PKO Ekstraklasa. Wisła Płock. Airam Cabrera: W Ekstraklasie wszystko może się zdarzyć. Stęskniłem się za tym

Materiały prasowe / Wisła Płock / Na zdjęciu: Airam Cabrera po podpisaniu kontraktu z Wisłą Płock
Materiały prasowe / Wisła Płock / Na zdjęciu: Airam Cabrera po podpisaniu kontraktu z Wisłą Płock

- Uważam, że ludzie w Polsce są bardziej świadomi tego, z jakim ryzykiem i zagrożeniem wiąże się koronawirus niż Hiszpanie - mówi nam Airam Cabrera. Hiszpański piłkarz w czasie pandemii woli przebywać w Polsce niż w ojczyźnie.

Airam Cabrera podbijał już Ekstraklasę w barwach Korony Kielce i Cracovii, dla których strzelił w polskiej lidze 30 goli w 55 meczach. Teraz wrócił do Polski po ponad rocznej przerwie i związał się z Wisłą Płock. A mógł wrócić jeszcze wcześniej. W rozmowie z WP SportoweFakty po raz pierwszy opowiedział o kulisach nieudanych rozmów z odwiecznym rywalem Pasów - Wisłą Kraków. Na początku tego roku Biała Gwiazda chciała ściągnąć go z Extremadury do Krakowa, ale transfer upadł w ostatniej chwili. – Zaryzykowałem reputację, a potem dziwne rzeczy się działy. I zostałem bez Wisły, i bez Cracovii - mówi nam 33-latek.

Justyna Krupa, WP Sportowe Fakty: Nie miał pan wątpliwości, czy opuszczać Hiszpanię w momencie, gdy na świecie trwa pandemia? Wielu zawodników rezygnuje w tak trudnych czasach z zagranicznych wojaży.

Airam Cabrera, nowy piłkarz Wisły Płock: Nie. Poza tym w Hiszpanii i tak mamy gorszą sytuację pod względem epidemicznym niż w Polsce. Dlatego nie miałem obaw przed wyjazdem, a już na pewno nie przed wyjazdem do Polski. To już mój trzeci pobyt tutaj i doskonale wiem, czego się tu spodziewać. Poza tym uważam, że ludzie w Polsce są bardziej świadomi tego, z jakim ryzykiem i zagrożeniem wiąże się kwestia koronawirusa niż Hiszpanie. I wydaje mi się, że więcej środków zapobiegawczych się tu stosuje niż obecnie w Hiszpanii.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: świetny ruch Brighton. Zobacz, co z piłką potrafi zrobić Jakub Moder

Naprawdę w Hiszpanii wciąż brakuje świadomości zagrożenia koronawirusem, po tym wszystkim, co tamtejsze społeczeństwo przeszło na wiosnę?

To zależy. Są momenty, że ta świadomość maleje. Kiedy powoli wracaliśmy do normalności po pierwszym lockdownie, sytuacja wymknęła nam się spod kontroli. Dlatego teraz rzeczywistość epidemiczna w Hiszpanii wygląda tak, a nie inaczej. Kiedy bowiem powiedziano, że teraz nastąpi "nowa normalność" ludzie nie zwrócili uwagi na słowo "nowa" i chcieli od razu wrócić do normalności. I teraz ponosimy tego konsekwencje jako społeczeństwo.

To pana drugi powrót do Ekstraklasy. Polska liga ma swoje słabe strony, ale pan zawsze do niej ostatecznie wraca.

Stęskniłem się za Ekstraklasą, bo zawsze byłem w Polsce szczęśliwy. A na poziomie czysto sportowym jest to liga, której bardzo wiele zawdzięczam. Dlatego, nawet będąc w Hiszpanii, cały czas starałem się śledzić, co się dzieje w Ekstraklasie. Można powiedzieć, że jestem na bieżąco. Robiłem to chociażby po to, żeby wiedzieć, któremu zespołowi mógłbym się ewentualnie przydać.

Jak z pana formą fizyczną? Ostatnio był pan pozbawiony rytmu meczowego.

Skończyłem sezon z Extremadurą pod koniec lipca. Potem jednak normalnie przygotowywałem się z drużyną do nowego sezonu. Jedynie ostatnio przez dwa tygodnie miałem przerwę - najpierw spowodowaną kwestiami związanymi z koronawirusem w poprzednim zespole, a potem sprawami kontraktowymi. Wcześniej cały czas normalnie trenowałem z drużyną. Owszem, potrzebuję pewnie chwilę, by dojść do optymalnej formy, ale to nie jest też tak, że przychodzę prosto z plaży.

Kiedyś chwalił pan za styl Wisłę Kraków prowadzoną przez trenera Macieja Stolarczyka. Wtedy jego asystentem był Radosław Sobolewski, z którym będzie pan teraz współpracował w Płocku. Charyzmatyczny szkoleniowiec jest znany z silnej osobowości. Mieliście już okazję pomówić o pana roli w drużynie?

Przez pierwsze dni nie miałem jeszcze okazji dłużej porozmawiać z trenerem Sobolewskim. To, co wiedziałem o stylu pracy trenera i stylu gry drużyny, wynikało więc z własnych obserwacji, ewentualnie z tego, co mówił mi Angel. Jeśli zaś chodzi o silną osobowość trenera Sobolewskiego, to jestem przyzwyczajony do pracy z takimi szkoleniowcami. Nie boję się współpracy z takimi trenerami. Tak naprawdę podoba mi się taka możliwość.

Po tym, jak zakończyła się pana przygoda z Cracovią, wrócił pan do Extremadury. To chyba był jednak trudny sezon dla pana?

Szczerze mówiąc, to był bardzo zły rok. Nie czułem się ważną częścią mojego poprzedniego zespołu. A w takiej sytuacji trudno wejść na twój szczytowy poziom. Trenerowi Extremadury najwyraźniej odpowiadał inny typ zawodników. Nie miałem tak naprawdę nawet możliwości udowodnić, że zasługuję na miejsce w pierwszym składzie. Nie ukrywam, że już wcześniej miałem chęć odejść, bo jednak jestem na takim etapie kariery, że nie mogę pozwolić sobie na takie stracone sezony jak ten ostatni. Nie czułem się ważną częścią tego projektu i nie chcę zostawać z takim poczuciem na tym etapie kariery.

W tej sytuacji jest zrozumiałe, że wraca pan do miejsca, gdzie doceniano pana umiejętności i boiskową inteligencję, czyli właśnie do Polski.

Dlatego właśnie mam taki sentyment do Polski - bo wiele pozytywnych reakcji otrzymałem od ludzi tutaj. Ale najważniejsze jest to, że tu mnie zawsze szanowano. I to doceniam najbardziej. Po tym, jak wiele sytuacji przeżyłem w futbolu, po wielu doświadczeniach, to właśnie szacunek w futbolu najbardziej doceniam. W Polsce ludzie wiedzą, co mogę dać drużynom, a ja czuję się dzięki temu bardziej komfortowo.

Pod koniec pana pobytu w Cracovii kibice rozkręcili akcję w Internecie "Airam con Cracovia", przekonując pana do pozostania. Ostatecznie jednak zdecydował się pan wrócić do Hiszpanii. Czy po tych negatywnych doświadczeniach z ostatniego roku nie żałuje pan tamtego ruchu?

Zawsze mówię, że łatwo jest wydawać opinie z pozycji felietonisty poniedziałkowej gazety. To znaczy: jak już jest po fakcie, to łatwo jest mówić, że człowiek powinien się był zachować inaczej. Generalnie jak się podejmuje jakieś decyzje, to człowiek jest przekonany, że w danym momencie jest to decyzja słuszna. Gdybyśmy mogli się przenosić w czasie, to może i podejmowalibyśmy inne. Ale żałować po fakcie nie ma co. W tamtym momencie uważałem, że to najlepsze, co mogłem zrobić. Miałem skomplikowaną sytuację rodzinną w tamtej chwili. Potrzebowałem znaleźć się blisko rodziny. Na poziomie sportowym podjąłem pewne ryzyko, ale ostatecznie względy prywatne przeważyły nad zawodowymi.

Cracovia od tego momentu zrobiła sportowo spory krok naprzód. Udało jej się sięgnąć po dwa trofea.

Cracovia jako klub ma wszystko, by walczyć o mistrzostwo Polski. Niektórych rzeczy jednak nie robi się tam dobrze. Natomiast teraz jeszcze będzie wzbogacona o nową, świetną bazę treningową w Rącznej. Do tego przecież jest to klub z fantastycznego miasta, dysponujący dużymi jak na polskie warunki pieniędzmi. Ma czym przyciągać graczy. Ma wiele, by osiągać naprawdę wielkie rzeczy. Zobaczymy, czy uda im się to wykorzystać.

Stabilizacja finansowa to jedno. Wydaje się jednak, że Pasy mają wciąż jeden problem - nie potrafią utrzymywać dłuższych relacji z zawodnikami, zwłaszcza tymi z zagranicy. Tak było choćby z pana kolegą Javim Hernandezem, który odszedł z zespołu w kontrowersyjnych okolicznościach, czy ostatnio z pana następcą Rafą Lopesem.

Nie chcę tu wydawać sądów, bo nie chcę wtrącać się tam, gdzie nikt mnie nie wołał. Ale rzeczywiście wydaje się, że w ostatnich czasach jest to pewien problem Cracovii. To, że nie potrafią utrzymać trzonu drużyny, z sezonu na sezon. Tak, by kadrowo dokonywać jedynie drobnych korekt, dwóch-trzech wzmocnień. To w Cracovii udaje się rzadko. Tam raczej co sezon są poważne zmiany personalne.

Muszę też zapytać o tę historię z niedoszłym transferem do Wisły Kraków. Był pan blisko podpisania umowy z Białą Gwiazdą. Na samym końcu negocjacji wydarzyło się jednak coś niezrozumiałego, co spowodowało ich zerwanie. Ówczesny prezes Wisły Piotr Obidziński nie chciał rozmawiać o przyczynach tamtego zakończenia rozmów. Ma pan żal do Wisły o tę sytuację?

Dziwne rzeczy się wtedy działy, to prawda. Myślę, że teraz jest ta chwila, by o tym opowiedzieć. Zapewniam, że ja w tamtym momencie byłem w fizycznej formie bez zarzutu. Dwa dni później, kiedy wróciłem już do Hiszpanii, od razu trenowałem z drużyną. A czytałem, że niby w moim przypadku pojawiły się problemy z testami medycznymi, czy Bóg wie co. To nieprawda, że miałem jakikolwiek problem fizyczny. Jeśli mnie pytasz, co tak naprawdę wtedy zaszło, to ci szczerze powiem: nie wiem. To nie z mojej strony był jakiś problem. Ale muszę powiedzieć otwarcie, że ja wtedy położyłem na szali moją reputację. Mam tu na myśli reakcję kibiców Cracovii na to, że zamierzałem odejść do zespołu ich odwiecznego rywala. Cóż, jestem zawodowcem i szukam przede wszystkim możliwości gry. W tamtym momencie Wisła mnie chciała, a mnie ta opcja wydawała się interesująca. Bardzo mi się bowiem podobało w Krakowie. Rozważałem więc taki ruch transferowy, nawet wiedząc, że kibice Cracovii mogą się na mnie wściec i nie wykazać dla tej decyzji zrozumienia. A potem nagle okazuje się, że dzieją się dziwne rzeczy i ostatecznie zostaję bez Wisły i w pewnym sensie - bez Cracovii. Wyobraź to sobie!

To nie była zresztą pierwsza tego typu historia przy transferach Wisły w czasach prezesury Piotra Obidzińskiego.

Tego działacza nie ma już w krakowskim klubie, prawda? Powtórzę: działy się tam niezrozumiałe rzeczy, których ja nie byłem w stanie kontrolować. Ja pod względem fizycznym byłem w bardzo dobrej dyspozycji.

Ostatecznie trafił pan do Wisły, ale tej z Płocka. Myśli pan, że rzeczywiście płocka ekipa jest skazana w tym sezonie na walkę o utrzymanie, czy stać ją na nieco więcej?

To jest Ekstraklasa [to Cabrera powiedział po polsku – red]. Tu wszystko może się zdarzyć. Nawet rzeczy niespodziewane. Dlatego na tym etapie nie mogę mówić o celach naszej drużyny dalszych niż wygranie najbliższego spotkania. To brzmi może banalnie, ale taka jest prawda. Jak mawia Diego Simeone, musimy kroczyć od meczu do meczu i koncentrować się na najbliższym starciu, a nie na odległej przyszłości.

Niektórzy mówią, że Wisła Płock gra prostymi środkami i że piłkarz dobrze czujący się w grze kombinacyjnej jak pan, może się trochę "marnować" przy takim stylu. Ale z drugiej strony Korona Kielce też nie grała wyrafinowanego futbolu.

Za mało jeszcze widziałem spotkań Wisły, żeby móc się wypowiadać o stylu gry zespołu. Natomiast gdy obserwowałem z trybun nasz ostatni mecz, to podobało mi się to, co zobaczyłem. Oczywiście, jest jeszcze sporo rzeczy, nad którymi będziemy pracować, ale ja jestem zawodnikiem, a nie trenerem. Przychodzę tu, by pomóc drużynie na miarę moich możliwości i zaadaptować się do sposobu gry zespołu. Jeśli moja pomoc sprawi, że będziemy jako drużyna grać lepiej - super. Ale w żadnym wypadku nie mam ambicji, by moja obecność powodowała jakąś zmianę stylu gry zespołu.

Nigdy nie ukrywał pan, że lubi analizować futbol mocniej niż przeciętny zawodnik. Podczas ostatniego pobytu w Hiszpanii rozpoczął pan w końcu kurs trenerski?

Rzeczywiście, jestem w trakcie robienia kursu trenerskiego. Ale to nie znaczy, że będę miał lepsze rozeznanie w temacie niż inni zawodnicy. Licencja trenera to tylko dokument, papier. To, że ktoś go posiada nie znaczy jeszcze, że się lepiej zna na futbolu od innych. Tak naprawdę zresztą nie wiem, co chcę robić po zakończeniu kariery. Czy rzeczywiście zostać trenerem, czy raczej iść w kierunku bycia działaczem, być może dyrektorem sportowym? Sądzę, że bardziej mnie obecnie pociąga taka praca działacza, bardziej mnie ciągnie do biura niż do roli trenera. To wiąże się z większą stabilizacją. A życie trenera to szaleństwo. Przeprowadzasz się do jakiegoś miasta z całą rodziną, a za dwa miesiące cię wyrzucają. Uważam, że bycie np. dyrektorem sportowym, wyznaczanie kierunku pracy klubu, obecnie bardziej mnie pociąga.

To może dobrze, bo ciągle się narzeka, że w Polsce brakuje kompetentnych działaczy i w wielu klubach - dyrektorów sportowych, więc jak pan się w przyszłości przekwalifikuje, to będziemy mieć jedną opcję więcej.

Oby! Dobrze byłoby móc nadal pracować w Polsce w przyszłości. Ale czasem muszę ucinać snucie takich planów, bo komuś może się wydawać, że już bardziej myślę o emeryturze, niż o grze w piłkę. A tak zdecydowanie nie jest. W Polsce jednak macie taki problem, że postrzegacie graczy po trzydziestce jako starych i to - powiem wam - trzeba zmienić. Bo zdarzało się sporo razy, że gracze po trzydziestce wyrastali w Ekstraklasie na najlepszych piłkarzy ligi. Tak było choćby z Igorem Angulo czy Flavio Paixao. A tymczasem wciąż ludzie kierują się tu stereotypowym myśleniem, że liczy się ta cyfra w dowodzie. To błąd. To nie jest żadna generalna zależność.

A jak pana pierwsze wrażenia po przenosinach do Płocka?

Z powodu zagrożenia koronawirusem i konieczności izolacji, za dużo się na razie nie przechadzałem po mieście i jeszcze nie zdążyłem go dobrze poznać. Wydaje się jednak, że to spokojne miasto, pozwalające skoncentrować się na futbolu. A na tym mi zależy. Fajnie, że mam tu hiszpańskojęzycznych kolegów w drużynie - Angela Garcię, Julio Rodrigueza. Jeśli chodzi o Angela, to poznaliśmy się już wcześniej, gdy rywalizowałem z nim będąc w Cracovii. Mamy też wspólnych znajomych. W momencie, gdy pojawiła się oferta ze strony Wisły Płock, natychmiast się z nim skontaktowałem i bardzo mi pomógł. Muszę jeszcze podkreślić, że Wisła to klub, który najlepiej ze wszystkich dotychczasowych potraktował mnie w temacie ułatwień typu poszukiwanie mieszkania, itd. Niewiarygodnie pomocni są, naprawdę, bardzo mnie to zaskoczyło na plus.

Czytaj również:
Koronawirus. Erik Cikos: Sportowcy na Słowacji sprzeciwili się rządowi
Michal Frydrych wspomina spotkanie z Leo Messim: Myślę, że spodziewał się zwycięstwa

Komentarze (0)