.

Po tym, jak w kuriozalny sposób w sezonie 2019/2020 widzewiacy zaprzepaścili szansę na awans do Fortuna I Ligi, w klubie doszło do prawdziwego trzęsienia ziemi. Stery objęła Martyna Pajączek, która postawiła na trenera Marcina Kaczmarka - "specjalistę od awansów". Do wyższych lig wprowadzał takie kluby jak m.in. Lechia Gdańsk, Olimpia Grudziądz czy Wisła Płock.

Specjalista od awansów

- Znamy się już trochę z trenerem Kaczmarkiem, bo co jakiś czas na siebie wpadamy np. jako rywale w meczach ligowych. To szkoleniowiec ze znakomitym warsztatem i odzwierciedlenie jasności wizji. Był pierwszym wyborem, dużo sobie po tej współpracy obiecuję. Liczę, że będzie w stanie swoje pomysły dość łatwo przekazać zawodnikom. To trener młodego wieku, ale już z licznymi awansami na koncie - tak anonsowała Kaczmarka prezes Pajączek.

ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Ośrodek Legia Training Center oficjalnie otwarty. Obiekt robi wrażenie!

Oboje chcieli nieco ostudzić zapały całego widzewskiego środowiska, które wciąż często żyje historią i meczami z Liverpoolem, Manchesterem United, Broendby i innymi w europejskich pucharach. To myślenie często przysłaniało najważniejsze i najprostsze fakty, jak choćby ten, że w najbliższej kolejce drużynę czekały mecze nie z europejskimi czy nawet polskimi potentatami, a ze Skrą Częstochowa, Legionovią Legionowo czy Zniczem Pruszków.

W tym miejscu wypada też dopisać frazę "z całym szacunkiem dla tych klubów", ale to chyba oczywiste. Zwłaszcza, że ze wszystkimi tymi drużynami w rundzie rewanżowej II ligi czerwono-biało-czerwoni przegrali, i to na własnym stadionie. Każda z tych drużyn podeszła do meczu w Łodzi z szacunkiem do rywala, ale i misją wykonania swojego zadania. Okazuje się, że na samo hasło: "Widzew" nikt się nie położy.

To właśnie próbowali przekazać od początku swojej pracy prezes Martyna Pajączek i trener Marcin Kaczmarek. Ileż to razy słychać było: "pamiętajmy, w którym miejscu jesteśmy", "rozmawiamy tylko o tym sezonie". Zresztą trudno w kraju o ludzi bardziej doświadczonych na drugim czy trzecim poziomie rozgrywkowym w Polsce.

- To niełatwa liga i do tego bardzo wyrównana. Pracuje w niej coraz więcej trenerów, którzy wcześniej byli obecni na wyższych poziomach rozgrywkowych. W ogóle skurczył się rynek, bo w ekstraklasie jest wielu obcokrajowców, a nasi szkoleniowcy gdzieś muszą pracować. Widać to na przykład pod kątem przygotowania taktycznego czy fizycznego drużyn. Czasami poziom piłkarski II ligi pozostawia sporo do życzenia, dlatego trzeba się w niej odnaleźć. Oczywiście należy ją szanować, ale też zrobić wszystko, by ją wygrać - mówił Kaczmarek we wrześniu po kilku tygodniach pracy.

Nikt nie klękał przed Widzewem

Dlatego w klubie pojawili się piłkarze doświadczeni w grze nawet na poziomie ekstraklasy. Okazało się jednak, że wielu z nich lata świetności ma już za sobą, a samo nazwisko Możdżeń, Wołąkiewicz czy Pawłowski to za mało. Do niego trzeba było dołożyć dobrą dyspozycję na boisku. Tego często brakowało.

O tym, że zaufanie kibiców zostało mocno nadszarpnięte, pisaliśmy już na początku lipca. Podczas sobotniego meczu ze Zniczem Pruszków mieliśmy tego dobitny przykład. Choć cały czas gorąco dopingują "łódzki Widzew", niekoniecznie chcą już wspierać wszystkich piłkarzy (którym kazali po awansie wyp.....lać), a nawet trenera czy zarząd (których żegnali transparentami).

- To był mecz, który przebiegał w całości pod nasze dyktando, ale nie potrafiliśmy wykorzystać swoich sytuacji, momentami waląc głową w mur. Znicz zagroził nam raz i zdobył po tej akcji bramkę. Później w nasze szeregi wkradła się nerwowość, bo wiedzieliśmy jak ważne jest to dla nas spotkanie. Brakowało nam ostatniego podania, nie pamiętam spotkania, w którym mielibyśmy tyle dośrodkowań. Nie zmienia to faktu, że przegraliśmy i nie tak chcieliśmy awansować do I ligi. Jest mi przykro, że nie zdołaliśmy wygrać i uradować naszych kibiców, ale Widzew zrealizował swój cel, jest w I lidze i nikt mu tego nie zabierze - podkreślił po meczu Marcin Kaczmarek.

Choć brzmi to trochę kuriozalnie, Martyna Pajączek, Marcin Kaczmarek i piłkarze Widzewa zrealizowali cel. Przed sezonem było powiedziane, że ma być I liga i oto jest. Po raz kolejny zadziałała kobieca intuicja, a Kaczmarek potwierdził, że "umie w awanse". O stylu za jakiś czas mało kto by pamiętał, gdyby nie to, co wydarzyło się po ostatnim gwizdku.

Hałas zamiast ciszy

Prawdopodobnie byłby to awans, na który spuszczonoby zasłonę milczenia. A tak przez skandaliczne zachowanie tych, którzy wbiegli na boisko (nie wiadomo, czy można ich nazwać "kibicami", "kibolami" a może "bandytami"), zaczęli wyrywać piłkarzom koszulki, a niektórych policzkować, w Polskę poszedł kolejny raz sygnał, że w Widzewie jest potężny bałagan.

- Styl nie był najlepszy, nie dominowaliśmy przez całe rozgrywki, męczyliśmy się do ostatniej kolejki i musieliśmy liczyć na inne drużyny, które pomogły nam awansować. Wydaje mi się, że presja była głównym czynnikiem, który sprawił, że gra nam się nie układała. Popełnialiśmy dużo błędów w rozgrywaniu akcji ofensywnych, mimo że graliśmy na własnym stadionie. Szkoda, że wywalczyliśmy awans w ten sposób, bo było widać, że kibice byli rozczarowani - ocenił Marcin Robak. Jeden z niewielu graczy, którzy zachowali szacunek tychże kibiców.

Ktoś będzie się z tym wszystkim musiał zmierzyć w Fortuna I Lidze. Pytanie brzmi, czy nadal będzie to prezes Martyna Pajączek i trener Marcin Kaczmarek, bo teraz przyjdzie czas podsumowań i rozliczeń. Musi to nastąpić bardzo szybko, bo w tym roku przerwa między sezonami jest bardzo krótka. Zanim Widzew wróci do upragnionej Ligi Mistrzów, czy ekstraklasy, będzie musiał się zmierzyć z solidnymi pierwszoligowymi drużynami. A przede wszystkim z samym sobą, bo na razie z każdym kolejnym tygodniem w klubie jest więcej pytań niż odpowiedzi.

Źródło artykułu: