Ernest Konon: W Kielcach jest tak, że szczęka opada

Na ostatnim sparingu Korony Kielce z warszawską Legią zjawiło się blisko 7 tysięcy kibiców. Jest to liczba, jakiej zwykle nie może osiągnąć większość polskich zespołów grających w rozgrywkach Ekstraklasy. Odkąd w stolicy Gór Świętokrzyskich powstał nowy stadion, frekwencja, jak na krajowe warunki, zawsze jest bardzo wysoka.

Artur Wiśniewski
Artur Wiśniewski

Ten stan rzeczy nie zmienił się nawet wtedy, gdy Korona zmuszona była grać w pierwszej lidze ze względu na udział w procederze korupcyjnym. Wprawdzie potrzebowała tylko jednego sezonu, by powrócić do elity, ale łatwo nie było. Kielczanie grali w kratkę, przez co tracili sporo punktów - Przyznam, że było nam niekiedy wstyd za samych siebie. Bardzo dobre spotkania przeplataliśmy bardzo kiepskimi, przez co nie do końca spełnialiśmy oczekiwania naszych sympatyków - przyznaje Ernest Konon, napastnik Korony, który w sparingu z Legią zdobył wyrównującego gola w 92 minucie (na 3:3).

- Zarówno na początku minionego sezonu, jak i w wielu momentach rundy wiosennej nasza gra była daleka od ideału. To bardzo nas bolało. Tym bardziej, że kibice wspierali nas z całych sił - chwali kielecką publiczność Konon. - Wielokrotnie powtarzałem, że na mecze lig belgijskich przychodzi sporo kibiców, a atmosfera jest naprawdę fajna. To, co jednak spotkało mnie w Koronie, trzeba nazwać wyjątkowością - przyznaje kielecki napastnik.

Jak twierdzi, bez wsparcia sympatyków kielczanom nie udałoby się wywalczyć upragnionego awansu. - Byli z nami także w trudnych chwilach, za co trzeba im podziękować. My, choć z trudem, ale wykorzystaliśmy swój potencjał. Ta mieszanka młodszych i starszych zawodników okazała się dobra. Powiem więcej, nawet bardzo dobra - kończy Konon.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×