- Proszę nie pisać, że jestem historykiem! Jestem dziennikarzem! - krzyczał do słuchawki Andrzej Gowarzewski. Grzecznie przeprosiłem i obiecałem, że więcej to się nie powtórzy. Przecież dobrze wiedziałem, że nie tylko zbierał statystyki i grzebał w archiwach. Potrafił pisać. I to jak. Całe moje pokolenie kibiców i dziennikarzy wychowało się na książce "Od Realu do Ajaksu", którą napisał z Benkiem Gryszczykiem i Andrzejem Koniecznym.
- To była jedna z pierwszych książek, które zmieniły rynek. Wcześniej wychodziły książki szkoleniowe, z treningami i tak dalej. A to była publicystyczna bomba. Zmienili sposób pisania o piłce. Oczywiście był to też specyficzny czas, polska piłka niesamowicie się rozwinęła i za tym poszła cała publicystyka. Ale faktem jest, że Gowarzewski był pionierem - mówi Kazimierz Marcinek, przyjaciel Gowarzewskiego. I dodaje: - Poznaliśmy się, gdy "nagrałem" mu napisanie książki dla wydawnictwa "Sport i Turystyka". To była książka o mundialu w 1974 roku, którą pisał razem z Grześkiem Stańskim. Pobiła wszelkie rekordy. Było kilka dodruków, w sumie sprzedał ponad milion egzemplarzy. Nie sądzę, by do tej pory jakaś książka sportowa to przebiła.
Gdy dzwonił Gowarzewski, rozmówca od razu stawał na baczność. - Był bezkompromisowy. Jeśli miał jakieś przekonania, był gotowy bronić ich do upadłego, choćby był sam przeciw wszystkim - opowiada Paweł Czado, dziennikarz specjalizujący się w piłce śląskiej.
Choć był 33 lata starszy, mieliśmy kilka spięć, ale też i duży szacunek. Bo Gowarzewskiego musiał szanować każdy. Wkład, który wniósł do polskiego futbolu, był nie do przecenienia. Można powiedzieć, że usystematyzował cały polski futbol, jego encyklopedie piłkarskie Fuji stoją na półce wielu kibiców i z pewnością każdego kolekcjonera książek sportowych.
- Nie ma poważnego dziennikarstwa sportowego bez odniesienia się do pracy Gowarzewskiego. Jeśli mówi się, że nie ma osób nie do zastąpienia, to on taką osobą był. Nie da się go zastąpić. Był przy tym najwybitniejszym historykiem mistrzostw świata. Nie tylko w Polsce, na świecie. Jego "Encyklopedia piłkarskich mistrzostw świata" to dzieło fundamentalne, punkt odniesienia dla historyków futbolu na całym globie - mówi Leszek Jarosz, dziennikarz sportowy TVP.
- Bez dwóch zdań był postacią wybitną. Ważne jest, żeby pamiętać, że nie tylko był fantastycznym historykiem, ale też świetnym publicystą. O tym czasem się zapomina, niesłusznie - zaznacza Paweł Czado. - Śmierć Andrzeja Gowarzewskiego to koniec pewnej epoki.
Niedawno książki Gowarzewskiego zyskały "znak jakości" PZPN. Sam autor i twórca wydawnictwa GiA długo o to zabiegał i w końcu się udało. Od tej pory stał się jakby "oficjalnym kronikarzem polskiej piłki". Na pewno zostanie zapamiętany jako wielki dziennikarz, statystyk, historyk. Ale też i trudna postać. Z wieloma osobami ze środowiska miał - jak mówią kibice - "kosę". Na śmierć i życie. Bo co tu dużo mówić, Gowarzewski mówił, co myśli, często w formie ekstremalnej. Miał wielu wrogów, sam często ich tworzył. Wielokrotnie musiałem "odpierać ataki", ale zawsze udało się obrócić wszystko w żart. Na szczęście, bo dla wielu młodszych dziennikarzy, również dla mnie, był postacią pomnikową, guru, wyrocznią. Muszę powiedzieć, że wizyta w jego archiwum, to było doznanie z innego świata. Nie setki a tysiące, dziesiątki tysięcy gazet, książek, starych opracowań.
W tym te o Erneście Wilimowskim, którego postać odkurzył, odkrył na nowo dla polskiej piłki. Przez wiele lat wszyscy czekali na jego książkę o "Ezim". Nie ukazała się, ale mam nadzieję, że wyjdzie, że nie jest to praca stracona bezpowrotnie. Tym bardziej że - jak dodaje Kazimierz Marcinek - była już właściwie gotowa do druku. - Jeszcze tylko chciał coś dodać, jeszcze tylko jedną rzecz - mówi.
- Był postacią nietuzinkową, a postaci nietuzinkowe mają swój sposób patrzenia na świat. Możesz go odrzucić albo zaakceptować i dowiedzieć się czegoś o świecie. Kilka miesięcy temu był w Warszawie i wpadł do mnie, co nie ukrywam, było zaszczytem. Nie piję alkoholu, ale cóż, ten jeden raz złamałem zasady. Dla kilku godzin z Andrzejem Gowarzewskim było warto - mówi Jerzy Chromik z TVP.
- Myślę, że miał największe archiwum w Polsce - uważa Kazimierz Marcinek. - Ale jeśli mówimy o nim jako o trudnym człowieku, to jasne, nie będę się z tym kłócił. Jednak to by było nie w porządku, żeby był tak zapamiętany. To był bardzo fajny facet, z dobrym poczuciem humoru. Zawsze pomocny. No pewnie, że się kłócił. Ze mną też, przecież wiele lat z nim współpracowałem. Ale nie był głuchy na argumenty. Wszystko robił tylko po to, żeby książki były jak najlepsze. Bo on był wielkim dziennikarzem. Byliśmy razem na mundialu w Stanach Zjednoczonych, widziałem go przy pracy, jak zbiera materiały, dokumentuje, rozmawia. To był tytan pracy. A że niektórzy go nie lubili? No cóż, Andrzej wychodził często z założenia, że wie więcej niż rozmówca. Zazwyczaj zresztą tak było - śmieje się Marcinek.
W ostatnich latach Gowarzewski podupadł, ciężko chorował, ale nic nie wskazywało na najgorsze. Zmarł nagle. Jego pogrzeb odbędzie się (prawdopodobnie) w piątek 20.11 o godzinie 14 w Katowicach Panewnikach w parafii św. Ludwika.
ZOBACZ Nie żyje Edward Borysewicz
ZOBACZ Ernest Wilimowski - tragiczny wybór