Najpierw była porażka 0:1 z Holandią, która obnażyła wszystkie problemy polskiej kadry. Po niej Jerzy Brzęczek powiedział, że "patrząc na przeciwnika i okres, jeśli chodzi o zachowanie taktyczne i poruszanie się piłkarzy, jest zadowolony". Selekcjonera bronili niektórzy eksperci oraz przedstawiciele PZPN-u, ale jego słabych notowań u kibiców nie poprawiło nawet zwycięstwo nad Bośnią i Hercegowiną. Aż 91 procent czytelników zagłosowało w naszej ankiecie, że Brzęczek nie powinien prowadzić Biało-Czerwonych podczas przyszłorocznych mistrzostw Europy (więcej TUTAJ).
"Grzechy pierworodne"
- W tej chwili wizerunek Jerzego Brzęczka jest zły i słaby jednocześnie, ale trudno do końca oszacować skalę zjawiska - mówi nam Grzegorz Kita, ceniony ekspert ds. marketingu i konsultingu sportowego. - To związek przyczynowo-skutkowy. To nie tylko sytuacja bieżąca i prognozy przyszłości, ale też wszystko, co wydarzyło się wcześniej - dodaje.
Kita wylicza, co składa się na "grzechy pierworodne", które wpłynęły na wizerunek Brzęczka. - Już na samym początku znaczna część opinii publicznej uważała przecież, że jest trenerem wyciągniętym z kapelusza oraz nie ma kompetencji i charyzmy, żeby objąć tę posadę - analizuje i dodaje: - Sporo osób traktuje też go jako autorytatywny wybór Zbigniewa Bońka na przekór wszystkim, jakby prezes chciał pokazać, że może zatrudnić kogo chce i nie ma przy tym dyskusji. Niefortunna była też batalia o powołanie do sztabu skazanego za korupcję Andrzeja Woźniaka. To pokazało, że decydenci nie liczą się z opinią publiczną. Dopiero na te elementy nałożyła się obecna sytuacja, która na dodatek też składała się z kilku odrębnych zjawisk. Afera z "nowym Górskim", kompromitujący styl gry z Holandią (2 strzały w meczu) i dopiero potem słynne "jestem zadowolony".
Nowa edycja, stara kadra. Bez stylu
Po długiej przerwie selekcjoner i kadra nie zaskoczyły. W nową edycję Ligi Narodów weszła reprezentacja, która u nowego selekcjonera nadal wali głową w mur. Trudno zdefiniować jej styl. O jej wynikach decydują przebłyski pojedynczych piłkarzy.
- Gdyby tak fatalnego meczu z Holandią nie poprzedziła burza z biografią i wręcz głupim, groteskowym tekstem o tym, że Brzęczek jest Kazimierzem Górskim nowych czasów, to sytuacja wyglądałaby inaczej - tłumaczy Kita i dodaje: - Wtedy słowa "jestem zadowolony" nie eksplodowałyby aż tak mocno. A tak były zapalnikiem bomby i jeszcze bardziej pogorszyły wizerunek selekcjonera.
Dlatego po zgrupowaniu tak dużo mówi się o Brzęczku, a nie o całej drużynie i jej wynikach. Trener nie chce tłumaczyć też swoich decyzji, poza telewizją związkową oraz krótkimi rozmowami w telewizji przed i po spotkaniach, nie udziela się medialnie. Ostatniego dużego wywiadu udzielił... austriackiej prasie na początku tego roku. Poskarżył się na polskich dziennikarzy. Kilka miesięcy później na kanale "Łączy nas Piłka" opublikowano miniserial "Niekochani" o pierwszych miesiącach pracy Brzęczka w reprezentacji.
Kita: - Na Brzęczka wpływa też specyficzne zachowanie PZPN. Wygląda to jak syndrom oblężonej twierdzy i trener niestety dołączył do tej konwencji. Zamknął się na krytykę, zewnętrzne refleksje i porady. PZPN i Brzęczek stracili możliwość autorefleksji i całą krytykę z zewnątrz automatycznie i zero-jedynkowo odbierają jako złą i niewłaściwą. A to nakręca kolejną spiralę problemów i zachowań wizerunkowych.
Ekspert podkreśla jednak, że obecną ocenę wizerunku selekcjonera trzeba traktować jako krótkoterminową. - Bardzo prawdopodobne, że w perspektywie długoterminowej, np. za dziesięć lat będzie miał po prostu wizerunek człowieka, który znalazł się w ekskluzywnym gronie trenerów reprezentacji, na dodatek z pozytywnym bilansem meczów - mówi Kita.
900 tysięcy kibiców mniej
Prezes Sport Management Polska podkreśla też, że choć najwięcej krytyki spada na selekcjonera, to najwięcej negatywnych odczuć kibiców skupia się na PZPN-ie. - Kibice mają świadomość, że to bogata, zamożna organizacja. Dlatego nie przekonują ich tłumaczenia, że nie stać nas na innego trenera - mówi i dodaje: - Czują podskórnie, że w Polsce są lepsi kandydaci, albo że stać nas też na trenera zagranicznego. I w całej tej konfiguracji najwięcej krytyki spada na Brzęczka, ale sądzę, że kibice mają więcej negatywnych odczuć w stosunku do PZPN. Bo tak widzą problemy strategiczne całej sytuacji. Kibice czują też, że ucieka nam bez adekwatnych wyników reprezentacji era Lewandowskiego czy ogólnie era obfitości urodzaju, gdy mieliśmy czas wielu piłkarzy jednocześnie grających w poważnych klubach.
Jednak stawianie się w kontrze do kibiców i mediów oraz słaba gra odbiła się na oglądalności meczów reprezentacji. Widownia meczu Polski z Bośnią i Hercegowina była niższa o 900 tys. osób od tej w meczu z Holandią. Pierwsze spotkanie obejrzało razem 3,99 mln osób, drugie - 3,09 mln (dane za: Nielsen).
- Spadek jest bardzo wymowny - ocenia Kita i dodaje: - Nie można tego przecenić, ale nie można też zbagatelizować. Samym przeciwnikiem czy rodzajem rozgrywek tego się nie wytłumaczy. To żółta kartka dla reprezentacji. W poniedziałkowy wieczór, kiedy nie ma wielu alternatyw w telewizji, kibice uznali, że mają ciekawsze zajęcia niż oglądanie reprezentacji. Ale to się może odwrócić. Jeden lub dwa niezłe mecze o stawkę, z efektownymi akcjami i znowu będzie niezła oglądalność. Tak to już w sporcie bywa.
Bayern Monachium wraca do pracy. Najpierw testy i cybertreningi
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak bawią się hiszpańscy piłkarze