Kibice FC Barcelona już we wrześniu zrobili pierwszy krok w kierunku odwołania zarządu Barcelony. Wotum nieufności wraca zawsze, gdy na Camp Nou dzieją się złe rzeczy. Ostatni raz procedurę wszczęto w 2017 roku po transferze Neymara do Paris Saint-Germain. Wtedy nie zebrano jednak wymaganych podpisów. Teraz się udało.
Według przepisów, aby doprowadzić do głosowania nad wotum nieufności, należy zebrać poparcie 15 proc. wszystkich socios. Fanom udało się to zrobić z nawiązką: wymagane było 16,5 tys. podpisów, a jest ich ponad 20 tysięcy.
Może się jednak okazać, że referendum nie będzie potrzebne, a zarząd poda się do dymisji już za kilka dni. W najbliższy poniedziałek 26 października dojdzie do spotkania najważniejszych osób w klubie. "Bartomeu zapyta członków zarządu, czy chcą podać się do dymisji jeszcze przed głosowaniem" - podkreśla dziennik "Mundo Deportivo".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nowy członek w rodzinie Messiego
Za takim rozwiązaniem optuje Jordi Farre, inicjator wniosku o wotum nieufności dla prezydenta Bartomeu.
- Oczekujemy, że Bartomeu poda się do dymisji i nie będziemy musieli przeprowadzać głosowania. Powinien to zrobić. Nie będzie miało żadnego sensu angażować 20 tysięcy socios, żeby przyszli i powiedzieli mu, że musi odejść - powiedział Farre dla dziennika "Marca".
- Przegrane mistrzostwo, kompromitacja z Bayernem. Tego było już za dużo - mówił nam Michał Gajdek, zaangażowany w obalanie prezydenta socio Barcy.
Zobacz także: Lazio - Borussia. Ocenili grę Łukasza Piszczka. "Miał zły wieczór"
Zobacz także: Szaleństwo w FC Barcelona. Czterech piłkarzy z nowymi kontraktami