Bezbarwna pierwsza połowa Stali
Spotkanie dobrze rozpoczęli gospodarze. W 8 minucie Igor Migalewski przewrotką próbował zaskoczyć golkipera gości, ale ten był czujny w bramce. Oprócz tego uderzenia niezłą okazję miał Longinus Uwakwe, który sprzed pola karnego strzelił mocno, ale minimalnie niecelnie. To właściwie jedyne okazje Stalówki w pierwszej połowie na gola. Zielono-czarni próbowali jeszcze kilka razy szczęścia, ale bramkarz Dolcanu spokojnie odprowadzał piłkę wzrokiem za linię końcową.
Trzy akcje, dwa gole
Dolcan Ząbki w pierwszych 45 minutach gry zagroził bramce Stali trzykrotnie. Dwie z tych trzech okazji zakończyły się gola, a i ta ostatnia także powinna. Najpierw w 15 minucie w niegroźnie wyglądającej sytuacji na strzał zza pola karnego zdecydował się Grzegorz Lech. Ku zdumieniu fanów drużyny z Podkarpacia futbolówka znalazła drogę do siatki. Osiem minut później tylko cud uratował Stal przed utratą gola. Najpierw uderzył Marcin Korkuć, ale jego strzał sparował przed siebie Tomasz Wietecha, a kolejne dwie poprawki zawodników gości skutecznie wybili obrońcy przy pomocy Wietechy. Co się odwlecze to nie uciecze. Po pół godzinie gry było już 0:2. Wydawało się, że Lech nie zdoła już dograć piłki w pole karne, ale pomocnik Dolcanu spod samej linii zacentrował, a tam gdzie być powinien znalazł się Maciej Tataj i pokonał golkipera Stalówki.
Kolejne "gwoździe do trumny"
W drugiej części gry goście z Ząbek zdobyli dwa kolejne gole. Najpierw na 3:0 podwyższył Benjamin Imeh, a Stal dobił ponownie Tataj. Po golu Imeha, który mógł grać w Stalowej Woli, kibice zielono-czarnych zaczęli opuszczać już stadion. Na pewno nie tak wyobrażali sobie inaugurację sezonu w hutniczym grodzie. A Dolcan grał już spokojnie, ale nie angażował się już tak jak wcześniej w grę ofensywną. Goście spod Warszawy ograniczyli się tylko do rozbijania i tak niemrawych ataków Stalowców.
Nic nie wychodziło
Zielono-czarni atakowali, ale co z tego, skoro z tych akcji nic nie wychodziło. Stalowcy uderzali na bramkę, próbowali grać kombinacyjnie, ale poziom prezentowany przez zespół z Podkarpacia zdecydowanie odbiegał od tego pierwszoligowego. Brakowało skuteczności, ale i precyzyjności. W 80 minucie Krzysztof Trela zauważył wychodzącego na czystą pozycję Pawła Wasilewskiego, ale zamiast zagrać po ziemi, to wyrzucił napastnika Stali, aż pod linię boczną boiska i było po akcji.
Mychalczuk i… ogromne brawa
Na ostatnie dwadzieścia minut na placu gry pojawił się Jurij Mychalczuk. Ten napastnik z Ukrainy od razu chciał się pokazać. Widać było w jego poczynaniach mnóstwo ambicji. Jego kilka akcji rozbudziło nieco senną publiczność. W 93 minucie w końcu gospodarze trafili do siatki. Uczynił to nie kto inny jak Mychalczuk, który po podaniu Treli pokonał bramkarza gości z bliskiej odległości. Kibice Stali nagrodzili gorącymi brawami filigranowego napastnika. - Nie ulega wątpliwości, że Jurij miał dobre wejście na boisko - chwalił swojego podopiecznego Przemysław Cecherz.
Stal Stalowa Wola – Dolcan Ząbki 1:4 (0:2)
0:1 - Lech 15'
0:2 - Tataj 30'
0:3 - Imeh 57'
0:4 - Tataj 75'
1:4 - Mychalczuk 90'+3'
Składy:
Stal: Wietecha, Szymiczek, Wieprzęć, Maciorowski, Lebioda, Olszewski, Łagiewka, Uwakwe, Trela, Migalewski (46' Wasilewski), Salami (69' Mychalczuk).
Dolcan: Misztal, Stawicki, Hirsz, Unierzyski (87' Pawłowicz), Korkuć, Hinc, Kosiorowski, Lech, Ziajka (74' Kułkiewicz), Tataj, Imeh (67' Stańczyk).
Żółte kartki: Szymiczek, Wieprzęć, Migalewski, Łagiewka (Stal) oraz Stawicki, Tataj (Dolcan).
Sędzia: Paweł Pskit (Łódź).
Widzów: 3000.
Najlepszy piłkarz Stali: Jurij Mychalczuk.
Najlepszy piłkarz Dolcanu: Grzegorz Lech.
Piłkarz meczu: Maciej Tataj.