Poznaniacy dobrze rozpoczęli mecz na Dialog Arena. Dominowali i stwarzali sytuacje. Wreszcie jedną z nich wykorzystał Robert Lewandowski. Wydawało się, że tak dobrze grający Lech nie da szans Wiśle. - Pierwsze 25 minut było naprawdę dobre. Graliśmy to, co założyliśmy sobie w szatni - przyznaje w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl Bartosz Bosacki.
Jednak później do głosu zaczęła dochodzić Wisła, aż wreszcie doprowadziła do wyrównania. - Po tych 25 minutach coś się zacięło i wyglądało to coraz gorzej. Druga połowa - trzeba to powiedzieć szczerze - nie była dla nas dobra. Dotrwaliśmy jednak do końca, chociaż w 90. minucie Krzysiek Chrapek mógł rozstrzygnąć losy meczu - dodaje reprezentant Polski.
Jacek Zieliński założył sobie, że jego drużyna nie zaatakuje Wisły od pierwszego gwizdka sędziego, lecz spokojnie będzie czekała na swoją okazję. - Wisły nie można zaatakować od pierwszych minut. To jest mistrz Polski. Gra piłkę na dobrym poziomie i nie można się na nią rzucić. My mieliśmy grać konsekwentnie, po ziemi i do 25. minuty jakoś to wychodziło. Później, gdy zaczęliśmy grać długą piłką, nasza gra nie wyglądała tak jak chcieliśmy - mówi Bosacki.
Ostatecznie po regulaminowym czasie gry był remis 1:1. Jednak jako że w Superpucharze nie ma dogrywek, sędzia Paweł Gil od razu zarządził konkurs jedenastek. Jako pierwszy podszedł do piłki Bartosz Bosacki. - Dopiero w sobotę ustaliliśmy to, że będę strzelał pierwszego karnego. Nie miałem wielkich obaw. Trochę już biegam po boisku, więc nie było stresu - kończy zadowolony obrońca Lecha.