Skrupulatnie składany domek z kart, który po październikowych meczach reprezentacji Polski wydawał się nabierać kształtów, runął w ciągu 90 minut meczu Ligi Narodów (0:2) w Reggio Emilia. W spotkaniu z Italią Biało-Czerwoni zaprezentowali się tak fatalnie, że pojawiły się doniesienia mówiące nawet o zwolnieniu Jerzego Brzęczka.
Oliwy do ognia dolał Robert Lewandowski. W pomeczowym wywiadzie dla TVP Sport zapytany o taktykę przygotowaną na to spotkanie przez selekcjonera, kapitan kadry wymownie milczał.
- To nie była oliwa, to nie było nawet podłożenie kawałka drewna. Robert po prostu dolał benzyny do ognia - mówi nam były napastnik reprezentacji Polski Grzegorz Mielcarski. - Bardzo doceniam go jako sportowca i człowieka, ale tak się nie robi. Według mnie Robert puścił wózek, który wszyscy w reprezentacji powinni ciągnąć w jedną stronę - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: Liga Narodów. 8 sekund ciszy Lewandowskiego. "Pewne słowa powinny paść między trenerem a drużyną"
Ekspert Canal+ zdaje sobie sprawę, że Lewandowski mógł być wściekły na postawę swoją i drużyny, jednak publiczna krytyka trenera - według niego - nie była potrzebna.
- Pewnie jego intencje były inne, rozumiem frustrację, ale pewnie przyjdzie w jego karierze moment, gdy stanie po drugiej stronie barykady. Wtedy sytuacja się odwróci - zauważa Mielcarski.
Były napastnik m.in. FC Porto dobrze zna obecnego selekcjonera kadry - to jego kolega z gry w reprezentacji w przeszłości. Jak - jego zdaniem - mógł zareagować Brzęczek na takie zachowanie kapitana druzyny?
- Pewnie się uśmiechnął. Jeśli coś Robertowi powiedział, to że ma pełne prawo do swojego zdania. Jednak na pewno wie, że są zasady, których powinno się przestrzegać. Nikt nie lubi być publicznie wskazywany palcem. Robert też miał w swojej karierze reprezentacyjnej czasy, gdy wyliczano mu minuty bez gola. Powinien wiedzieć, jak może się czuć dzisiaj selekcjoner - ocenia Mielcarski.
Pozostała już tylko modlitwa
Choć dziś trudno w to uwierzyć, przed spotkaniem z Włochami kibice i dziennikarze mówili głośno nawet o zwycięstwie. Rywale mieli przecież wielkie problemy - z powodu koronawirusa nie mogła zagrać co najmniej połowa zawodników ich podstawowego składu, a zakażony selekcjoner Roberto Mancini nie był obecny na zgrupowaniu.
Mielcarski: - Przed meczem z Włochami im więcej czytałem o problemach rywali, tym bardziej się tego spotkania obawiałem. Zaczęliśmy już snuć plany o turnieju Final Four w Polsce, nakręciliśmy ten balon do granic możliwości. I z doświadczenia wiem, że na piłkarzy to działa odwrotnie. Nie mam wątpliwości, że wszyscy nasi zawodnicy woleliby przegrać 0:4 z pierwszą reprezentacją Włoch, niż 0:2 z ich drugim garniturem.
- Widać było z kolei, że na Włochów ich problemy podziałały motywująco. Młodzi i nowi zawodnicy dostali szansę i chcieli koniecznie to wykorzystać. W nich Polska na pewno nie wzbudzała strachu - na pewno znają Lewandowskiego, Szczęsnego i Zielińskiego, Milik i Piątek siedzieli na ławce. Kogo oni mieli się więc bać? Z całym szacunkiem, ale młodzi polscy piłkarze są dla nich anonimowi.
Srebrny medalista olimpijski z Barcelony uważa, że w Reggio Emilia Biało-Czerwoni zawiedli przede wszystkim pod względem mentalnym. Jego zdaniem Polacy chcieli przeczekać początkowe ataki rywali i dopiero później spróbować zaatakować.
- Ten mecz był doskonałym przykładem tego, jak istotne jest nastawienie. My przyjęliśmy takie: dobra, o awans zagramy z Holandią u siebie, zacznijmy spokojnie, przetrwajmy kwadrans i ruszymy. Ale po 15 minutach ta kula śnieżna tak się nakręciła, że pozostała już tylko modlitwa. Jak Włosi nas wyczuli, to łapaliśmy się za głowy.
- Wszędzie czytam o taktyce, ale to nie ona spowodowała, że Kamil Jóźwiak nie potrafił przyjąć piłki. Prawie wszyscy nasi zawodnicy byli ogromnie spięci, a po kwadransie już przerażeni i ze sztywnymi nogami. W tenisie trudno o spokojną rękę przy serwisie, gdy się przegrywa 0:6. Tutaj było podobnie - podsumowuje.
Bez wiary nie pomoże najlepsza taktyka
W mediach pojawiły się doniesienia, że w przypadku kolejnego fatalnego występu, w środę przeciwko Holendrom, Jerzy Brzęczek może zostać zwolniony z funkcji selekcjonera. Ekspert Canal+ nie byłby zszokowany taką decyzją prezesa PZPN Zbigniewa Bońka.
- Wyobrażam to sobie, jak najbardziej. Nastroje są teraz tak podburzone, że wszystko jest możliwe, nie takie rzeczy w futbolu już widzieliśmy. Ciśnienie jest ogromne, dlatego teraz najbardziej potrzebna jest chłodna głowa. Czy jestem zwolennikiem zmiany? Przede wszystkim nie jestem zwolennikiem szaleństwa. Nie można oceniać trenera i piłkarzy tylko na podstawie jednego meczu. Może trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czego oczekiwano od selekcjonera w momencie zatrudnienia?
Mielcarski uważa, że od zespołu nie oczekiwano zwycięstw z Holandią i Włochami, ale na pewno liczono na rywalizację, podjęcie rękawicy. - Miał być awans na EURO 2020 i ten cel został zrealizowany. Drugim było pewne odmładzanie kadry i ten warunek też został spełniony. Ale na pewno nie potrafimy na dłuższą metę nawiązać walki z poważniejszymi rywalami, nie jesteśmy dla nich wymagającym przeciwnikiem.
Przed Biało-Czerwonymi teraz szansa na odkupienie win. Nie brakuje jednak głosów, że największym przeciwnikiem Holendrów w środowy wieczór będzie murawa Stadionu Śląskiego, a nie polscy piłkarze.
- Spotkanie z Holandią to ogromna szansa na podniesienie głowy przez naszych piłkarzy. Ten ogień będzie się jeszcze tlił, ale może zostać przygaszony. Jestem pewien, że mentalnie będziemy wyglądać zupełnie inaczej niż we Włoszech. A to jest fundament, bez wiary nie pomoże nawet najlepsza taktyka. Stać nas na lepszy mecz, w ostatnich latach z rywalami z wyższej półki pokazywaliśmy się kilka razy z bardzo dobrej strony - kończy.
Mecz Polska - Holandia w Lidze Narodów w środę o godz. 20:45.
Kamil Kosowski krytykuje Roberta Lewandowskiego. Czytaj więcej--->>>
Reprezentant Polski na celowniku wielkiego klubu. Czytaj więcej--->>>