Trener Mirosław Smyła zapowiadał, że ma sposób na Zawiszę. Gospodarze zagrali uważnie w obronie i atakowali skrzydłami. Obrana na ten mecz taktyka początkowo nie przynosiła jednak efektów, bo wrzutki - to z lewej, to z prawej strony - były niedokładne. Tak było też w 30. minucie, ale tym razem tyszanom pomógł bramkarz Zawiszy Andrzej Witan, który zbił piłkę wprost na głowę Tomasza Kasprzyka. - Przed meczem uczulałem chłopaków, że Witan to materiał na dobrego bramkarza, ale jest jeszcze młody i mogą mu się przytrafiać takie błędy -mówił po meczu Smyła. Dla Kasprzyka to już trzecie trafienie w tym sezonie.
Piłkarze z Bydgoszczy w niczym nie przypominali drużyny, która tydzień wcześniej wygrała z Rakowem. Mieli duże problemy z konstruowaniem akcji ofensywnych, a w destrukcji popełniali sporo błędów. I kiedy wydawało się, że do przerwy nie będą już w stanie nic zrobić, zdobyli bramkę. Z lewej strony precyzyjnie dośrodkował Marcin Tarnowski, tyscy obrońcy nie upilnowali Piotra Bajery, który lekkim muśnięciem głową zmienił lot piłki, zaskakując tym Marcina Suchańskiego.
Pierwsza połowa meczu stała na słabym poziomie. Słońce nad stadionem GKS-u grzało tak mocno, że piłkarze wykorzystywali każdą przerwę w grze, by uzupełnić płyny. - To chyba najgorętszy dzień tego lata. Chwała zawodnikom obu drużyn za to, że przy takiej pogodzie udało im się w drugiej połowie stworzyć niezłe widowisko z dużą ilością bramek - mówił Smyła.
Faktycznie, piłkarze z szatni wybiegli jakby bardziej zmotywowani. Szczególnie korzystnie prezentowali się tyszanie, którzy szybko wyszli na prowadzenie. Mateusz Żyła długo holował piłkę, rozejrzał się dookoła, a widząc bierną postawę kolegów z zespołu, ale też obrońców przeciwnika, postanowił strzelić. Wyszła z tego fantastyczna bramka, bo silnie uderzona z 25 metrów piłka wpadła pod samą poprzeczkę. Kilkanaście minut później znowu nie popisali się obrońcy. Tyszanie wyszli z kontrą, a Łukasz Wesecki miał tyle czasu, że zdążył poprawić swój pierwszy nieudany strzał i zdobyć trzecią bramkę dla GKS-u.
Słaby mecz grał Lilo. Zdobywca dwóch bramek w spotkaniu z Rakowem często wymieniał się pozycjami z Szymonem Maziarzem, ale w ataku i na skrzydle prezentował się równie kiepsko. - Mało się o tym mówiło, ale w środku tygodnia wylądował w szpitalu z silnym zatruciem. Stawialiśmy go na nogi kroplówkami, żeby mógł dzisiaj zagrać - usprawiedliwiał Brazylijczyka trener Mariusz Kuras. Lilo obudził się dopiero po stracie trzeciej bramki. Dobrze wypatrzył ustawionego przed polem karnym Tomasza Szczepana, a po jego strzale i rykoszecie od jednego z tyskich obrońców, bydgoszczanie zbliżyli się na dystans jednej bramki.
Zawisza miał jeszcze pół godziny, by doprowadzić do remisu, jednak upał dawał się coraz bardziej we znaki i podopieczni trenera Kurasa nie byli już w stanie odpowiedzieć. W dodatku w ostatniej akcji meczu ośmieszył ich Krzysztof Bizacki. Tyski napastnik wpadł w pole karne, minął jak tyczki dwóch obrońców, a trzeci zatrzymał go faulem. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł sam poszkodowany, jednak lepszy w bezpośrednim pojedynku okazał się bramkarz Zawiszy. - Krzysiek był wyznaczony do karnych, ale stara zasada mówi, że faulowany piłkarz nie powinien strzelać. Będę go musiał solidnie opieprzyć - żartował trener Smyła. - A tak poważnie, chciałbym bardzo podziękować chłopakom. Odwalili dzisiaj kawał dobrej roboty.
GKS Tychy - Zawisza Bydgoszcz 3:2 (1:1)
1:0 - Kasprzyk 30'
1:1 - Bajera 37'
2:1 - Żyła 48'
3:1 - Wesecki 59'
3:2 - Szczepaniak 60'
GKS: Suchański - Mańka, Masternak, Zadylak, Dębowski, Kasprzyk (80' Odrobiński), Babiarz, Ankowski, Żyła (64' Wania), Wesecki (72' Wróbel), Bizacki.
Zawisza: Witan - Stefańczyk (72' Cuper), Dąbrowski, Łukaszewski, Warczachowski, Lilo, Piętka, Szczepan, Tarnowski, Maziarz (46' Magdziński), Bajera (82' Kozłowski).
Sędzia: Grzegorz Jabłoński (Kraków).
Żółte kartki: Warczachowski (Zawisza).
Najlepszy piłkarz GKS-u: Mateusz Żyła.
Najlepszy piłkarz Zawiszy: Tomasz Szczepan.
Piłkarz meczu: Mateusz Żyła.